Więcej podobnych tematów znajdziesz na Gazeta.pl
Aga Kozak: Jak wiedzie droga od agentki nieruchomości do Spotify?
Agnieszka Nowakowska*: Pewnie zaczyna się już w dzieciństwie...
Jak większość małych dziewczynek marzyłam, żeby być baletnicą, aktorką, piosenkarką, malarką. I co? W życiu zahaczyłam o bycie akademicką nauczycielką francuskiego, doradczynią personalną w firmie, która zajmowała się rekrutacją i szkoleniami, i skończyłam w nieruchomościach, które pomogły mi zebrać kapitał na to, żebym mogła tworzyć.
Bo ja na muzyce na razie nie zarobiłam jednego grosza!
Agnieszka Nowakowska ANOWA FOT. MAT. PRASOWE
Obserwowałam jak moja rodzina muzykuje. Moja babcia śpiewała z ciocią i swoją siostrą przepiękne polskie i rosyjskie pieśni na głosy. A ja jako małe dziecko mówiłam do nich podobno "Piewaj, piewaj, a ja będę płakała!". To był pewnie ten moment, gdy się zakochałam w muzyce. Drugą osobą, która zaraziła mnie muzyką, był mój tato. Grał w zespole, na weselach i imprezach, grywał w domu na gitarze.
Pewnego dnia tato przywiózł z zagranicy - z Węgier, czy z jakiegoś innego cudownie kolorowego kraju - keyboard Casio, który mam do dzisiaj. Uczyłam się na nim grać - nawet zrobiłam jakieś podkłady muzyczne sama dla siebie, nagrywane na magnetofonie Unitra - a potem wylądował na całe lata w piwnicy. Dopiero dwa lata temu mój tata stwierdził, że działa. I mi go przywiózł. Była pandemia… sięgnęłam zarówno po ten keyboard, jak i po ukulele i zaczęłam sobie grać.
Ten miesiąc, kiedy wszystko było zamknięte i siedzieliśmy wszyscy w domu, był dla mnie zbawienny. Przestałam biegać do pracy, siedzieć cały czas przy komputerze. Zaczęłam spędzać więcej czasu z synem, nic nie robić i… pisać piosenki.
…42 lata. Napisałam jedną piosenkę, potem drugą, i trzecią. Moja przyjaciółka, Kasia Krzan, która prowadzi wydawnictwo e-bookowo, podsunęła mi pomysł, że pomoże mi to wydać. Jakoś tak zupełnie szczerze sobie pomyślałam, że, kurczę, te moje piosenki są niezłe.
Agnieszka Nowakowska ANOWA FOT. MAT. PRASOWE
Ja wiem, że to jest u nas bardzo niepopularne podejście. Ale ja do tego, żeby tak o sobie powiedzieć dochodziłam wiele lat. Pierwsze piosenki napisałam w podstawówce, ale wtedy nie odważyłabym się powiedzieć, że są niezłe. Że beznadziejne - to tak!
Uznałabym, że brak mi wykształcenia muzycznego, a za "moich czasów" trzeba było mieć takie… Ja tak czułam, że z wszystkiego muszę mieć doktorat i może profesurę. A jak się chciało być muzykiem, to trzeba było być przynajmniej po szkole muzycznej. Zdawałam na akademię muzyczną, ale, niestety, na klasykę. Dziwna kolej losu, bo to w ogóle nie była moja bajka. W każdym razie rozchorowałam się na parę dni przed egzaminem i po prostu nie mogłam do niego podejść.
Te studia dały mi ogromnie dużo kontaktów i troszeczkę mnie uporządkowały. Wybrałam specjalizację językoznawczą. Ale kiedy zorientowałam się, że będę musiała studentom powtarzać na zajęciach rok po roku ciągle to samo, zrezygnowałam. Nie miałam w sobie dość ducha naukowczyni. Potem zostałam doradczynią personalną.
Agnieszka Nowakowska ANOWA FOT. MAT. PRASOWE
Poczułam, że to, co zaśpiewałam, jest niezłe. Ale syn powiedział to w swoim języku: "Mama, już tego nigdy więcej nie śpiewaj". Tak był zapłakany ze wzruszenia po usłyszeniu "Powiedz synku". I mnie się wtedy przypomniało, że jak śpiewałam na scenie w ósmej klasie, to niektóre mamy też płakały. Dotarło do mnie, że nadal mogę wzruszać swoim śpiewaniem, nawet, jeśli nie jest doskonałe.
Przestałam śpiewać synowi, ale zaczęłam pisać piosenki.
Również dlatego, że nagle stwierdziłam, że mam coś do powiedzenia. Wcześniej nie odważyłabym się pisać tekstów.
… to nagle można sobie pozwolić na to, żeby coś powiedzieć i żeby się tego nie wstydzić.
Moje teksty nie są skomplikowane. Tam nie ma wielkich metafor, ale są bardzo autentyczne, całkiem zgrabnie rymuję i to ładnie spaja się z melodią.To takie pomieszanie Seweryna Krajewskiego z Kaśką Sochacką.
Na przykład jadę samochodem, nagle coś mi się przypomni i zaczynam wymyślać tekst. Najczęściej od razu razem z melodią. Łapię za komórkę, wciskam nagrywanie… a potem nie mam czasu jej skończyć. Czekam na wolną sobotę, żeby usiąść i ją napisać w całości.
Mam też piosenkę, która powstała dlatego, że chwyciłam do ręki karton mleka soja barista... A że właśnie mąż mnie zdenerwował, to zaczęłam nucić: "Cudownie spieniona jak soja barista, przejrzyście wkurzona jak najczystsza czysta. To ja...".
Inspiruje mnie więc wszystko, tak mi się pootwierało po tym miesiącu "niecnierobienia" w pandemii.
Wiek mi pomógł. Bo już nie mam nic do stracenia, a wręcz poczułam, jak dużo mam do stracenia, jeśli tego nie zrobię. Oczywiście pokutuje takie stwierdzenie, że jak do trzydziestki nie zrobisz kariery w branży muzycznej, to po tobie. Więc mogłam sobie tak to sobie mruczeć do końca życia, ale pomyślałam: "Kurczę, przecież ta śpiewanie to było moje największe marzenie! Za chwilę będę miała 50, 60 lat i co? Nie zrobię tego?". Ja też nie wyglądam na moje 44 lata, co jest i fajne i nie…
Bo bym chciała, żeby już odpalił się taki trend, że muzykę robią też kobiety starsze, ze zmarszczkami. Że to będzie tak modne, że się z takimi zmarszczkami załapiemy na jakiegoś Openera. I że nie będę się już musiała malować do teledysku, bo ta branża się też opiera na estetyce, a ja już chcę temu powiedzieć "chrzanię to!". Nie malowałam się przez wiele lat po to, żeby pozdzierać z siebie to wszystko, czego społeczeństwo wymaga od kobiety - żeby nie było takiego perfekcjonizmu, że się nawet śmieci wyrzuca w makijażu - a nagle do sesji i teledysków znów się maluję. Ale może do tego Openera za parę lat z innymi starszymi kobietami już nie będę musiała?
Dokładnie. Ale pytałaś o produkowanie samej siebie.
Pierwszą produkcję zrobiłam synowi na urodziny.
Poprosiłam o pomoc z aranżem profesjonalistę, zrobiłam teledysk - nakręciłam go komórką, zresztą do drugiej też nakręciłam obraz sama i też komórką. I w sumie ludzie je chwalą! Może dlatego, że są tak autentyczne. Uwielbiam zajmować się obrazem, pisać scenariusze, aranżować.
Tak. Pod moim dopieszczonym wizerunkowo szyldem ANOWA wydałam dwie, a trzecia w drodze. Pierwsza z nich "Nie boję się już bać" wyszła dokładnie na 44. urodziny. Nagranych mam w zasadzie czternaście utworów - gotowy materiał na płytę. Nie zrobiłabym tego bez mojej producentki. Zupełnie "przypadkiem" trafiłam na warsztat z pisania piosenek do niesamowitej babki - Karo Glazer. Na warsztacie wszystkie dziewczyny były młodsze niż ja i ogóle były same dziewczyny, aż się śmiałyśmy, że tylko kobiety czują potrzebę dokształcania... Muszę ci jeszcze powiedzieć, że kiedyś próbowałam nagrywać piosenkę z aranżerem i producentem, który lubił bardzo mroczne brzmienia. I nie wyszło… "przerobiłam" łącznie trzech producentów płci męskiej.
Wiesz, czemu nie wychodziło? Bo kiedy do niech trafiałam, mówiłam "A bo ja nic nie umiem". "Napisałam taką pioseneczkę no i potrzebuję pomocy". Nic dziwnego, że nie wychodziło, co? Nie stawiałam się partnersko, na równi, nie robiłam miejsca na dialog.
Z Karo właśnie: kiedy do niej przyjechałam, dała mi klawisze i ja przez 1,5 godziny grałam, bo ona jedyna była zainteresowana mną w całości, jako osobą. Powiedziała: "Pokaż mi wszystkie twoje piosenki". Na początku ręce mi się trzęsły, co chwila się myliłam, ale ona słuchała. Coraz bardziej się rozluźniałam… A Karo powiedziała, że piosenki są spójne i bardzo "moje". Nagle zdałam sobie sprawę, że ja się dostosowywałam do tych wcześniejszych producentów, ich stylu, pozbawiałam swojej delikatności i kobiecości, którą mam po owej śpiewającej babci i cioci… I co? Zaraz dogrywamy do moich utworów kwartet smyczkowy, żeby było jeszcze bardziej delikatnie i kobieco.
Zgadza się, ale chcę ją sobie dać i czuję, że mam do tego prawo! Nawet jeśli mina mojego męża zdradza, że tych moich szaleństw ma trochę dosyć. Został mi do całej płyty do dogrania ten kwartet smyczkowy i miks wszystkich czternastu utworów.
Przyznaję, że żyję od teledysku do teledysku, i - żeby na to zarobić - od transakcji w nieruchomościach do transakcji.
Zarabiam - wydaję. I uważam, że warto. Na szczęście cała rodzina mnie wspiera. Nawet mama stała się moją ambasadorką wśród swoich koleżanek, co mi bardzo pomaga poszerzać grono słuchaczy.
Jak się ma 44 lata? Cieszysz się, jakbyś co najmniej dostała Fryderyka. Poza tym zobaczyłam jakie to jest wszystko proste... Wszelkie ograniczenia są gdzieś w nas, my sobie je same nakładamy. Oczywiście, że są ograniczenia finansowe, ale też nie trzeba od razu wydawać płyty. Można zacząć od jakichś koncertów, choćby w przedszkolach. Zresztą każdą kobietę, która chciałaby się skonsultować, co ma zrobić ze swoim muzycznym pomysłem - zapraszam. Mam jeszcze do tego doświadczenie marketingowe, biznesowe, więc naprawdę mogę doradzić. Ostatnio stwierdziłam, że chciałabym się zająć promowaniem innych artystów, pomagać osobom takim jak ja, żeby nie robiły takich pomyłek. I żeby nie myślały, że nie warto, bo nikt ich nigdy nie posłucha. Ale to dopiero jak zajmę się swoją muzyką i jak pomogę Wiktorowi.
Wiktor Okrój ma czterokończynowe porażenie mózgowe i też nagrał swoją płytę. Kiedy posłuchałam jej w samochodzie, to po prostu płakałam, taka jest wzruszająca. Sam pisze muzykę i teksty. Poprosił mnie, żebym była jego głosem.
Kiedy to usłyszałam, rozpadłam się na kawałki ze wzruszenia.
Agnieszka Nowakowska i Wiktor Okrój fot. Instagram ANOWA
ANOWA czyli Agnieszka Nowakowska fot. materiały prasowe
*ANOWA, czyli Agnieszka Nowakowska - rocznik 1978, żona, mama, właścicielka Plan A – nieruchomości i wokalistka. Kończy nagrania swojej płyty. Ostatni wydany singiel to utwór "Najbliżej siebie", a już 28 czerwca wyjdzie kolejny utwór "Hamak".