Przyglądając się dyskusji na temat sytuacji w "Newsweeku", chciałam podzielić się moimi doświadczeniami. Byłam ofiarą mobbingu w niewielkiej firmie, w której pracowały tylko trzy osoby. Nie będę pisała, jaka to branża, aby nikt mnie nie rozpoznał. Mimo upływu kilkunastu wolałabym tego uniknąć.
Moim szefem nie był wcale starszy mężczyzna, którego można byłby spokojnie nazwać "dziadersem", a niewiele starsze ode mnie kobieta o postępowych poglądach. Prywatnie - bardzo sympatyczna, inteligenta osoba. W pracy zamieniała się jednak w tyrana.
Przez brak doświadczenia, nie wiedziałam, że coś tu nie gra. Była to moja pierwsza praca po studiach. Gdy rano jechałam do biura, codziennie ze stresu bolał mnie brzuch. Z obecnej perspektywy wydaje mi się to chore i przerażające. W tamtych latach o mobbingu jednak się nie mówiło. Poza tym nie wiedziałam, że praca może wyglądać zupełnie inaczej. Myślałam, że wszędzie tak jest i że powinnam cieszyć się, że w ogóle mam pracę.
Wymagania były ogromne. Przykładowo, szefowa lubiła o 16 informować mnie, że wczoraj prosiła mnie o coś i teraz zastanawia się, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam. Oczywiście takie prośby wcześniej w ogóle się nie pojawiały. Przez to zazwyczaj musiałam pracować po 10-11 godzin dziennie.
Przez ciągły stres i ogromne wymagania, praca stała się centralnym elementem mojego życia. Gdy po kilkunastu godzinach wracałam do domu nie miałam już na nic siły. Prysznic czy przygotowanie posiłku wiązały się z ogromnym wysiłkiem. Włosy wypadały mi garściami. A moje życie towarzyskie w tamtym czasie nie istniało.
Przez rok pracy nie mogłam wziąć urlopu (pracowałam na tak zwanej śmieciówce). Poza tym codziennie słyszałam od szefowej, że do niczego się nie nadaję i że jeśli stracę tę pracę to na pewno nie znajdę innej. I powinnam doceniać to, że ktoś w ogóle chciał mnie zatrudnić.
Gdy została zdiagnozowana u mnie depresja, w sprawę zaangażowali się moi rodzice i przyjaciółki. Z ich pomocą odeszłam z pracy. Sama bym sobie z tym raczej nie poradziła.
Następnego dnia po moim odejściu była szefowa zaczęła wydzwaniać do mnie z prośbą, żebym jednak wróciła. Rozpłakała się i powiedziała, że nie poradzi sobie beze mnie. Czyli jednak nie byłam aż tak beznadziejna, jak próbowała mi przez cały czas pracy wmówić...
Po kilkunastu latach wiem oczywiście, że była przełożona nie miała racji. W nowych miejscach pracy zostałam doceniona i nigdy nie doświadczyłam takiego traktowania. Były to jednak znacznie większe korporacje. Przez tamto doświadczenie nigdy chyba już nie odważę się na pracę w malutkiej firmie. I niestety muszę przyznać, że moją najgorszą szefową w życiu była kobieta.
Czytelniczka
Co sądzicie na ten temat? Wasze historie i opinie są dla nas ważne. Czekamy na Wasze listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl lub edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.