Więcej podobnych tematów na stronie głównej Gazeta.pl
April Charlesworth w kwietniu ubiegłego roku została poważnie poparzona w wyniku eksplozji grzejnika, do jakiej doszło podczas przyjęcia urodzinowego jej kuzynki Ashleigh w jednym z pubów w Sudbury w Anglii. Wskutek wybuchu obie kobiety doznały poważnych poparzeń ciała i twarzy.
Jak wspominała April w rozmowie z "The Sun", ich twarze nagle stanęły w płomieniach. Asleigh, która z zawodu jest pielęgniarką, starała się zachować zimną krew i na własną rękę zgasić płomienie. April wpadła jednak w panikę. - Kiedy jesteś w takiej sytuacji, nie wiesz, jak masz się zachować. Nie myślisz rozsądnie - przyznała.
- To wszystko wydawało się nierealne. Ciągle powtarzałam, że wszystko ze mną w porządku i chcę wrócić do domu, by zobaczyć się z synem - relacjonuje.
W rzeczywistości jednak ich stan był na tyle poważny, że tuż po przewiezieniu do szpitala, lekarze zdecydowali się wprowadzić kobiety w stan śpiączki farmakologicznej. Poparzeniu uległy zarówno ich twarze, jak i szyje, klatki piersiowe i ręce. W rozmowie z BBC April wyznała, że ból, jaki odczuwała po wybudzeniu, był wręcz "nierealny". Obie kobiety wymagały także przeszczepów skóry.
Jak przyznają, przez wiele dni po wypadku nie były w stanie spojrzeć w lustro. Dopiero gdy Ashleigh przez przypadek zauważyła swoje odbicie na ekranie tabletu, zrozumiała, że musi zaakceptować to jak wygląda. - Popłakałam się, ale przynajmniej wiedziałam już, jak wyglądam. Zrobiłam zdjęcie i wysłałam je April. Chciałam, żeby wiedziała, że jesteśmy w tym razem - opowiada Ashleigh w rozmowie z BBC.
April nie chciała jednak oglądać zdjęcia wysłanego przez kuzynkę. Przez wiele tygodni nie zdecydowała się również zobaczyć swojego odbicia. Zrobiła to dopiero podczas spotkania z kuzynką, gdy obie wyszły już ze szpitala. - Płakałyśmy i przytulałyśmy się nawzajem - wspomina April. Jak przyznaje, sytuacja była traumatyczna również dla jej syna, który przez kilka miesięcy bał się usiąść obok niej na kanapie.
W powrocie do normalności pomogła im Fundacja Katie Piper, która zajmuje się pomocą przy rehabilitacji oparzeń. To właśnie dzięki wsparciu jej pracowników, kobiety stopniowo zaczęły akceptować swój wygląd. Z czasem postanowiły też zacząć dzielić się swoją historią w mediach społecznościowych, co było dla nich kolejną formą terapii.
Teraz obie kobiety starają się wieść normalne życie, stając się inspiracją dla innych osób, które uległy podobnych wypadkom.
Wasze historie i opinie są dla nas ważne. Czekamy na Wasze listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.
***
Kobieta.gazeta.pl jest dla Was i to dla Was cały czas piszemy na różne tematy. Nie oznacza to jednak, że Ukraina schodzi na dalszy plan. To cały czas bieżąca i bardzo istotna kwestia. Wszystkie najważniejsze informacje znajdziecie tutaj: wiadomości.gazeta.pl, kobieta.gazeta.pl/ukraina.