"Od policjanta dowiedziała się, że średnio co trzy lata złodzieje wracają do okradzionego wcześniej mieszkania"

Nikt z sąsiadów nic nie widział, nic nie słyszał. Z zewnątrz nie było widać śladów włamania. - Ktoś grzebał w szufladach z moją bielizną i naruszył strefę mojej intymności. To okropne doświadczenie. Włamywacze gotówki szukali też w książkach, bo wszystkie z półek wylądowały na środku sypialni - relacjonuje Katarzyna, mieszkanka warszawskich Bielan. Co zawiodło i czy latem częściej dochodzi do włamań?

W grupach sąsiedzkich na Facebooku co jakiś czas pojawiają się ostrzeżenia przed grasującymi na osiedlach włamywaczami, którzy niemal w każdym przypadku stosują te same metody. Zanim dokonają włamania, przez dłuższy czas obserwują domy, by poznać zwyczaje mieszkańców i mieć pewność, że wychodzą do pracy czy pakują się do wyjazdu na urlop.

Zobacz wideo Nietypowe włamanie w Kolnie. Złodziej wdarł się do lokalu gastronomicznego i zrobił sobie kebaba

Jedno z takich ostrzeżeń opublikowała Katarzyna, do niedawna mieszkanka warszawskich Bielan. Jak wspomina, to był jeden z tych długich weekendów, kiedy postanowili z mężem zabrać dzieci i odpocząć za miastem. Kompletnie nie spodziewali się, co zastaną po powrocie, tym bardziej że w ich poczuciu przed wyjazdem dobrze zabezpieczyli mieszkanie. W oknach były antywłamaniowe żaluzje, a w drzwiach zamek typu Gerda.

Mój mąż prosto ze wspólnego weekendu pojechał w delegację, więc do domu wróciłam tylko z dziećmi. Drzwi co prawda były zamknięte, ale kiedy nacisnęłam klamkę, poczułam niepokój. Przekręciłam klucz w zamku tylko raz i drzwi od razu się otworzyły. Zdziwiło mnie to, bo zawsze zamykam na dwa razy. Kiedy weszłam do środka, nogi się pode mną ugięły

– wspomina właścicielka mieszkania przy Conrada 18.

Złodzieje splądrowali całą sypialnię. Centymetr po centymetrze przetrząsnęli wszystkie szuflady. Ich zawartość była rozrzucona na podłodze. Działali w pośpiechu.

Ktoś grzebał w szufladach z moją bielizną i naruszył strefę mojej intymności. To dla mnie okropne doświadczenie.

- Włamywacze gotówki szukali też w książkach, bo wszystkie z półek wylądowały na środku sypialni. Co prawda w jednej z nich miałam ukryte 300 zł, ale nie znaleźli ich, ponieważ były włożone za obwolutę i dlatego nie wypadły. Wyjęli też z szuflady nasze paszporty i położyli na biurku, tak jakby chcieli dać nam znać, że wiedzą o nas wszystko i to jak wyglądamy. Po moich plecach przeszedł zimny dreszcz – relacjonuje Katarzyna.

WłamanieWłamanie Shutterstock / Robert Kneschke

Od policjanta dowiedziała się, że średnio co trzy lata złodzieje wracają do okradzionego wcześniej mieszkania. Jeden stoi na czatach, a pozostali - dwóch czy trzech - plądrują w tym czasie mieszkanie. Włamywacze dokładnie przeszukali kuchnię i łazienkę.

- Wszystkie puszki i pudełeczka na sól czy herbatę były otworzone. Zajrzeli nawet do kratek wentylacyjnych, a w łazience wyjęli płytkę pod wanną i zaglądali do słoiczków z kremami. Tam też szukali ukrytych kosztowności - wspomina ofiara włamania.

Niewykluczone, że interesowały ich też kosmetyki i perfumy, ponieważ markowe są sporo warte i łatwo je sprzedać. Ale z mieszkania Katarzyny przede wszystkim wynieśli złotą biżuterię. Tę nietypową, charakterystyczną czy srebrną zostawili w obawie, że będzie trudna do upłynnienia.

- Ukradli złoto, które moje córki dostały na chrzest. Trudno było mi się z tym pogodzić… Medaliki, kolczyki z brylantem, bransoletkę. To były nowe rzeczy, jeszcze z metkami, w oryginalnych pudełkach.

Tylko w pokoju dziecięcym, gdzie było mnóstwo zabawek, panował porządek, nic nie ruszyli. Może się czegoś wystraszyli i nie zdążyli?

- zastanawia się właścicielka okradzionego mieszkania.

Złodzieje prawdopodobnie w środku nocy weszli do zlokalizowanego na parterze mieszkania. Nie zatrzymały ich nawet żaluzje antywłamaniowe, ponieważ do środka dostali się przez drzwi, metodą na tzw. pasówkę. Sprawdzili wcześniej rodzaj zamka w drzwiach, dopasowali do niego wytrych i otworzyli drzwi, nie pozostawiając żadnych widocznych śladów włamania. Jeżeli włamywacz ma do wyboru trzy mieszkania na klatce, to wybierze to, do którego zamek w drzwiach otwierany jest płaskim kluczem. Otworzy też zamek typu Gerda z okrągłym kluczem, choć zajmie mu to więcej czasu, co zwiększa ryzyko, że ktoś przy majstrowaniu w zamku go nakryje. Wiadomo, że do mieszkania Katarzyny nie włamali się amatorzy, ponieważ nikt z sąsiadów nic nie widział, nic nie słyszał.

- Kiedyś mieliśmy jedno wejście do wieżowca i mnóstwo ludzi przechodziło obok naszego mieszkania. Jednak jakiś czas temu zlikwidowano zsyp na śmieci, zrobiono windę z osobnym wejściem i większość mieszkańców zaczęła z niej korzystać. To poprzednie wejście stało się mnie uczęszczane, właściwie korzystaliśmy z niego tylko my i nasi sąsiedzi z parteru - opowiada Katarzyna.

Wspomina przy tym, że żaden ze skradzionych przedmiotów do niej nie wrócił, a szukanie ich w lombardach byłoby szukaniem igły w stogu siana.

- Włamywacze działali w rękawiczkach i nie zostawili odcisków palców. Nie było też śladów czy materiałów z monitoringu. W takiej sytuacji trudno udowodnić ubezpieczycielowi, że w ogóle doszło do włamania. Nie mieliśmy też zdjęć ukradzionych przedmiotów czy paragonów, bo skradziona biżuteria była prezentem, jaki otrzymały moje córki. Sprawa ciągnęła się przez dłuższy czas i dopiero biegły sądowy potwierdził, że w zamku były ślady ingerencji wytrychem. Dostaliśmy więc trochę pieniędzy z ubezpieczenia - mówi Katarzyna.

Jednak to nie straty materialne były najbardziej dotkliwe, a utrata poczucia bezpieczeństwa we własnym domu. Lęk związany z włamaniem nie odpuszczał i dlatego całą rodziną zdecydowali się przeprowadzić.

- Teraz mieszkamy na lepiej strzeżonym osiedlu. Zrezygnowałam też z kupowania złota. Mam tylko jeden łańcuszek, ale i to z próbą 333, o najmniejszej jego zawartości. Mimo to, za każdym razem, gdy wracamy z weekendu poza miastem, z duszą na ramieniu wchodzę do mieszkania i niespokojnie rozglądam się po mieszkaniu, czy wszystko jest w porządku - zwierza się niegdyś mieszkanka bloku przy Conrada 18 w Warszawie.

Policyjne statystyki potwierdzają, że w ubiegłym roku włamań na terenie Warszawy najwięcej było w marcu i kwietniu, ale tak naprawdę złodzieje grasują przez cały rok. Natomiast wakacje są okresem, kiedy sposób ich działania jest nieco inny. Z uwagi na to, że często wychodząc z domu, zostawiamy uchylone okna czy balkony, mają ułatwione zadanie. Z drugiej strony, nawet jeśli okna i drzwi są zamknięte, dla włamywacza nie ma przeszkody nie do pokonania, podkreśla podkomisarz Małgorzata Wersocka z Komendy Stołecznej Policji. Dlatego im więcej zabezpieczeń, tym lepiej, a wyjeżdżając na dłuższy czas, nie zostawiajmy w domu wartościowych rzeczy.

- Jeśli mamy zaufanych sąsiadów, poprośmy ich o to, by na czas naszego wyjazdu zwrócili uwagę na nasze mieszkanie. Jeśli jest taka możliwość, zostawmy im klucze, poprośmy o zapalenie światła na jakiś czas w różnych pomieszczeniach, o wyjęcie ze skrzynki naszej korespondencji, zabranie ulotek spod drzwi mieszkania. Powinniśmy dobrze zabezpieczyć drzwi i okna w zamki patentowe o najwyższej klasie zabezpieczeń. Jeden zamek w drzwiach to zdecydowanie za mało, najlepiej mieć trzy z atestem bezpieczeństwa. Dobrym zabezpieczeniem może być też monitoring i systemy alarmowe, gdyż odstraszają potencjalnego złodzieja i wydłużają czas dostania się do mieszkania. Im więcej będziemy mieć zabezpieczeń, tym większe szanse, że nie stracimy swojego mienia - dodaje policjantka.

Więcej o: