Mobbing to niestety zjawisko dosyć często spotykane, które przejawia się między innymi dręczeniem, poniżaniem i nękaniem w miejscu pracy. Dlaczego niektóre osoby stosują tego typu zachowania wobec swoich podwładnych lub innych pracowników? Jak wyjaśnia psycholożka i psychoterapeutka Katarzyna Kucewicz, przyczyn problemu jest wiele.
- Czasami mobberzy mają cechy psychopatyczne, czasami czują potrzebę odwetu, czasami są niekulturalni i brakuje im taktu, a czasami nie potrafią dojrzale panować nad swoimi emocjami - mówi psycholożka.
I jak zaznacza, mobberzy nie potrafią przestrzegać granic innych osób - w pracy i często także w życiu prywatnym. - Są też nieprofesjonalni. Bo profesjonalny, dobrze przygotowany lider, szef, czy pracownik wie, że mobbingiem nic nie zdziała, że mu się zespół posypie, że to długofalowo nigdy nie wpływa dobrze na biznes - zaznacza.
Jeszcze niedawno Patrycja* pracowała w nowej, niewielkiej firmie. Od początku nie czuła się w tym miejscu dobrze. - Przerywanie wypowiedzi, brak kontaktu wzrokowego, pomijanie mnie we wspólnych spotkaniach, uciszanie rozmów, kiedy wchodziłam do pokoju - wspomina relacje z innymi pracownikami firmy.
Najgorszy okres zaczął się po tym, jak Patrycja wzięła kilkudniowe zwolnienie zdrowotne od lekarza. Po powrocie dostała od szefowej długiego e-maila z pretensjami. Była w nim porównywana do innych pracowników, dowiedziała się także, że jej krótka nieobecność negatywnie wpłynęła na całą organizację. Gdy zapytała o sprawy, które działy się w tym czasie w pracy, nie otrzymała żadnej odpowiedzi. - Jednak zauważyłam westchnienia szefowej, przewracanie oczami oraz wymianę dziwnych spojrzeń między pracownikami. W takich sytuacjach czułam się ośmieszana - wspomina Patrycja.
Jak dodaje, w czasie pracy w tej firmie jej samopoczucie oraz samoocena bardzo się obniżyły. Niemal zawsze wracała do domu przybita i zrezygnowana. - Zastanawiałam się, czy może nie przesadzam, może coś źle odczytuję. Jednak niechęć szefowej do mnie i nakręcanie przeciwko mnie reszty zespołu były na tyle zauważalne, że postanowiłam zakończyć współpracę. To była bardzo decyzja - podsumowuje.
Natomiast Wiktoria z mobbingiem spotkała się ponad 20 lat temu. I to, co ciekawe, w miejscu, w którym pracuje do dzisiaj. Jak wspomina, w tamtych czasach przemocy psychicznej w miejscu pracy nie nazywano jeszcze mobbingiem. - W zasadzie nie wiedzieliśmy, do kogo można byłoby zwrócić się o pomoc i czy taka pomoc w ogóle się nam należy - mówi Wiktoria.
Osobą, która siała ogólny postrach w jej pracy, nie był dyrektor, tylko zwykły pracownik. - Z dzisiejszej perspektywy uważam, że była to osoba mająca ogromne ambicje i proporcjonalnie mniejsze chęci do pracy. Każdy pracownik, który wykazał się większymi niż pani F. osiągnięciami, był przez nią notorycznie nękany na różne sposoby: od skarg do dyrektora, na przykład o brak współpracy, udostępniania danych (które ona chciała zazwyczaj wykorzystać jako wynik własnej pracy) po oskarżenia o brak lojalności, czy wręcz o kradzież. Ja na przykład zostałam oskarżona o kradzież płyt CD - wspomina Wiktoria.
Jak mówi, po całym dniu pracy z panią F. nie mogła uspokoić się nawet w domu. - Niemal nieustannie bolała mnie głowa, nie mogłam spać - opowiada.
Pewnego dnia okazało się, że ich dyrektor został odwołany. Jak po latach dowiedziała się nasza rozmówczyni, pani F. przyłożyła do tego rękę, licząc na awans na zwalniające się stanowisko. Jednak to Wiktoria otrzymała tę propozycję. - Byłam zaskoczona i jednocześnie przerażona, bo niezmiernie bałam się współpracy z panią F. Ale ona niespodziewanie wyciszyła się, zajęła się swoimi zadaniami, a po roku odeszła z pracy z powodów zdrowotnych - wspomina nasza rozmówczyni.
Julia doświadczyła mobbingu w pierwszej swojej pracy po studiach. Trafiła do bardzo małej redakcji. Szefowa oraz główna redaktor od razu przeszła z nią na ty, zaproponowała też, by dodały się na Facebooku. - Zgodziłam się i to był koszmarny błąd. Niestety stał się to oficjalny kanał naszej służbowej komunikacji... Szefowa pisała do mnie, kiedy chciała, także w godzinach nocnych - opowiada Julia.
Po dniu spędzonym w biurze wracała do domu, włączała komputer i znowu była w pracy. - Szefowa potrafiła mi wysyłać print screeny literówek w tekstach, okraszając to długimi komentarzami. To było mało profesjonalne i przy tym okropnie niemiłe - wspomina Julia.
Każdy błąd był jej wytykany w długich wywodach przesyłanych na Messengerze. Przez to Julia żyła w ciągłym stresie. Codziennie rano przed pracą bolał ją brzuch. W pewnym momencie pojawiły się depresyjne myśli i ataki paniki. W końcu zgłosiła się do psychiatry, który zalecił jej terapię, leczenie farmakologiczne oraz... zmianę miejsca pracy.
- Nie powiedziałam szefowej o prawdziwych powodach odejścia. Teraz tego żałuję, bo może skłoniłoby to tę kobietę do jakiejś refleksji - podsumowuje.
Mateusz także ma za sobą doświadczenie pracy w niewielkiej firmie. I, jak podkreśla po 15 latach, nie chciałby już wrócić do takiego miejsca. Już pierwszego dnia wyczuł, że jego szefowa (mimo że miała męża i dwójkę dzieci) jest nim wyraźnie zainteresowana. - Podrywała mnie, a gdy w delikatny sposób dałem jej do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany, zaczęła się na mnie mścić. Słyszałem niemal każdego dnia, że do niczego się nie nadaję i nigdy nie znajdę sobie żadnej innej pracy. Dla studenta z małym doświadczeniem zawodowym takie słowa były bardzo krzywdzące - zauważa Mateusz.
- Poza tym miałem strasznie dużo obowiązków, pracowałem do późnych godzin, a szefowa miała ciągle do mnie o coś pretensje. Żyłem w nieustannym stresie. W końcu pojawiły się kłopoty ze snem, niemal całkowicie straciłem apetyt - dodaje.
W tej pracy Mateusz wytrzymał aż sześć miesięcy. Jak zdradza, wytrwał tak długo, bo przez słowa szefowej zaczął wątpić w to, że jest w stanie znaleźć coś innego. Jednak, gdy zdiagnozowano u niego depresję, bardzo się przestraszył. - Słowa psychiatry podziałały na mnie jak zimny prysznic. Wiedziałem, jaka to poważna choroba. Stwierdziłem, że wolę być bezrobotny niż pogarszać swój stan. Zrobiłem sobie cztery miesiące przerwy, napisałem w tym czasie magisterkę, a po studiach znalazłem znacznie lepszą pracę. Wiem jednak, że nie każda ofiara mobbingu może pozwolić sobie na taką przerwę - podsumowuje Mateusz.
Mimo że w ostatnich latach o problemie mówi się coraz częściej, mobbingu nadal doświadcza wiele osób. Po czym u siebie możemy rozpoznać, że nie czujemy się dobrze w miejscu pracy? Przede wszystkim zaczyna szwankować nam nastrój, zmniejsza się motywacja. A na samą myśl o pracy czujemy podenerwowanie, smutek albo lęk.
- Incydentalnie takie samopoczucie zdarza się każdemu, ale jeśli nieprzerwanie słowo praca wywołuje w nas negatywne skojarzenia, to coś jest na rzeczy. Czasami nasze złe samopoczucie może się objawić nie tyle pogorszonym nastrojem, ile wystąpieniem symptomów somatycznych. Mamy notoryczne migreny, rozstrój żołądka. Czasami nasza awersja do pracy może właśnie tak dawać o sobie znać - tłumaczy Katarzyna Kucewicz.
Jak dodaje psycholożka, gdy przez wiele miesięcy tkwimy w takim miejscu pracy, niechęć może przerodzić się w wypalenie zawodowe i wywołać psychiczną dekompensację, czyli znaczne, uciążliwe pogorszenie kondycji psychicznej, z depresyjnością włącznie. Człowiek, który spędza tyle godzin dziennie w miejscu, którego nie znosi, staje się nie tylko posępny, ale i bardzo zmęczony, rozdrażniony i coraz bardziej zniechęcony do życia. Trudno też o właściwą samoocenę, jeśli mamy takie poczucie, że życie przecieka nam przez palce, że robimy rzeczy, których nie lubimy albo dajemy się źle traktować agresywnym osobom.
- To jest bardzo trudne do udźwignięcia. Czasem ludzie korzystają ze swoich zasobów emocjonalnych i potrafią na przykład odcinać się od pracy w zaciszu domowym. Sporo z nas jednak przenosi pracę do domu i cały czas żyje tymi negatywnymi odczuciami. To oczywiście niekorzystnie rzutuje i na życie rodzinne, na życie seksualne i na relacje z ludźmi. Toksyczna praca rozlewa się na wszystkie rejony naszego życia. Dlatego też to bardzo ważne, by szukać pomocy i wsparcia, jeśli coś złego dzieje się w środowisku pracy - podkreśla psycholożka.
Jednak, jak dodaje, doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że zazwyczaj rozwiązanie problemu nie jest proste. - Z reguły ludzie mają poczucie, że są w potrzasku i nie dadzą sobie rady, żeby znaleźć coś innego, żeby poszukać pracy w innym miejscu albo na przykład złożyć skargę na mobbera. Takie podejście "i tak nikt mi nie pomoże, i tak mi się nie uda" jest typowe dla ludzi psychicznie udręczonych swoją pracą, którzy stracili już zapał i wyrażają depresyjne przekonania - wyjaśnia.
Jakie kroki warto więc podjąć w sytuacji, gdy jesteśmy mobbingowani? - Przede wszystkim mówić. Mówić kolegom o tym, co się dzieje, zgłosić pracodawcy, jeśli jest to mobbing koleżeński. Warto też notować sobie wszelkie przejawy mobbingu, bo potem w stresie zapominamy albo umniejszamy znaczenie niektórych zachowań, a to są bardzo ważne dowody. I zadbać o swoje zdrowie psychiczne - skorzystać z rozmowy z psychologiem czy telefonu zaufania. Można też porozmawiać z prawnikiem, który podpowie nam, co możemy zrobić. Najważniejsze jest to, by nie dusić tego w sobie i o ile to możliwe informować o tym, co się dzieje, bo mobbing to forma przemocy psychicznej - podsumowuje ekspertka.
*Imiona bohaterów na ich prośbę zostały zmienione.
Wasze historie i opinie są dla nas ważne. Czekamy na Wasze listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl lub edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.