Wymazywanie kobiet w Afganistanie. "Podczłowiek. Sługa. Bezwolna istota"

Gdy oczy całego świata zwrócone są na Ukrainę, w Afganistanie talibowie zwiększają presję na kobiety. Obejmując władzę w połowie sierpnia 2021 roku, zapewniali, że nie mają zamiaru przywracać drastycznych praw, jakie obowiązywały za ich pierwszych rządów w latach 90. Po 9 miesiącach wprowadzili dekret nakazujący kobietom zakrywanie ciała od stóp do głów, pozostawanie w domach i rezygnację z pracy. O sytuacji kobiet w Afganistanie rozmawiamy z dr Ludwiką Włodek ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, autorką książki "Buntowniczki z Afganistanu".

Urszula Abucewicz, Gazeta.pl: Honor jest bardzo ważny w kulturze muzułmańskiej. Zastanawiam się więc, dlaczego talibowie mają go za nic, łamiąc dane słowo. Obiecywali, że nie będą zamykać szkół dla dziewcząt, zwalniać kobiet z pracy czy nakazywać chodzenia w burkach. Postąpili zupełnie inaczej.

dr Ludwika Włodek: Talibowie obietnice o respektowaniu praw kobiet kierowali do Zachodu, którego nie szanują i którym gardzą. Uważają, że ludzie Zachodu to niewierni, żyją według zasad sprzecznych z nakazami islamu. Skłamać komuś takiemu, zdaniem talibów, nie jest żadnym problemem. Świat Zachodu nie jest audytorium, z którego zdaniem by się specjalnie liczyli. Liczyć należy się z osobami ze swojego plemienia, od którego oczekuje się respektowania zasad w takim samym stopniu jak od siebie.

W kontakcie z Zachodem absolutna prawda nie jest wartością. Można wziąć od niego co najwyżej pieniądze, ale o szacunku zapomnijmy.

dr Ludwika Włodekdr Ludwika Włodek Ksawery Zamoyski

Przestrzeganie praw kobiet było jednym z warunków, od spełnienia którego kraje Zachodu uzależniały pomoc gospodarczą.

Dla talibów Islamska Republika Afganistanu była krajem grzesznym i okupowanym przez wrogi miejscowej kulturze Zachód. Przez 20 lat prowadzili z nim walkę właśnie po to, aby wprowadzić własne porządki, które opierają się na bardzo specyficznej wizji islamu.

Dla Afgańczyków obietnice talibów były dużo mniej wiarygodne. Na Zachodzie trochę się dziwiono, dlaczego mieszkańcy uciekają w panice, przecież talibowie zapewniają, że nie będzie żadnych rozliczeń i dla wszystkich znajdzie się miejsce w nowym państwie. Afgańczycy, którzy spędzili wiele lat na tym, żeby zwalczać talibską mentalność, dokładnie wiedzieli, że na myślenie otwarte i postępowe, w kraju rządzonym przez talibów, miejsca nie będzie. Znali ich nie tylko z konferencji prasowych i wywiadów dla zachodnich mediów. Słyszeli, co każdego dnia mówią i piszą do afgańskiego audytorium.

To nie tak, że talibowie nagle po 20 latach wyszli z niebytu. Oni przez te 20 lat cały czas w Afganistanie byli. W różnych latach kontrolowali czasem 30, a czasem 50 proc. terytorium kraju, wprowadzając tam własne porządki. Kobiety były kamieniowane, dziewczynki nie chodziły do szkoły i stosowano inne drakońskie prawa, dlatego Afgańczycy nie mieli złudzeń wobec talibów.

Są też tacy, którzy ich popierają i uważają, że tak właśnie powinno wyglądać życie.

Po czterdziestu latach wojen część Afgańczyków bardzo liczyła na pokój, a szczególnie mieszkańcy tych prowincji, gdzie trwały działania wojenne. Nie dość, że padali ofiarami amerykańskich ataków dronowych, tragicznych pomyłek, w efekcie których zamiast talibów zabijano pokojowo nastawionych cywilów, to nie stawali się beneficjentami różnych dobrych rozwiązań w takim samym stopniu jak mieszkańcy spokojniejszych części kraju. Mieli naprawdę dużo powodów, żeby nienawidzić Amerykanów i całej zachodniej koalicji. Ci ludzie patrzyli na talibów jak na zbawców, którzy wreszcie zaprowadzą pokój. Spowodują, że nie będzie zamachów bombowych i ostrzeliwania wiosek. Okazało się, że nowa władza nie potrafi spełnić nawet tych warunków. Teraz, zamiast Stanów Zjednoczonych, ataki z dronów przeprowadza Pakistan, ścigając na terenie Afganistanu talibów pakistańskich. A ataki terrorystyczne tak jak kiedyś przeprowadzali talibowie, tak teraz konkurencyjne Państwo Islamskie Chorasanu. Stałości nowej władzy bardziej zagraża nieumiejętność zapewnienia bezpieczeństwa niż wprowadzanie drakońskich przepisów wobec kobiet.

Aczkolwiek podział na wielkomiejskie elity, które popierały prozachodni rząd, i wieś, która opowiedziała się po stronie talibów, jest wielkim uproszczeniem. Także w prowincjach wielu Afgańczyków i Afganek nie zgadza się z konserwatywną wizją społeczeństwa. Kobiety, choć same są często analfabetkami, cenią sobie wykształcenie i cieszyły się, że ich córki chodziły do szkoły. Mężczyźni też widzą w swoich córkach i żonach ludzi i chcą, żeby mogły się rozwijać i samorealizować.

Afgańskie mamy z dziećmiAfgańskie mamy z dziećmi Fot. Ebrahim Noroozi / AP Photo

Jedną z pierwszych decyzji talibów było zamknięcie Ministerstwa Kobiet i powołanie Ministerstwa Wspierania Cnót i Zwalczania Występków. Niezależna Komisja ds. Praw Człowieka też przestała funkcjonować. Chalid Hanafi z nowo powołanego resortu powiedział: "Chcemy, żeby nasze kobiety żyły godnie i bezpiecznie". W dekrecie oprócz obowiązku zakrywania się od stóp do głów jest mowa również o tym, że kobiety powinny zostać w domach i nie pracować. Zastanawiam się, czy specjaliści od cnót wiedzą o czym mówią, pozbawiając kobiety dostępu do pracy. Dekret może oznaczać dla nich i dla ich rodzin życie w skrajnym ubóstwie.

Talibowie nie potrzebują takich instytucji, ponieważ nie wierzą w wartości i prawa, które one miały wspierać. Wyznają rygorystyczną wersję islamu. Jej naczelną zasadą jest purdah. Polega ona na oddzieleniu kobiet od mężczyzn. Jej namacalną stroną jest zasłona, którą kobieta ma nakładać, wychodząc poza dom rodzinny.

Nie chodzi tylko o ubiór. Kobieta nie może utrzymywać kontaktu z mężczyzną, który nie jest z nią spokrewniony. Oznacza to, że jest ograniczona de facto tylko do sfery prywatnej, do domu. W sferze publicznej, zdaniem talibów, w ogóle nie powinna występować. Spojrzenie na nią przez obcego mężczyznę jest zagrożeniem dla jej czci, która definiuje honor mężczyzny. To męski opiekun: ojciec, brat albo mąż jest obarczany winą, gdy zostanie złamana zasada purdah.

Zgodnie z tym punktem widzenia, zasłona chroni kobietę przed światem zewnętrznym, z którym kontakt może ją zbrukać, a przez to honor mężczyzny zostaje splamiony. To nie talibowie pierwsi zaczęli mówić, że hidżab chroni cześć kobiety. Wielu konserwatywnych muzułmanów, nie tylko w Afganistanie uważa, że chusta jest tarczą dla kobiety, dzięki której może czuć się bezpieczna, godna i przez to szczęśliwa.

Trzeba pamiętać, że w społeczeństwie, w którym obowiązuje rozdział płci, młodzi mężczyźni wychowują się w zasadzie nie znając kobiet. To są dla nich istoty trochę jak z księżyca. Gdy chłopiec osiągnie wiek siedmiu lat, trafia pod opiekę ojca i żyje w świecie mężczyzn. Nie obcując z kobietami, może nie wiedzieć, że mogą być błyskotliwie, inteligentne, że mogą mieć ambicje i marzenia. W związku z tym wywodzący się z bardzo konserwatywnych środowisk talibowie mają mylne i uproszczone wyobrażenie o tym, kim są i jakie są kobiety.

Dla niektórych kobiet wyznających islam - hidżab jest częścią tożsamości. Noszą go z własnej woli, akcentując w ten sposób swoją przynależność do kultury i religii. Jednak talibowie nakazali zasłanianie całego ciała. Trudno w tym stroju doszukiwać się jakiejkolwiek mocy.

To jest bardzo stopniowalne. Wiele kobiet uważa, że hidżab wcale nie jest potrzebny, żeby być muzułmanką. Inne zakładają go świadomie, a są takie, które robią to ze względu na presję otoczenia. Musimy pamiętać, że w Afganistanie przez ostatnich 20 lat wszystkie kobiety nosiły hidżab. Byłam tam wielokrotnie i nigdy nie widziałam na ulicy Afganki bez chustki, bez zasłoniętych rąk i nóg.

Między hidżabem a burką jest ogromna przepaść. Burka sprawia, że człowiek zostaje kompletnie pozbawiony tożsamości. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy, a twarz odzwierciedla nasze emocje. W momencie, gdy nakazuje się zasłonić oczy i twarz, kobieta zostaje całkowicie wymazana.

We wtorek, trzy dni po wprowadzeniu nakazu, odbyła się nieduża demonstracja Afganek. Krzyczały: "Sprawiedliwość, sprawiedliwość". "Mamy dosyć presji". "Burka to nie jest nasza tożsamość". My się z nią nie identyfikujemy. Mamo prawo do ubierania się tak jak chcemy i wyrażania swojej tożsamości przez wygląd. Nie wszystkie muzułmanki popierają całkowitą zasłonę. Kiedy ostatnio byłam w Kabulu w marcu 2021 roku, burki nosiły w zasadzie tylko żebraczki. Wszystkie inne kobiety włosy miały zakryte chustką.

Burka nawet z psychologicznego punktu widzenia wymazuje kobietę z życia: stajesz się nikim. Oczywiście, czasem można trafić na takie opinie, że zakładając burkę w obcym miejscu, można poczuć się bezpiecznie, być incognito. Wszystko zależy od kontekstu. Inaczej, jak sama wybierasz taki strój, a inaczej jak ktoś ci go narzuca.

Fundamentaliści islamscy boją się kobiecej seksualności i cielesności. Uważają ją za dużo bardziej niebezpieczną niż męską. I stąd bierze się maniakalne wypieranie kobiet ze sfery publicznej.

W Afganistanie wprowadzono obowiązek zakrywania całego ciała przez kobietyW Afganistanie wprowadzono obowiązek zakrywania całego ciała przez kobiety Fot. Ebrahim Noroozi / AP Photo

Miała pani na sobie burkę?

Tak, mam nawet w domu. Dla osoby nieprzyzwyczajonej to jest koszmar. Widok jak przez kraty. Proszę pamiętać, że przez większość miesięcy w roku w Afganistanie panuje temperatura powyżej 25 stopni, od maja już zaczynają się upały, które trwają do października. Burki są najczęściej szyte ze sztucznego materiału, ciężko w nich oddychać, trudno się w nich poruszać, totalnie krępuje ruchy.

Wiele moich znajomych, które zostały w Afganistanie, właśnie z tego powodu nie wychodzi z domu. Nie chcą się też konfrontować z talibami, nie mówiąc już o tym, że dochodzi do porwań i gwałtów na kobietach. Ich ofiary nie mogą dochodzić swoich praw, bo system sprawiedliwości nie działa, obserwuje się zdziczenie obyczajów. Przestępcy czują się bezkarni, a gdy do tego z każdego państwowego przemówienia otrzymują sygnały, że kobieta to nie jest taki sam człowiek jak oni, czują, że mają wolną rekę, żeby kobiety porywać, gwałcić, molestować.

Kobiety stały się pierwszymi ofiarami przejęcia władzy przez talibów. Z telewizji wycofano filmy fabularne i seriale z udziałem kobiet, zwolniono prezenterki, taksówkarz może odmówić przyjęcia zlecenia, gdy klientka jest niestosownie ubrana. Kim jest kobieta według talibów?

Według talibów kobieta jest istotą gorszą, złą. To podczłowiek. Sługa. Bezwolna istota. Jej właścicielem jest mężczyzna. Ma mu usługiwać, prowadzić dom, rodzić dzieci, gotować i sprzątać.

Takie podejście nie wynika ze złej woli, a raczej z kompletnego braku świadomości. To są niewykształceni ludzie, którzy nie znają kobiet, często nigdy nie rozmawiali z inną kobietą, która nie jest członkiem rodziny.

W wielu krajach muzułmańskich kobiety chodzą do meczetów, a w Afganistanie nie. Kobieta ma być pobożna, ale talibowie uważają, że ona nie jest pełnoprawnym dzieckiem bożym jakim jest mężczyzna. Kobieta w tym systemie nie jest pełnoprawnym członkiem społeczeństwa. Jest własnością swojego mężczyzny, klanu i rodziny.

Matki też?

Kiedy na przełomie lat 80. i 90. rodziło się to fundamentalistyczne ugrupowanie w obozach dla uchodźców na pograniczu pakistańsko-afgańskim to największą popularność zyskiwało wśród najbiedniejszej młodzieży, często sierot wojennych. Konserwatywne medresy pakistańskie (szkoły religijne), sterowane przez pakistański wywiad wojskowy, pozyskiwały ich i poddawały indoktrynacji.

Ci, którzy zostali wyrwani z rodzin, niechęć do płci żeńskiej wynosili z domów. Ojcowie nie szanowali swoich żon. Wzorzec przenosił się z pokolenia na pokolenia. Choć trzeba przyznać, że często panuje taki pogląd: moja matka jest kimś innym, a wszystkie pozostałe kobiety to zołzy i grzesznice, które nie zasługują na szacunek.

Gdy dr Ludwika Włodek była rok temu w Afganistanie, burki nosiły tylko żebraczkiGdy dr Ludwika Włodek była rok temu w Afganistanie, burki nosiły tylko żebraczki Fot. Ebrahim Noroozi / AP Photo

Kto zasługuje na szacunek?

Kobieta, która niczego nie chce od życia. Dla której spełnieniem ambicji życiowych będzie zajmowanie się domem, rodziną, siedzenie w domu, bo wszystko inne jest złe. To są ludzie, którzy mają naprawdę wyprane mózgi i zostali poddani bardzo prymitywnej edukacji religijnej.

Ideologia talibów jest pomieszaniem fundamentalizmu islamskiego z pasztunwali - plemiennym kodeksem honorowym.

Islam jest mocno zdecentralizowaną religią. Nie ma papieża czy kongregacji nauki wiary, która ustalałaby obowiązujące dogmaty. Każdy imam, każda szkoła religijna może prezentować inny punkt widzenia. Odłamów w islamie są setki. Często mogą być sprzeczne wobec siebie. Islam według talibów to bardzo specyficzny twór. Ani nie jest rdzennie afgański, ani nie wpisuje się w stu procentach w fundamentalizm islamski. Niektóre zarządzenia i poglądy talibów z punktu widzenia islamskiej ortodoksji też są grzeszne.

Amnesty International donosi o sprzedaży dzieci, a także o handlu narządami.

Afganistan dotknięty jest gigantyczną klęską humanitarną. Ponad 90 proc. Afgańczyków chodzi głodnym spać. Milion dzieci zagrożonych jest śmiercią głodową. Wielu mieszkańców straciło pracę. Nie chodzi tylko o tych, którzy pracowali w administracji rządowej i na szczeblach lokalnych dla poprzedniego rządu, ale także na przykład o nauczycielki, których szkoły zostały zamknięte.

Gdy Afganistan został odcięty od światowego systemu finasowego, pracę stracili też pracownicy prywatnego sektora, bo przedsiębiorstwa utraciły płynność finansową. Panuje gigantyczne bezrobocie, wielki problem z produkcją żywności i jej importem. Często ludzie żyją dzięki pomocy ONZ, otrzymując od tej organizacji podstawowe produkty. Niestety, część pomocy trafia tylko do talibów i ich rodzin.

Afgańczycy, którzy nie mają co włożyć do garnka, a mają po ośmioro, czy dziesięcioro dzieci, decydują się na to, żeby sprzedać córkę czy syna, po to, żeby wyżywić resztę rodziny. Inni decydują się na sprzedaż nerki. To udokumentowane przypadki.

Budżet państwowy Islamskiej Republiki Afganistanu w 60-80 proc. składał się z pomocy zagranicznej. Winę za ten stan rzeczy ponoszą Amerykanie, stworzyli takiego kalekę, państwo uzależnione od pomocy. W związku z tym, kiedy ta pomoc została cofnięta, wiele organizacji wycofało się, wiele firm upadło, zapanowała skrajna nędza.

Afgańczycy czekający na pomoc żywnościowąAfgańczycy czekający na pomoc żywnościową Fot. Ebrahim Noroozi / AP Photo

W jednym z wywiadów powiedziała pani, że w ciągu 20 lat wyrosło całe pokolenie silnych, świadomych swoich praw kobiet. A co z mężczyznami? Prof. Joanna Modrzejewska-Leśniewska zauważyła, że młodzi talibowie mogą być potencjalnie bardziej brutalni, bo te 20 lat wojny wielu zradykalizowały.

Oczywiście może tak być, bo skoro przez 20 lat byli w opozycji, wyjęci spod prawa i żyli w systemie, który promował ich bandyckie zachowania, to rzeczywiście mogli się zradykalizować.

Faktem jest natomiast, że kobiety urosły w siłę. Zdobyły wykształcenie, zaznały świata, w którym mają jakieś prawa i tego nikt im nie odbierze. To jest świadomość, którą się po prostu ma. Trudniej takiego człowieka ponownie zniewolić. I to widać właśnie teraz. W 1996 roku kobiety dużo szybciej się podporządkowały talibom, dlatego że wcześniejsze rządy mudżachedów, w latach 1992-1996, też nie były rajem na ziemi. To oni zaczęli wymagać od kobiet noszenia hidżabu, to za ich rządów rozpętała się najbardziej okrutna wojna domowa, która zniszczyła wiele afgańskich miast. Kiedy talibowie przejęli władzę, mieszkańcy pomyśleli: Wreszcie będzie przynajmniej spokój. Podporządkujemy się regułom.

Kiedy Amerykanie obalili talibów, znów pogorszyła się kwestia bezpieczeństwa. Nie gloryfikuję Amerykanów, bo oni też mają swoje za uszami, ale za trwających 20 lat rządów Islamskiej Republiki Afganistanu wprowadzono wiele dobrych zmian. Całe pokolenie dzieci poszło do szkół, zdobyło wykształcenie, część kobiet zaczęła pracować zawodowo, dzięki czemu mogła uniezależnić się od rodzin. To wszystko spowodowało, że talibowie mają teraz do czynienia z innym społeczeństwem niż w 1996 roku. Teraz jest im trudniej zaprowadzić swoje reguły.

Jestem pełna podziwu dla Afganek, które, mimo drakońskich kar i przepisów coraz bardziej godzących w ich wolność osobistą, nadal znajdują w sobie tyle odwagi, żeby wyjść na ulice i protestować. Ten wciąż tlący się ogienek wolności daje nadzieję. Ale protestujące kobiety to jest mniejszość. Większość albo się podporządkuje, albo będzie siedziała w domu. Wiele z nich będzie miało złamane życie.

To, co udało się zbudować w ciągu dwóch dekad w kilka miesięcy zostało zaprzepaszczone.

To straszne i smutne. Pozostaje pytanie, czy na pewno już na zawsze zostało zaprzepaszczone? Ten kraj od lat robi krok do przodu, krok do tyłu. Znam kilka starszych aktywistek, które mieszkały tam w latach 80. Gdy talibowie po raz pierwszy zdobyli władzę, wyjechały, później wróciły, teraz znowu uciekły. Ile razy normalny człowiek może wykrzesać z siebie siły, żeby zaczynać wszystko od nowa?

Jedna z bohaterek pani książki Mahbuba Serodż, mówi, żeby kobiety wracały do Afganistanu.

Mahbuba wywodzi się z rodziny królewskiej. Została zmuszona do emigracji w 1978 roku po rewolucji komunistycznej, jej mąż został aresztowany, ona też trafiła do więzienia. Uwolniono ich, ale pod warunkiem, że opuszczą Afganistan. Przeżyła większość swojego dorosłego życia w Stanach Zjednoczonych. W 2003 roku, już jako starsza pani, wróciła w rodzinne strony i mocno zaangażowała się w działalność na rzecz praw kobiet. Z racji jej pochodzenia nawet talibowie czują przed nią respekt, więc łatwiej jej działać.

Mahbuba Serodż ma 74 lata, jest starszą osobą. Ona już nie będzie miała córki w tym kraju, ale inne moje młodsze bohaterki, które mają po 20-30 lat, tak. Jak mają wrócić i założyć rodziny, w państwie, gdzie nie ma przyszłości dla ich dzieci?

Jaka przyszłość czeka Afganistan?

Scenariuszy jest wiele. Nie da się rządzić krajem bez pieniędzy, a brak uznania międzynarodowego utrudnia ich zdobycie. Coś się musi zmienić. Albo Afganistan stanie się chińsko-pakistańskim protektoratem, albo się rozpadnie na kilka prowincji. Talibowie są skłóceni i mogą podzielić się na różne frakcje. Część sprzymierzeńców już zaczęła się od nich odłączać.

Rząd talibów może upaść. Afganistan może funkcjonować jak druga Somalia, państwo nie-państwo. Być może część Afganistanu w zamian za pomoc materialną utraci część suwerenności.

Talibowie obiecali światu, że jak zdobędą władzę, to powstrzymają rozwój dżihadyzmu, nie pozwolą terrorystom działać ze swojego terytorium. Już widać, że im się to nie udaje. Islamskie Państwo Chorasanu jest nadzwyczaj aktywne. Organizuje zamachy bombowe, w ubiegłym tygodniu wystrzelono rakiety z terytorium afgańskiego w stronę Tadżyskistanu i Uzbekistanu. Być może Islamskie Państwo Chorasanu chce w ten sposób skłócić talibów z ich protektorami, np. z Pakistanem.

Jak możemy pomóc afgańskim kobietom?

Mam wrażenie, że świat zapomniał o Afganistanie. Zainteresowanie sytuacją w tym kraju trwało może przez pierwszy miesiąc. A przecież jest w naszym interesie, żeby ten reżim trochę złagodzić, żeby ludzie nie głodowali i mieli możliwość zdobycia wykształcenia. W przeciwnym razie uchodźcy z tego kraju będą nadal przyjeżdżać na Zachód.

Rozwiązaniem nie jest interwencja zbrojna, która pewnie rozpętałaby kolejną wojnę domową, ale presja opinii publicznej, zachodnich rządów i mediów. Trzeba naciskać nie tylko na samych talibów, ale również na ich protektorów, jak np. Pakistan, Katar czy Chiny. W dzisiejszym świecie, każde, nawet najbardziej odległe wydarzenie, odbija się na życiu Europy i Zachodu.

Nie zapominajmy też o uchodźcach z Afganistanu. O nich też należy zadbać. Nie można mówić, że w odróżnieniu od Ukraińców nie są uchodźcami wojennymi, tylko chcą po prostu lepszego życia. Jeśli ktoś tak uważa, niech jedzie do Afganistanu, ubierze żonę w burkę, córkę zamknie w domu i wtedy odpowie na pytanie, czy uciekający ze swojego kraju Afgańczycy to osoby, którym należy pomóc.

'Buntowniczki z Afganistanu', Ludwika Włodek'Buntowniczki z Afganistanu', Ludwika Włodek Materiały prasowe

Więcej o: