Więcej podobnych tematów znajdziesz na Gazeta.pl
Trzy laureatki Pokojowej Nagrody Nobla - Tawakkol Karman (Jemen), Leymah Gbowee (Liberia) i Jody Williams (USA) - są aktualnie (od niedzieli do czwartku) w podróży po Polsce i Ukrainie, aby dać wsparcie kobietom wysiedlonym z Ukrainy oraz docenić pracę ratującą ich życie, zaangażowanie społeczności, które wspomagały osoby uchodźcze oraz zobaczyć co można zrobić dla organizacji i sieci kobiecych w obydwu wspomnianych krajach.
Laureatki na każdym etapie swojej podróży zadawały pytania, w jaki sposób decydenci mogą zapewnić, że głos kobiet - osób poszkodowanych w konfliktach zbrojnych - zostanie wysłuchany. Pytają, jak można lepiej reagować na genderowe skutki konfliktów i - jak w tym konkretnym przypadku - inwazji rosyjskiego wojska na Ukrainę. Laureatki nagrody Nobla odwiedzą w Krakowie i Rzeszowie ośrodki dla osób uchodźczych, stanowiska międzynarodowych organizacji humanitarnych, spotkają się z lokalnymi aktywistkami i urzędnikami.
Noblistki: Shirin Ebadi, Tawakkul Karman, Jody Williams, Leymah Gbowee fot. mat. prasowe
Jody Williams*: No oczywiście, na jakiejś konferencji, w przerwie, akurat grała muzyka...
W Tybecie nie do końca powinni o tym wiedzieć, bo podobno Tybetańczycy uważają, że tańczenie nie przystoi Dalajlamie, ale opowiadam o tym również dlatego, że zarówno on, jak i mój serdeczny przyjaciel arcybiskup Desmond Tutu, z którym też tańczyłam, powiedzieli mi, że mężczyźni schrzanili ten świat i że teraz czas, by ustąpili i dali kobietom wszystko naprawić.
…Właściwie dopiero teraz policzyłam, że to już tyle lat temu. Moja "droga do Nobla" wynika oczywiście z mojego aktywizmu, zaczęłam być aktywistką na długo przed tym, zanim ty pojawiłaś się na świecie, podczas wojny w Wietnamie. Byłam wtedy w college’u. Jakby to ująć elegancko, chyba się nie da…
To wtedy zdałam sobie sprawę, że mój kraj narodził się z ludobójstwa.
Oczywiście każdy kraj mitologizuje przeszłość po to, by zrobić sobie dobry pijar.
Pewnego dnia na zastępstwo w klasie za takiego, wiesz, typowego nudnego gościa w nieokreślonym wieku, z krawatem, przyszedł hipis w etno koszuli, lennonkach - i był po prostu kompletnie nie taki jak wszyscy faceci, których znaliśmy, a na pewno nie taki, jak nasi nauczyciele… To on zaczął opowiadać nam o Wietnamie, o tym, w jaki sposób wyglądały tak naprawdę interwencje USA w różnych krajach i otworzył mi na to oczy. Nauczył mnie myśleć. Krytycznie.
… Przeciwko wojnie w Wietnamie. Jakiś czas później, kiedy szłam na metro w Waszyngtonie jakiś hipis wręcz rzucił we mnie ulotką - musiałam ją więc jakoś wziąć i choć miałam ją wyrzucić, spojrzałam na nią. Było na niej napisane "Salwador - czy to następny Wietnam?". Ta ulotka, którą wetknęłam w kieszeń spodni i przeczytałam potem, w drodze do domu w Wirginii, naprawdę zmieniła moje życie. Ponieważ w dzień pracowałam jako nauczycielka, zaczęłam wolontariat nocny. Przez 11 lat próbowałam z przyjaciółmi zatrzymać militarną interwencję USA w Salwadorze i Nikaragui. Nie zatrzymaliśmy. Próbowaliśmy oczywiście pomóc też dzieciom, rannym dzieciom… Ale też uświadomić Amerykanom, że to, czym faszerują ich reganowskie media to kompletna ściema.
Słyszeliśmy "ani się obejrzymy, a zobaczymy ich w Teksasie!", "zaraz przejmą Amerykę!". Na miłość boską, w Nikaragui działała wtedy JEDNA winda, jedna. I oni mieli nas podbić?
W 1991 musiałam już wydostać się z Ameryki Południowej, bo byłam bardzo zmęczona, a "pokój" miał w końcu zapaść. Nie wiedziałam, co zrobić ze swoim życiem, choć - powiem ci szczerze - nie bardzo mnie to obchodziło. Jakimś cudem niemiecka organizacja zaprosiła mnie do pracy w Waszyngtonie i to w ich biurze usłyszałam nagle jakieś rozmowy o minach lądowych. Pamiętam, że nie rozumiałam, dlaczego gadają akurat o tym rodzaju broni, przecież wszystkie były tak niebezpieczne… Aż w końcu ktoś odwrócił się do mnie i usłyszałam "Jody, chcemy, żebyś pracowała nad kampanią, która pozwoli wyeliminować miny lądowe". Pomyślałam chwilę i wypaliłam: "Dlaczego, dlaczego właśnie miny lądowe, czemu nie zajmiemy się atomówką?".
To im powiedziałam! Osobą, która do mnie mówiła, był Bobby Mueller, weteran z Wietnamu, który został tam ranny i od tego czasu jeździ na wózku. Wytłumaczył mi, co okropnego robią miny lądowe i w parę sekund mnie przekonał.
Nagle poczułam, że żyję tylko wtedy, kiedy się rozwijam, mam wpływ, robię nowe rzeczy, które pomagają ludziom, a moje zaangażowanie mogłoby pomóc ludziom na całym świecie.
Zaczęliśmy organizacji, zatrudniającej jedną pracownicę a doszliśmy do 13 000 zatrudnionych osób w 90 krajach. I zrobiliśmy w pięć lat mnóstwo niesamowitych rzeczy, które na początku wydawały się niemożliwe. I tak, to zawiodło nas do nobla.
Płakałam przez pierwsze pięć lat, serio. Może nie w każdej minucie, ale… Znów przywołam mojego przyjaciela arcybiskupa Tutu. Byliśmy razem na jakiejś konferencji i ktoś zapytał go właśnie "jak nobel zmienił pańskie życie?", a on odpowiedział - a był obdarzony niezwykłym poczuciem humoru - "przed Noblem gadałem, gadałem, gadałem i nikt mnie nie słuchał, a czegokolwiek nie powiem po noblu, staje się prawdą objawioną".
Spotkanie z Jody Williams w JCC Kraków fot. Anna Bystrowska
Oczywiście! Ciągle zapraszano mnie do udziału w rzeczach, które nie były zawiązane z minami lądowymi.
Czułam się jak oszustka, miałam syndrom impostora, czyli oszusta.
Zwłaszcza że mam taką łatwość, że wystarczy, że nauczę się trzech faktów o czymś i już brzmię jak ekspertka. To było przydatne, ale wracałam do domu i płakałam… Nie wiem kiedy w końcu się pozbierałam, ale jedno, co muszę powiedzieć to to, że nigdy nie porzuciłam tego, kim NAPRAWDĘ jestem. Pamiętam, jak musiałam omawiać ważne sprawy w Genewie i parę razy wyszłam taka no… wiesz, przebrana, ładnie się ubrałam.
Popatrzyłam na siebie w lustrze i założyłam swoje codzienne ciuchy: bo ja nie jestem biurokratką, nie jestem dyplomatką, jestem aktywistką!
Myślę, że wtedy, kiedy nikogo nie udawałam, zaczęłam czuć się lepiej. I przestałam płakać. A może jak zaczęłam pracować z innymi laureatkami?
Shirin Ebadi - irańska prawniczka, działaczka na rzecz praw człowieka oraz nauczycielka akademicka i publicystka, która Nobla otrzymała w 2003 roku - byłyśmy na kolejnej z wielu konferencji, tym razem w Kenii. Powiedziała "Wiesz, w sumie, to już jest nas trochę, kobiet z pokojowym noblem" – teraz chyba jest 94 mężczyzn i 18 kobiet, większość kobiet dostała go nota bene po 1976 roku. "Dlaczego się nie zjednoczymy i czegoś razem nie zrobimy?" - rzuciła. Ona nie znała innych laureatek, ja tak. Wzięłam więc na siebie odpowiedzialność za zaproszenie innych kobiet i zebranie pieniędzy na nasze początkowe działania. Razem z Liz Burnstein zbudowałyśmy The Nobel’s Women Initiative.
The Nobel Women's Initiative fot. mat prasowe
… Sensem działania naszej organizacji jest używanie wszelakiego wpływu i zasobów, które mamy ze względu na otrzymaną nagrodę żeby zwrócić światła reflektorów na pracę kobiet. Przede wszystkim w strefach konfliktu, bo to tam mężczyźni biegają ze swoją bronią i wysokim testosteronem, a kobiety starają się zbudować jakieś bezpieczne życie, zachować, uratować to życie na wszelkie sposoby. Mam takie poczucie, że udaje nam się nagłaśniać głosy kobiet. No wiesz, nadal nie mamy równości…
…Mężczyźni nadal myślą, że rządzą światem i to przekonanie trudno będzie zmienić.
Powiem coś kontrowersyjnego, ale zawsze w sumie to mówię, to co mi tam. To, co naprawdę by pomogło światu, to antidotum na testosteron - nie na całe życie, ale wiesz, na ten okres, kiedy są młodzi i naprawdę ten hormon ich wiedzie do strasznej brawury i głupot. No i jakby tak obniżyć ten poziom dopóki nie dojrzeją, pewnie koło pięćdziesiątki…
Trochę żartuję, ale ja naprawdę uważam, że najgorsze rzeczy na świecie powstają przez głupotę mężczyzn uwiedzionych mitem macho. Przy okazji naszych kampanii przeciwko minom poznałam wielu mężczyzn, którzy byli w wojsku, część z nich odeszła, część była odpowiedzialna za projektowanie broni. Jeden z nich powiedział mi "wiesz, że kiedy mężczyźni podniecają się tym, że właśnie zaprojektowali nową zabawkę, która kogoś będzie okaleczać i zabijać, to czuć wręcz w powietrzu testosteron? On odbiera nam rozum". Brzmi popapranie, co?
Dlatego wierzę w to, że to kobiety zmienią świat.
Poczekaj powiem ci dlaczego. Powiedziałam ci, że było 94 laureatów Pokojowej Nagrody Nobla, prawda? I 18 kobiet. Wiesz, że ci mężczyźni nigdy się nie zjednoczyli, żeby robić dobre rzeczy? A my zebrałyśmy się i od razu zabrałyśmy się do roboty. Właśnie tak się różnimy. I dlatego to my zmienimy świat. I od razu ci zastrzegę, nie jestem jakąś popieprzoną świętą z wizją, ale wiesz co? Mnie po prostu świat obchodzi.
Jody Williams fot.John Murphy
*Jody Williams - otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla w 1997 roku za swoją pracę na rzecz zakazu stosowania min przeciwpiechotnych w ramach Międzynarodowej Kampanii na rzecz Zakazu Min lądowych (ICBL). Jest aktywną działaczką na rzecz pokoju - co zaznacza: walczy o odzyskanie prawdziwego znaczenia pokoju, koncepcji, która wykracza daleko poza brak konfliktu zbrojnego i jest definiowana przez bezpieczeństwo ludzkie, a nie bezpieczeństwo narodowe. Od stycznia 2006 roku Jody Williams pracowała nad osiągnięciem pokoju poprzez i kampanię na rzecz zatrzymania zabójczych robotów. Jej pamiętnik "My Name is Jody Williams: A Vermont Girl's Winding Path to Peace Prize Nobel "został opublikowany przez Uniwersytet Kalifornijski w marcu 2013 roku.
The Nobel Women’s Initiative wykorzystuje prestiż Pokojowej Nagrody Nobla i odwagę laureatek, aby zwiększyć siłę i widoczność ruchów kobiecych działających na całym świecie na rzecz pokoju, sprawiedliwości i równości. Pracują nad wzmocnieniem i rozszerzeniem wysiłków feministycznych na rzecz promowania pokojowych rozwiązań wojny, przemocy i militaryzmu.
The Nobel Women's Initiative. Inicjatywie przewodzą laureatki Nagrody Nobla Jody Williams (USA), Shirin Ebadi (Iran), Rigoberta Menchu Tum (Gwatemala), Leymah Gbowee (Liberia) i Tawakkol Karman (Jemen). fot. mat prasowe
Inicjatywie przewodzą laureatki Nagrody Nobla Jody Williams (USA), Shirin Ebadi (Iran), Rigoberta Menchú Tum (Gwatemala), Leymah Gbowee (Liberia) i Tawakkol Karman (Jemen).