Więcej inspirujących rozmów znajdziesz na głównej stronie Gazeta.pl.
Misia Joachim*: Jeśli chodzi o zaimki, to ja lubię powtarzać, że jestem trochę za gruba i za stara, żeby się przejmować. Jestem osobą niebinarną - genderqueer, która używa wszystkich zaimków osobowych. Moja płeć nie jest dookreślona, więc dlaczego mój język - który wpływa na moją rzeczywistość - miałby być określony?
Misia Joachim fot. Karolina Jóźwiak
Oczywiście, że nie! Nie ma nic złego w pytaniu, ale naprawdę nie ma też nic złego w popełnieniu błędu!
Kiedy popełnimy błąd i ktoś nas poprawi, powiedzmy "przepraszam" i starajmy się mówić poprawnie - bo nas jako pytających czy popełniających błąd to bardzo mało kosztuje, a dla kogoś to może być sprawa niesamowicie ważna, wręcz warunkująca jej dobrostan, i powinniśmy to szanować.
Nie trzeba się bać! Poza tym takie lęki są związane z nami, a nie z osobami, o których myślimy. My tak naprawdę rzadko myślimy o innych.
Usłysz to: boimy się, że MY nie będziemy się umieli zachować, że to MY nie wyjdziemy na fajne osoby, że MY nie będziemy akceptujący i wspierający. A to chyba nie powinna być opowieść o nas…?
A poza tym - przecież nie wstydzimy się zapytać kogoś o imię, choć nie znamy imion wszystkich! Więc tak samo, jak nie mówimy do wszystkich "Andrzeju", tak samo, jak mówimy "hej, jak się nazywasz?", możemy pytać o zaimki.
Misia Joachim fot. Alicja Kozak
To dla mnie też nowe słowo, bo w momencie, w którym odkrywałam swoją tożsamość płciową, zdecydowanie bardziej popularne było słowo "genderqueer". Ono z resztą bardziej mi się podoba. Mówi o genderze - czyli poczuciu płci kulturowej i ma komponent queerowy, czyli mówi o niezgodzie na normatywność. Jednak to słowo "niebinarność" jest bardziej popularne, a ponieważ zależy nam na tym, żeby usprawnić język i się efektywnie komunikować - przyjmuję owo określenie z całym dobrodziejstwem!
Niebinarny znaczy niemieszczący się w tym męsko-kobiecym podziale na płeć - bo w takim domyślnym, hetero świecie płcie są dwie, tego nas uczą od dziecka, prawda? Tylko że część osób nie mieści lub nie odnajduje się w tym podziale, ma do niego zupełnie inne podejście.
Musimy pamiętać, że niebinarność mieści się pod parasolem transpłciowości - czyli osób, których płeć jest inna niż ta nadana przy urodzeniu.
To zależy. Osoby niebinarne też mogą czuć dysmorfię płciową - ale nie muszą.
Zresztą osoby transpłciowe w ogóle nie muszą czuć dysforii płciowej. Musimy pamiętać, że dysforia płciowa - czyli odczuwanie dyskomfortu z powodu niezgodności między różnymi aspektami naszej płci (wygląd, postrzeganie w społeczeństwie, role społeczne etc.) - nie warunkuje bycia osobą transpłciową.
Chociaż cała rzesza osób transpłciowych zmaga się w różnym stopniu z dysforią. To, że dzielimy osoby transpłciowe na binarne i niebinarne, nie ma nic wspólnego z korektą płci. Są osoby niebinarne, które będą przechodzić część procesu medycznego, dużą albo małą, lub będą chciałby zmienić dokumenty i nie powinniśmy tego ujednolicać. Część osób binarnych transpłciowych, nie przechodzi korekty albo przechodzi ją tylko w pewnym stopniu.
Misia Joachim fot. Eliza Krakówka
Ja odczuwam bardzo niewielką dysmorfię płciową, ale bardzo mocno w czasie mojego życia zmienia się to, jak postrzegam swoje ciało - czy chcę, żeby było postrzegane bardziej męsko, czy bardziej kobieco - i to staram się podkreślać.
Misia Joachim fot. Kovacs Balint
Lubię się tym bawić - dlatego, że fajnie jest być niestałym elementem rzeczywistości, robić w niej wyłomy dla siebie i innych. Na pewno zmienia się to w czasie i zależy od tego, jak się sam ze sobą czuję, ale też od tego, jak bezpiecznie się czuję w przestrzeni publicznej.
Im bardziej czuję się bezpiecznie, tym bardziej eksperymentuję z kobiecością, im mniej bezpiecznie - z męskością. Ale też czymś zupełnie nowym jest dla mnie zaakceptowanie swojej męskości i eksplorowanie jej w sposób przyjemny, a nie obowiązkowy.
Czasami chcę być postrzegany inaczej albo sama siebie postrzegam inaczej. To, co się nie zmienia, to język, zaimki - swobodnie nim żongluję, bo tak właśnie czuję. Jako osoba niebinarna nie musisz nikomu nic udowadniać - możesz wyglądać zupełnie normatywnie, bo najważniejsze jest, co masz w głowie, jak się czujesz, czy masz poczucie bezpieczeństwa, a ekspresja to zupełnie coś innego.
Misia Joachim fot. Karolina Jozwiak
Dla mnie takie pomieszanie jest naturalne, przychodzi mi z łatwością. Ale też ma spowodować, że nie wiesz, na co patrzysz - ma cię to wybić jako osobę patrzącą - z takiego poczucia komfortu, że rozumiesz, co się dzieje. Bo to sprawia, że zaczynasz się zastanawiać. "Na co ja patrzę? Co oglądam?". A jeśli zaczynasz myśleć na jakiś temat, to daje szansę na zmianę. Już patrzenie na coś nieoczywistego sprawia, że przestaje się myśleć binarnie i heteronormatywnie - choć na chwilę.
Misia Joachim fot. Paulina Wiśniewska
W różne! Zależy od tego, komu się podobają i kto podoba się im, kim są zainteresowane.
Większość osób, które się ze mną umawiają, myśli, że jestem gejem, a to nie jest tak - bo ja nie jestem chłopakiem. Ale też dla każdego_j z nas to będzie indywidualne, bo osoby niebinarne to nie jest monolit.
I tak, to może się wydawać skomplikowane, ale tak naprawdę, jeśli chodzi o związki romantyczne i seksualne, najważniejsze będzie, czy ja ciebie pociągam, czy cię interesuję. Reszta to już sprawa drugorzędna.
Wszystko zaczęło się od tego, że w wieku 14 lat zafascynowałem się makijażem. Dragiem, czyli artystycznym kreowaniem postaci scenicznej, zająłem się 11 lat temu, a chwilę wcześniej zaczęłam pracę jako makijażystka, i choć obecnie już w ten sposób nie pracuję, makijaż jest obecny w moim życiu. Jest on dla mnie najprzyjemniejszą częścią dragu. To czas tylko dla mnie, bo trwa zazwyczaj... trzy godziny. Występuję więc jako drag, mieszam pomiędzy queen (kobiecością), king (męskością) i queer (coś, co nie koniecznie musi być ludzkie) - jednak w komunikacji najłatwiej będzie powiedzieć drag queen, bo to już większość osób rozumie.
Drag sprawia mi ogromnie dużo radości i dzięki temu rodzajowi performansu mogę przepracowywać swoje dziecięce fantazje i dorosłe koszmary.
Zgadza się, jestem częścią polskiego ballroomu, sama chodzę też w balach [czym są bale, vouging i ballroom wyjaśnimy w dalszej części tekstu - dop redakcji]. Od wielu lat organizuję też i promuję kulturę queerową w Polsce: przez lata działałam aktywistycznie i społecznie. A w wolnych chwilach uwielbiam historię mody, bo kocham oglądać piękne rzeczy i staram się po prostu żyć w naszym kraju komfortowo. A, i pracuję w korpo!
Oczywiście. Niektórzy moi współpracownicy przychodzą na moje wydarzenia, bale czy występy. Obserwują mnie na Instagramie. I do pracy mogę przyjść z takimi pomalowanymi paznokciami (Misia pokazuje bajecznie kolorowy manicure).
Może ustalmy, że performensem nie musi być koniecznie występ na scenie Większość swojego dragowego życia nie występowałem na scenie, bo nie chciałam. Ale za to chodziłam w dragu na co dzień i oczywiście na rozmaite eventy. Przedstawieniem w moim przypadku było wejście w przestrzeń i zajmowanie jej odrobinę na swoich zasadach. Ale byłam jak jednorożec czy potwór z Loch Ness - nie dokumentowałam moich wyjść, nie było mnie na mediach społecznościowych, bo zależało mi, żeby jedynym momentem, kiedy możesz mnie zobaczyć, był ten moment na żywo. To się zmieniło z pandemią - nie można było wyjść, więc przestałabym dragowo istnieć: zaczęłam więc działać na Instagramie, później na TikToku, i tam się teraz prezentuję. Poza tym od kilku lat regularnie występuję na scenach Polski, tworząc pokręcone numery wprost z otchłani mojej wyobraźni.
Wytłumaczę: vouging to rodzaj tańca wytworzony przez kulturę ballroomu. Kultura ballroomu pochodzi z Nowego Jorku i pochodzi jeszcze z belle époque. Jest kulturą osób ciemnoskórych i latynoskich LGBTQ, które były wykluczone i próbowały stworzyć dla siebie bezpieczną przestrzeń ekspresji. Nazwa pochodzi od tego, że na początku były to po prostu bale, na których można było sobie pozwolić na przebieranki, wyrażenie siebie. I tak było do lat 60., kiedy dzięki Crystal LaBeiji zaczęto wprowadzać do bali konkursowość: kategorie, które miały dać szanse osobom wielokrotnie wykluczonym ze względu na pochodzenie etniczne czy/i tożsamość płciową, seksualność.
Dawało to osobom nie tylko poczucie bezpieczeństwa czy wspólnoty, lecz także poczucie bycia gwiazdą, docenienie oraz uznanie społeczności. Ważną częścią wspólnoty ballroomu są femme queen (czyli kobiety trans).
W Polsce ta kultura wybucha - między innymi dzięki takim osobom jak "matka polskiego ballroomu" – Bożnie Wydrowskiej. Ballroom - musimy to zaznaczyć - ma mnóstwo zasad (nie wszystkie mieszczące się w queerowym nurcie!) i dużą hierarchiczność, ale jednocześnie daje przestrzeń do ekspresji, do bycia w konkretnym konwenansie, sobą. Ballroom nie jest queerowy, ale jest przestrzenią, w której osoby queerowe się odnajdują. Kultura ballroomu pozwala ci przeżywać swoje ciało, seksualność i tożsamość w taki sposób, w jaki chcesz, a do tego to, że jest tam konkurencja, daje niesamowite pole do kreatywności. Uwielbiam być częścią tej społeczności, ale najbardziej lubię organizować bale.
Bo to niesamowite, że tak różne osoby mogą konkurować ze sobą.
Polski ballroom tworzą nauczyciele_ki, lekarze_ki, pracownicy seksualni, pracownicy_e Żabki, tancerki_ze, modele_ki czy pracownicy korporacji i każdy może wygrać!
A oprócz tego po prostu kocham organizować rzeczy, jestem w tym dobra i robię naprawdę kreatywne - na poziomie światowym! - i niepowtarzalne imprezy. Np. bal, którego głównym tematem są… grzyby! Ach, bo nie wspomniałam, ale jestem mykologiem z wykształcenia… Więc uwielbiam kreować tę fantazję: począwszy od opisu ballu, po najmniejszy detal estetyczny.
Musimy jednak podkreślić, że to nie jest tak, że wszystkie osoby niebinarne, genderqueer, trans - nawet chodzące w ballach - akceptują swoje ciało albo dobrze je przepracowały. Mamy różne doświadczenia, różne traumy. Jeśli chodzi o mnie, to dopiero od roku akceptuję swoje ciało.
Jestem osobą grubą: przytyłam, jak miałem osiem lat i od tej pory zmagam się z wagą. Przepracowywanie swojego ciała było więc bardzo trudnym tematem. Ale jeśli każdego dnia cię opluwają, doświadczasz różnego rodzaju form przemocy, agresji - a jako osoba LGBTQ nie masz za dużego wyboru w przeżywaniu siebie w sposób spokojny i bezpieczny - to w pewnym momencie dochodzisz do wniosku (a przynajmniej ja doszłam do tego wniosku), że po co jeszcze ja sam/a mam sobie dokładać?
Dlaczego ja mam sobie być jeszcze wrogiem/wroginią?
Misia Joachim Fot. Karolina Jóźwiak
Jestem w wielu grupach dyskryminowanych, ale z żadnego powodu nie doświadczyłam tyle dyskryminacji co z powodu tego, że jestem gruba. Wyzwisk, obrazy, poniżania, przemocy.
Tylko że w pewnym momencie rozumiałam, że ja lubię siebie - swoje wnętrze. A przecież to wnętrze nie istnieje bez tego słodkiego ciałka. Gdyby nie ta cudowna powłoka, toby mnie nie było: więc jeśli lubię siebie, to czemu nie lubię swojego domu? Jest cudowny, bo jest mój, a poza tym - nie mam innego wyboru! Co to ciało mi złego zrobiło? To ludzie mi robią złe rzeczy, oceniając je, a nie ono, mój domek! To nie była łatwa droga, zwłaszcza że jeszcze rok temu ważyłam 50 kilo więcej. Ale już wtedy lubiłam swoje ciało.
Nie musisz chudnąć, jeśli nie chcesz. Ale nadal z byciem grubym nie jesteśmy oswojeni. Kupowałem ostatnio drinka i zażartowałam, że jestem na coś za gruby. Barmanka "Nie mów o sobie tak, to jest fatshaming!", ktoś za mną w kolejce "Chyba grubych ludzi nie widziałeś, nie możesz o sobie tak mówić!".
Musiałem im powiedzieć, że ja po pierwsze mam nadwagę, a po drugie, że nie ma nic złego w mówieniu o sobie, że jest się grubym. Nie traktujmy tego jako inwektywy! To jest dopiero fatshaming!
Ja siebie nie obrażałam, używałam tego jak normalnego, neutralnego opisu rzeczywistości. Zresztą ja naprawdę już się nie przejmuję tym, kto coś do mnie mówi. Gdy obca osoba mi mówi, że wyglądam jak pedał, mogę tylko pokazać moje pomalowane paznokietki powiedzieć tylko "I o to chodzi!".
… oczywiście!
Konturowanie à la Kim Kardashian, baking, trójkąt światła modelujący środek twarzy - to wszystko wywodzi się z makijażu drag queen!
Ten makijaż był mocny, wyrazisty - teraz odchodzimy od tego trendu…
Bo Polki uwielbiają się malować! Ja jestem totalnie polska pod tym względem: ma być szpachla, ma być widać mejkap!
Najpopularniejszym podkładem luksusowym w Polsce jest Estee Lauder Double Wear - później długo, długo nic! Szkoda, że w Polsce nie powiązaliśmy tej fascynacji mocnym mejkapem z tym, jak popularny był w USA choćby Ru Paul Drag Race… Trendy makijażowe odwzorowały wtedy makijaż dragowy, ale w sposób użytkowy. Te dwa światy - ogólny i dragowy - naprawdę na siebie wpływają, jeśli chodzi np. o kształt brwi czy ust.
W dragowym będzie intensywnie: bo dragsy w pandemii bardzo wygłodniały kolorów. Jest jeszcze więcej i mocniej. I nie ma jednego wyrazistego, jednego trendu - no, może brwi są coraz cieńsze - ale za to jest wiele małych, lokalnych! Makijaż użytkowy idzie z kolei w minimalizm: naturalność plus "mniej znaczy więcej". Mocne usta, delikatniejsze oczy i rzęsy, a jeśli już rzęsy, to bardzo mocno rozdzielone. Albo: tylko rzęsy, ale za to mocno sklejone. Po pandemii, podczas której usta były zasłonięte, mamy boom na usta: wyraziste, błyszczące, nawilżone, ale wygodne. Nie ciemne! Koniec matu, czas na nawilżenie! Podobnie nawilżona, delikatna i naturalna ma być skóra - dlatego wszystkie firmy mają w swojej ofercie teraz tinty**, kremowe podkłady i róże. To jest super - wiesz dlaczego? I to mówię ja, drag persona! Bo pokazuje, że lubimy się też takich, jakimi po prostu jesteśmy.
Misia Joachim - tworzy swoją Drag Personę już 11 lat. Aktywistka na rzecz osób LGBTQ, organizatorka balli, działaczka społeczna i edukatorka queerowa. Właśnie przygotowuje się do swojego debiutu jako reżyserka, gdyż pod koniec tego roku planowana jest premiera jej pierwszego pełnometrażowego filmu dokumentalnego. Artystka sztuk wizualnych, której medium jest jej ciało. Pragnie przemienić się w żywą rzeźbę pełną szaleństwa oraz obłędu. Tiktokerka, opowiada o makijażu, ale najbardziej kręci ją edukacja.
**Tinty - to kosmetyk, który służy do makijażu ust, alternatywa dla pomadki lub błyszczyka, Konsystencja tintu nie jest tłusta czy kremowa, lecz wodnista, lecz bogata w barwiące pigmenty. Tint wsiąka w skórę warg, delikatnie zabarwiając je na kilka godzin.