Była szefowa amerykańskiego Czerwonego Krzyża: Polska to chlubny przykład

Aga Kozak
- W całym tym procesie naprawdę ważne jest, żeby osoby uchodźcze mogły dokonywać swoich własnych wyborów i podejmować własne decyzje. Ich decyzja zawsze będzie najlepiej działać dla nich - to oni widzą, czy potrzebują koca czy garnków, wiedzą, w jakim miejscu chcą się zatrzymać - mówi Carrie Timko-Santos, była dyrektorka amerykańskiego Czerwonego Krzyża, przez dziewięć lat odpowiedzialna za politykę uchodźczą w Departamencie Stanu USA.

Aga Kozak: Odwiedziła pani niedawno Polskę…

Carrie Timko-Santos* była Executive Director w Amerykańskim Czerwonym Krzyżu, później przez lata odpowiedzialna za politykę uchodźczą w Departamencie Stanu USA: …a dokładniej Warszawę. Uznaliśmy, że nie będziemy jechać na granicę i zapychać korytarz komunikacyjny dla pomocy humanitarnej. 

Carrie Timko - Santos z wizytą w PolsceCarrie Timko - Santos z wizytą w Polsce fot. Jacek Waszkiewicz

Takie podejście wynika z pani wieloletniego doświadczenia na tym polu. Pracowała pani w organizacjach pomocowych przez wiele lat, obserwowała więc pani, jak zmienia się ich oblicze.

Ich charakter, zasięg, sposoby pomagania - to wszystko zmienia się właściwie ciągle, bo osoby, które pracują dla organizacji pomocowych ciągle ulepszają sposoby, na jakie można np. odczytywać czy oceniać potrzeby. Po każdej katastrofie, przy której się pomaga, osoby z organizacji pomocowych robią ewaluację swoich działań i pytają: co możemy zrobić lepiej?

Kiedy pracowałam dla Czerwonego Krzyża, przedyskutowaliśmy na przykład to, że ofiarom huraganów czy innych kataklizmów lepiej jest dawać wypłatę w gotówce, niż koce czy garnki. Staraliśmy się tłumaczyć - lata temu! - darczyńcom, że jeśli mogą dać poszkodowanym 20 dolarów i oni sami mogą wybrać, w jaki sposób mogą je wydać na miejscu - to jest to o wiele efektywniejsze niż kupowanie towarów w jednym kraju i na przykład przewożenie ich transportem lotniczym do innego.

Teraz taka forma wypłaty w gotówce to norma, kiedyś tak nie było. To jedna z rzeczy, które znacząco się zmieniły.

Czego jeszcze nauczyła panią praca pracy dla Czerwonego Krzyża?

Tego, że zawsze przy okazji katastrof, kataklizmów czy wojen będziemy mieli do czynienia z dyskusją prędkość versus wpływ.

Nauczyłam się, że większe, bardziej rozbudowane - ale też zamierzone i adekwatne - czynności pomocowe zajmują czas, bo wymagają o wiele więcej koordynacji, pracy. Wiele osób myśli, że musi zrobić coś szybko, w reakcji na coś i robi to po swojemu, ale jeśli ich działania nie będą skoordynowane z większą całością pomocy, ich działanie nie będzie miało takiego przełożenia, jakie mogłoby mieć.

Pamiętam, jak działaliśmy w 2013 roku, gdy na Filipinach uderzył tajfun. Nie zdecydowaliśmy się wtedy, żeby po prostu polecieć tam i zarzucić kraj rzeczami: najpierw poprosiliśmy lokalne oddziały Czerwonego Krzyża o diagnozę potrzeb, co oczywiście zajęło trochę czasu, ale dzięki temu mogliśmy działać celowo.

Zobacz wideo

Do pani rozumienia pomocy humanitarnej doszły jeszcze inne punkty widzenia…

Ma pani na myśli to, że pracowałam dla Departamentu stanu USA? A jeszcze do tego teraz, jako dyrektorka generalna Entrepreneurs Organization współpracuję ściśle z biznesem. Co mnie zdziwiło, to to, że wszystkie te sektory nie mają takiej swobody we wspólnej pracy: znają swoje misje, role, ale nie widzą tego, co mogą zaoferować sobie nawzajem. Dzięki swojemu doświadczeniu widzę i wiem co mogą sobie zaoferować - widzę więc siebie jako osobę, która może łączyć te wszystkie sektory.

W Warszawie widzieliśmy przykłady prywatnych firm, które np. otwierały swoje przestrzenie dla osób uchodźczych, dając ogromnie dużo zaangażowania, jednak ponieważ nie rozumiały, w jaki sposób działa np. pomoc rządowa czy międzynarodowa, nie mogły się z nią skoordynować. A czasem potrzebne są naprawdę proste rozwiązania: np. wymienić osoby telefonami i zachęcić do współpracy.

Ale pamiętajmy, że owo połączenie sektorów - również też w przypadku pomocy humanitarnej - zajmuje czas.

Czym zajmowała się pani podczas swojej pracy dla Departamentu Stanu?

Również z pomocą humanitarną - rząd Stanów Zjednoczonych jest bowiem hojnym darczyńcą. Pracowałam blisko zarówno z Organizacją Narodów Zjednoczonych, jak i światową centralą Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i starałam się w tej pracy uwzględniać moje dotychczasowe doświadczenie. Jako reprezentantka Departamentu Stanu sprawdzałam, jak nasze działanie realnie pomaga potrzebującym. 

Teraz pracuje pani również z biznesem. Wiele firm prywatnych i korporacji w obliczu kryzysu humanitarnego poczuło, że musi pomóc. Jaką ścieżkę postępowania by pani dla nich rekomendowała?

Każda firma czy korporacja może się najpierw przyjrzeć w czym jest dobra, w czym się specjalizuje i czy w obecnej sytuacji akurat jest potrzeba takich usług. Oczywiście zawsze sprawdzi się po prostu gotówka - odłożenie części zysków na szlachetny cel. Ale niektóre firmy naprawdę mogą pomóc, poświęcając część swojego czasu i usług - np. Czerwonemu Krzyżowi zawsze pomagały firmy transportowe.

Zamiast kupować samoloty, mogliśmy korzystać z usług DHL-u czy FedExu, które robiły to w ramach dobroczynności i jest to przykład współpracy idealnej pomocy humanitarnej i biznesu. Kiedy byłam w naszej centrali w Warszawie, zauważyłam, że wielu członków Entrepreneurs Organization ma ogromne umiejętności załatwiania najpotrzebniejszych rzeczy albo pozyskiwania na nie pieniędzy, a potem przekazywania ich tam, gdzie były potrzebne. Niektóre sieci biznesowe zajęły się pozyskiwaniem schronień dla osób - i szło to niesłychanie szybko, szybciej niż NGOsom, które jednak biznes słusznie poprosił o ekspertyzę przy swoich działaniach. Widziałam też biznes zaangażowany w programy edukacyjne i opiekuńcze dla najmłodszych, gdzie tak naprawdę potrzeba o wielu więcej zabezpieczeń niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, żeby zbudować bezpieczne miejsca dla dzieci.

Czy jest coś w działaniach rządu, bądź rządów, co by pani pochwaliła?

To, w jaki sposób państwa z Europy Środkowowschodniej otworzyły swoje granice. Bo po 11 września zamknęliśmy się na osoby w kryzysie.

To, że Polska od razu podjęła decyzję o wpuszczeniu Ukraińców, jeszcze do tego na przykład zapewniając im bezpłatne przejazdy pociągami - to praktyka, którą koniecznie trzeba docenić i pokazywać jako chlubny przykład.

Jak również i to, że Polacy otworzyli serca na potrzeby sąsiadów, co pewnie byłoby trudniejsze, gdybyście nie byli tak bliscy kulturowo. Dla mnie dużym przeżyciem było oglądanie centrów wystawienniczych czy niegdysiejszych marketów przerobionych na centra pomocy dla osób uchodźczych, być może również dlatego, że w swojej karierze widziałam wiele sposobów na ich zakwaterowanie - często np. w budynkach bez działającej kanalizacji etc. U was wszystko świetnie działało, daliście ludziom schronienie w godnych warunkach i ustaliliście nowe standardy opieki. Z rozmów, które odbyłam z osobami uchodźczymi, wynikało, ze jest im ciepło, że czują się zaopiekowane, ale też że poczuły się bezpiecznie, gdy tylko przekroczyły granicę.

Pani przybyła nie tylko ze swoim know-how czy telefonem pełnym kontaktów, ale też z konkretną pomocą.

Nie mieliśmy plecaków wyładowanych rzeczami, bo wiedzieliśmy, że na miejscu są członkowie Entrepreneurs Organization, którzy są w stanie kupić w Polsce wszystko to, czego było potrzeba: od podpasek po podręczniki.

Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli rzeczy można kupić na miejscu, to jest to lepsze dla ekonomii pomagającego kraju, niż wożenie rzeczy z daleka - to też forma wspomagania kraju, który pomaga. Ale też oszczędza się na kosztach przewozu, przechowania czy oszczędza się czas, który towary spędziłyby na przykład na cle.

Naszą rolą było raczej rozpowszechnienie informacji pomiędzy ponad 16 tysiącami członków naszej organizacji, że potrzebujemy nakładów finansowych, za które tu w Polsce, kupimy potrzebne rzeczy. Nie chcieliśmy, żeby osoby uchodźcze dostawały też rzeczy pochodzące z czyszczenia szafy innej osoby - bo to nie jest w porządku.

Czyli że pani przyjechała z pieniędzmi.

Tak, bo są ważne, ale zaoferowanie swoich umiejętności, nawet biznesowych, jest równie istotne. Nie jestem zwolenniczką oddawania całej odpowiedzialności tylko organizacjom humanitarnym, bo jeśli znasz na przykład ukraiński, polski, rosyjski i masz na przykład jakieś doświadczenie w logistyce - też możesz być przydatny. Nie mówiąc już o osobach mogących pomóc w edukacji czy rozwiązaniach dotyczących IT. I powtórzę: trzeba myśleć o lokalnych dostawcach, lepiej wesprzeć ludzi, którzy umieją załatwić czy kupić sprzęt tutaj, na miejscu, niż sprowadzać go z Doliny Krzemowej. Ale tak, kiedy przyleciałam do Polski z niewielką grupą współpracowników, chciałam pokazać członkom mojej organizacji, którzy postanowili wesprzeć osoby uchodźcze finansowo, że pieniądze są dobrze wydawane.

Carrie Timko - Santos i jej współpracownicy z wizytą w WarszawieCarrie Timko - Santos i jej współpracownicy z wizytą w Warszawie fot. JACEKWASZKIEWICZ.COM

A dla pani dobrze wydawane to przekazane osobom uchodźczym.

Tak, bo w całym tym procesie naprawdę ważne jest, żeby osoby uchodźcze mogły dokonywać swoich własnych wyborów i podejmować własne decyzje. Ich decyzja zawsze będzie bowiem najlepiej działać dla nich - to oni widzą czy potrzebują koca czy garnków, wiedzą w jakim miejscu chcą się zatrzymać.

Być może właśnie tu, gdzie chcą się osadzić, mają przyjaciół, a nie na przykład w Amsterdamie? To oni będą też najlepszymi ekspertami od zdrowia psychicznego swoich dzieci. Przez wiele lat obserwowałam, że organizacje, które dają osobom uchodźczym pieniądze, potem mają największe sukcesy w opanowywaniu kryzysu.

To rozwiązanie, które pozwala osobom uchodźczym kształtować samodzielnie swoją przyszłość.

Dokładnie. Byłoby świetnie, gdyby osoby uchodźcze mogły znaleźć pracę czy zajęcie, wrócić do nauki lub ją rozpocząć.

W przypadku tego kryzysu mamy do czynienia z dużą liczbą matek, które uciekły z dziećmi - zapewniając żłobki czy przedszkola, damy matkom szansę zapracować na siebie czy studiować.

To też bardzo ważne, że wy, Polacy, zadbaliście o edukację dzieci, bo wracając do swojego kraju po wojnie będą mogły przyczyniać się do jego wzrostu i będą mogły same zadbać o swoją przyszłość. Bardzo ważne jest, by wszystkie te osoby uchodźcze miały zajęcie - dla swojego zdrowia psychicznego - ale też dlatego, by mogły czegoś się nauczyć i lepiej odbudowywać swój kraj.

Autonomiczność…

… zdolność zapanowania nad swoim życiem to też część procesu leczenia się z traumy, co jest naprawdę ważne w przypadku ucieczki z kraju w przypadku wojny.

Pamiętajmy, wszyscy, którzy chcą decydować za siebie - powinni mieć do tego prawo i to sprawi, że będą o wiele sprawniejsi.

Możliwość kontrolowania jakichś aspektów życia, gdy straciło się - podczas ucieczki ze swojego kraju - możliwość kontrolowania czegokolwiek ze swojego "starego życia", daje ogromne poczucie sprawczości. Dla mnie niesamowite było to, co usłyszałam w Warszawie czy Bukareszcie, co rozbiło pewien rodzaj mojego myślenia - mianowicie sądziłam, że osoby uchodźcze będą chciały zamieszkać w Londynie czy Amsterdamie, miastach, które dadzą im możliwości.

Tymczasem nie chcą.

Dokładnie! Po tym, gdy wysłuchano ich potrzeb, było jasne, że wolą być blisko swojego kraju, swojej diaspory, którą zbudowali w Polsce i państwach ościennych Ukrainy. Słyszałam o przypadkach tego, że Ukraińcy jechali do bezpiecznych schronień w Niemczech tylko po to, by wrócić do Polski czy Mołdawii również dlatego, że czują, że te kraje są też kulturowo bliższe.

To po raz kolejny potwierdziło to, czego nauczyłam się przez te wszystkie lata: nie zakładaj czegoś z góry, lecz słuchaj potrzeb. Pomaga, gdy można się porozumieć paroma prostymi zdaniami, a przecież polski jest łatwiejszy dla Ukraińców, zawsze mogą wesprzeć się tłumaczeniami osób z Ukrainy, które były w Polsce przed wojną.

Część z was, Polaków mówi też po rosyjsku, co również pomoże.

Pani sama mówi po polsku i rosyjsku, prawda?

Studiowałam częściowo na Uniwersytecie Jagiellońskim, mieszkałam w Krakowie, uczyłam się rosyjskiego w liceum a polskiego na studiach. To historia na kompletnie inny wywiad ale ponieważ moje korzenie są w Polsce i na Słowacji, ten pobyt i nauka języka były dla mnie bardzo ważne. Mam poczucie, że również ten wymiar mojego doświadczenia mógł zapracować w przypadku tego kryzysu humanitarnego. To, co obserwuję - a co jest również bardzo ważne dla organizacji, którą teraz reprezentuję - to to, że ludzie pomagając, naprawdę wykorzystali swoje talenty i umiejętności: czy tworząc wspaniała grupę "Zasoby", czy gotując zupę dla uchodźców. Wierzę, ze gdy korzystamy z tego, co naprawdę umiemy, pomagamy światu wzrastać, nawet w tak trudnych warunkach, z jakimi mamy do czynienia teraz.

Carrie Timko - Santos w PolsceCarrie Timko - Santos w Polsce JACEKWASZKIEWICZ.COM

*Carrie Timko-Santos - pełni stanowisko dyrektorki generalnej Entrepreneurs Organization (EO) - największej na świecie organizacji zrzeszającej przedsiębiorców. Santos przez dziewięć lat była odpowiedzialna za politykę uchodźczą w Departamencie Stanu USA. Wcześniej 8 lat pracowała jako Executive Director w Amerykańskim Czerwonym, gdzie odpowiadała za reagowanie na kryzysy międzynarodowe.

Więcej o: