"Żałuję, że kupiłam suknię ślubną z tiulu. Już pod kościołem zaczęła się rwać, a kosztowała 6 tys. złotych"

Suknia ślubna dla każdej panny młodej jest czymś wyjątkowym. Jedne wybierają te o kroju księżniczki, inne bardziej dopasowane. W większości przypadków za wymarzoną kreację trzeba zapłacić kilka tysięcy złotych. Tak było również w przypadku jednej z naszych czytelniczek, która podzieliła się swoją historią.

Długo czekałam na ten dzień. Już jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, jak będę wyglądać podczas ślubu. Moja wymarzona suknia była o kroju księżniczki. Salonów sukien ślubnych w województwie mazowieckim jest mnóstwo i długo zajęło mi znalezienie tego właściwego. Kiedy już tak się stało, niemalże od razu wiedziałam, że suknia, którą przymierzyłam, to było to. Łzy napłynęły mi do oczu. Miałam jednak pewne obawy. Suknia wykończona była tiulem. Już w sklepie pytałam konsultantek, czy materiał jest na tyle wytrzymały, że nic się z nim nie stanie. Panie zapewniały mnie, że tak. Zaufałam im. Ostatecznie zapłaciłam za nią 6 tys. złotych. 

Zobacz wideo Michał Piróg komentuje aferę z Karoliną Pisarek. "Chlapnęła coś"

Pod kościołem podczas składania życzeń jedna z ciotek stanęła mi na sukni. To był początek katastrofy. Tiul w jednej chwili się porwał. Podczas wesela taka sytuacja zdarzyła się jeszcze kilka razy. Byłam załamana. Moja suknia ślubna wyglądała jak wyjęta psu z gardła. Nie bez powodu pytałam konsultantki w salonie sukien ślubnych o to czy suknia przetrwa, bo cena była dla mnie naprawdę wysoka, ale ja od zawsze o niej marzyłam. 

Teraz przed nami jeszcze sesja zdjęciowa. Gdy następnego dnia po weselu zobaczyłam, jak wygląda moja kreacja, to się rozpłakałam. Stwierdziłam jednak, że skoro koszt sukni był tak wysoki, to salon pomoże mi w naprawieniu wszystkich rozdarć. Cóż, bardzo się pomyliłam. Gdy do niego zadzwoniłam, usłyszałam, że mam sobie radzić sama i oni nie biorą odpowiedzialności za szkody, które powstały podczas wesela. Byłam w szoku, że zostałam tak potraktowana. 

Dzień ślubu był najpiękniejszym w moim życiu, ale gdybym jeszcze raz miała kupować suknię ślubną, nigdy w życiu nie wybrałabym tego salonu, bo obsługa w kryzysowych sytuacjach powinna pomagać i wspierać, a nie krzyczeć i rzucać słuchawką. 

Gosia, czytelniczka. 

Wasze historie i opinie są dla nas ważne. Czekamy na Wasze listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o: