Więcej podobnych tematów znajdziesz na Gazeta.pl
Danuta Awolusi*: Pisało mi się rewelacyjnie. Dla mnie jako kobiety wychowanej w patriarchacie, w kulturze wstydu, to było jednoczesne oswojenie się z tym tematem. I nie mam takiego wrażenia, że nasz język jest ubogi. Są takie słowa, które - ponieważ nie są na co dzień używane - brzmią dziwnie i wstydliwie…
…na przykład cipka, łechtaczka, masturbacja, ale też wulwa, wagina, pochwa. A to przecież określenia na narządy ludzkie, na nasze ciało. Jako słowa nie noszą w sobie wstydu, to my je tak niestety stygmatyzujemy. Śledzę wielu seksuologów w mediach społecznościowych i natknęłam się kiedyś na ankietę, w której jedna z seksuolożek pytała jak dziewczynki w przedszkolu nazywają narządy płciowe.
"To z przodu", "kreska z przodu", i bardzo często "pupa z przodu". To dosyć przerażające, prawda?
Poczułam, że absolutnie trzeba już teraz, szybko zacząć zmieniać takie nacechowane wstydem postrzeganie seksualności, bo jako społeczeństwo i jednostki krzywdzimy samych siebie
Ja sama jestem ofiarą braku edukacji seksualnej, świetnym przykładem tego, jak można myśleć o seksie.
Przede wszystkim dlatego, że zauważyłam jak bardzo jestem sama ciasno zamknięta w kulturze wstydu, w takim zawstydzeniu rozmawiania o seksie - a przecież to coś, co jest częścią naszego życia! Bardzo normalną, bardzo ludzką, ale przyklejaną do elementów "nieczystości", "grzechu" czy wstydu właśnie. Pamiętam, że kiedy z koleżankami poruszałyśmy tematy seksu, to ja czułam jak ciężko mi jest o tym rozmawiać. Czułam, że przekraczam jakieś niewidzialne granice i sama nie wiedziałam - czy swoje czy ich. Pisząc "Blisko, coraz bliżej" chciałam też odpowiedzieć na potrzebę rynku, którą dostrzegłam.
Erotyki są fajne bo stymulują, dają radość, przyjemność, podnietę itd. Jednak - podobnie jak pornografia - zakłamują trochę obraz seksu partnerskiego.
W takich książkach wystarczy, że ktoś dotknie kobietę i ona momentalnie szczytuje. Więcej: w heteroseksualnych książkach erotycznych, kobieta jest podniecona samym widokiem mężczyzny
To nas trochę krzywdzi, bo jednocześnie do gabinetów seksuologicznych przychodzą kobiety w każdym wieku. One opowiadają, że tak nie jest i uważają, że coś jest z nimi źle. "Czy ja jestem gorsza, czy ja jestem inna?", "Czy ze mną coś jest nie tak?" – pytają. Kultura, popkultura - począwszy od seriali poprzez książki - pokazuje, jak to ma wyglądać: orgazm za orgazmem, szybko, bez problemów…
A tym bardziej od obowiązkowej - bo tak przecież seks się przedstawia, że to penetracja! - penetracji. Badania od lat pokazują, że tylko pewien procent kobiet szczytuje podczas stosunku z penetracją.
Większość z nas musi swojego ciała się nauczyć, żeby wiedzieć, co sprawia nam przyjemność. Seksuolodzy mówią, że dla wielu kobiet seks to nie jest nawet obojętność, lecz ból
Do dwóch z moich bohaterek zaczyna to docierać: że seks to ma być przyjemność, nie poświęcenie. Że to nie ma być coś nudnego i że w końcu to ma być też bliskość. Zdają sobie też sprawę z tego, że seksualna przyjemność wcale nie ma takiego ścisłego powiązania ze sławetnym, wiecznie poszukiwanym orgazmem. Dla mnie samej, dojście do tego wniosku zmieniło w życiu i seksie wszystko! Było to takie odkrywcze i uwalniające.
Bo przecież umówmy się i w pornografii, ale też w takich filmach, które puszczają w telewizji o godzinie 20, orgazm jest tym, o co chodzi. Jeszcze do tego równoczesny, którego wedle badań doświadcza ułamek par!
Masturbacja w naszej kulturze, oczywiście ze względu na nauki Kościoła, to grzech.
Doskonale pamiętam, jak w podstawówce, na lekcjach religii, mówiło się o grzechu Onana i "onanizmie", który oznaczał, że jesteś nieczysty. Drążyło się te tematy przy spowiedzi, nawet tej pierwszej, przed komunią. A przecież wtedy miałam osiem lat! Jak to na mnie wpłynęło – do dziś się zastanawiam
Bohaterki mojej książki też są z różnych domów - m.in. takiego jak ja, ale jest też taka, dla której masturbacja to coś absolutnie normalnego.
Zgadza się. Dla niej to przede wszystkim bycie z własnym ja.
To ukochanie swojego ciała, sposób na rozluźnienie się. Oraz spędzenie czasu ze sobą, w takim naprawdę bliskim, intymnym kontakcie. Jak słychać, jest to otwierające i przyjemne
Bo - co ważne chyba do zaznaczenia - do masturbacji wcale nie trzeba też dokładać całej takiej otoczki mówiącej czym "powinna" być dla kobiety. Dla jednej to będzie po prostu relaks, dla innej sposób na znalezienie przyjemności. Dla kolejnej - czas ze sobą, dla siebie. Dla następnej poznawanie swojego ciała, nowych sposobów na dotyk - co potem może pomóc w seksie partnerskim, niejedna z moich bohaterek tego doświadcza.
Musi się zmagać z tym, że w domu jej powiedziano, że absolutnie nie wolno. Cieszę się, że już nie mówimy "onanizm", "samogwałt" - jakie to ma konotacje, ale przecież tak o masturbacji, samomiłości się mówiło. Odczarowaliśmy przynajmniej język.
A w ogóle odarcie masturbacji z zawstydzenia, i powiedzenie głośno, że kobiety sięgają po nią równie często jak panowie, jest rzeczą zdrową i ważną
Cieszę się bardzo, że ja jako autorka beletrystyki, mogłam to zrobić. Bo ja nie napisałam poradnika - nie jestem seksuolożką, lecz zwyczajną babeczką, która sama ze sobą masę rzeczy przepracowała. Czuję, że taki osobisty głos dotyczący seksualności w literaturze rozrywkowej, która zazwyczaj pokazuje nam seks i seksualność trochę od innej strony, jest czymś naprawdę ważnym.
Przecież jedna z moich bohaterek zanim w ogóle dotrze do masturbacji musi się po prostu przyjrzeć swojej cipce, którą uważa za brzydką! Wiele kobiet ma to krzywdzące przekonanie, wiele nie ma pojęcia o swojej anatomii. Zanim do masturbacji w ogóle dojdzie naprawdę trzeba wiele pracy ze wstydem, wręcz nienawiścią do swojego ciała... Potrzebujemy do tego czasu, uwagi, wiedzy, edukacji, samoedukacji, czułości dla siebie.
Nie chcę tą bohaterką "zaspokajać" niczyjej ciekawości, choć wiadomo, że ludzie są ciekawi tego "jak to jest".
Dostrzegam jednak, że osoby z niepełnosprawnościami nie są traktowane jak pełnowartościowe podmioty seksualne, nie rozmawia się o ich seksualności
Chciałam więc pokazać kobietę, której to, że po wypadku samochodowym usiadła na wózku, nie odziera z tego, że jest istotą seksualną. Że chce być pożądana i przeżywać orgazmy, tylko, że do tych ostatnich musi znaleźć nową drogę. Ta bohaterka jest zestawiona jest z tą, która będąc "pełnosprawna" musi przebyć dokładnie tę samą drogę do swojej tożsamości, przyjemności i seksualności, bo przekonana jest o tym, że po prostu seks jej nie dotyczy. Drogą do siebie dla tych dwóch bohaterek jest poznawanie swojego ciała i masturbacja.
Patrzymy na ich drogę od "ręce na kołdrę!", poprzez rozmaite trudności do uwalniającej przyjemności
Bo naprawdę żyjemy w kulturze wstydu, która bardzo mocno dotyka kobiety - kobieta ma przecież być święta, ma być matką, nietykalną. Seks to ma być przede wszystkim prokreacja. Mimo wszystko mężczyźni mają inaczej.
Pamiętam jak czytałam, że w okresie postromantyzmu lekarze zalecali seks ale tylko mężczyznom, mówiąc, że to klucz do zdrowia i witalności, skąd wzięło się wielkie przyzwolenie na zdrady czy płacenie za seks
Mężczyzna po prostu musiał zaspokajać swoje potrzeby nawet poza małżeństwem, związkiem. O kobiecej potrzebie seksualnej się nie mówiło, albo się ją wykrzywiało, zakłamywało. Dla mnie ten podział jest porażający, jak bardzo on wyklucza kobiety. Klasycznie ten mężczyzna, który ma wiele partnerek to ogier, kobieta – wiadomo.
Tej rozmowy między kobietami sama musiałam się też nauczyć, i faktycznie ona czyni cuda. Natomiast odniosłaś się do mojej ulubionej bohaterki Róży - jest mi szalenie bliska pod kątem odkrywania swojej seksualności. Róża ma naprawdę fajne małżeństwo - stworzyłam mojej Rózi takiego męża, jakiego sama bym chciała: ciepły facet, który czasami popełnia błędy. Róża wychodzi z założenia, że jest pozbawiona stref erogennych, i to, że nigdy nie doświadczyła orgazmu to jest winą jej niefunkcjonującego ciała. Ona się po prostu poddała, stwierdziła, że wystarczy, że urodziła zdrową córkę, ma fajnego męża, ma mieszkanie, ma pracę. Czego jeszcze od tego życia może jeszcze chcieć?
Z mężem o seksie nie rozmawia, bo się wstydzi - pochodzi z takiego domu i ma taką matkę, która na samo słowo seks dostaje spazmów, jest oburzona. Przez chwile wydawało mi się, że ta matka, która seksu nienawidzi to przerysowanie, ale z każdym dniem i rozmową z czytelniczkami widzę, że nie
Cenię postać Róży, bo czasem jak się jest w jakiejś bańce to można uznać, że Polki o seksie rozmawiają, mają fajny, ale jak się wyjdzie z tej bańki - widzi się, że tak nie jest.
Takie podejście zaczyna od przyjaźni, bo żeby rozmawiać z kimś o seksie w Polsce, gdzie mamy te wszystkie obwarowania, to trzeba naprawdę komuś zaufać. Ale kiedy raz przekroczy się granicę zawstydzenia, kiedy się naprawdę odsłonimy to nagle zaczyna się wszystko zmieniać.
Gdy sama zaczęłam odważniej pisać o seksualności, nagle zauważyłam, że nie ma w tym nic zawstydzającego. Że to jest takie bardzo ludzkie i nasze, i normalne. I że właśnie to daje nam taką wolność jako ludziom
I że ta wolność się robi, gdy kobiety rozmawiają między sobą. Ale jeżeli masz ten problem, że z przyjaciółką nie pogadasz, bo się bardzo wstydzisz, to żyjemy w takich cudownych czasach, że można sięgnąć po masę fajnych książek, pisanych przez seksuologów. Obserwować masę fajnych profili na instagramie. Jestem niesamowicie wdzięczna seksuolożkom i edukatorkom seksualnym, za tę całą pracę, którą robią. Ja dzięki nim odgruzowałam sobie mnóstwo rzeczy w głowie i dzięki temu powstała ta książka. Która – mam nadzieję – otworzy następne kobiety i tak to już pójdzie.
Danuta Awolusi poleca:
IG:
Książki:
Danuta Awolusi fot. archiwum prywatne pisarki
*Danuta Awolusi - Ślązaczka, mieszkająca obecnie w Warszawie. Pisarka, copywriterka, blogerka (Książki Zbójeckie, The Fit Project). Wokalistka Gospel w warszawskim chórze Soul Connection Gospel Group. Absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Debiutowała w 2013 roku powieścią obyczajową "Na wysokim niebie". Jej ostatnia książka "Blisko, coraz bliżej" opowiada o rozmaitych odmianach seksualności Polek.