To miał być ich wymarzony dzień, a zmienił się w koszmar. Młoda Para nie mogła wejść na salę weselną

Organizacja wesela to olbrzymie przedsięwzięcie. Wybór sukni, tortu, zespołu, sali - to dopiero wierzchołek góry lodowej. A jeśli nawet wszystko zapniecie na ostatni guzik, zawsze może wydarzyć się coś niespodziewanego. Tak jak w domu weselnym pod Chełmem, gdzie para nie mogła wejść na salę weselną.

O tym dniu marzyli od dawna, jednak ze względu na ograniczenia pandemiczne musieli uzbroić się w cierpliwość. Chcieli, aby rodzina i najbliżsi mogli świętować z nimi. Wszystko było ustalone i zaplanowane, a wesela miały obyć się w miniony weekend pod Chełmem. Mimo to dzień przed planowanym przyjęciem musieli szukać nowego lokalu, gdy w zarezerwowanym właściciel zamknął bramę na łańcuch. 

Zobacz wideo Makijaż ślubny w stylu boho - jeden z najsilniejszych trendów ostatnich sezonów. Co jest w nim szczególnie istotne?

Zamiast przygotowań — łańcuch na bramie. Para nie mogła wejść na salę, którą zarezerwowała

Maria i Łukasz już dwa lata temu zarezerwowali lokal, w którym miał odbyć się ich najważniejszy dzień.  Mieli wybrane menu i ustalone wszystkie szczegóły. A przynajmniej tak myśleli do zeszłego czwartku, kiedy to z Panem Młodym skontaktował się prawnik pary, która miała mieć wesele w tym samym lokalu i tego samego dnia. O sprawie informował Dziennik Wschodni.

Powiedział, że przyjęcia prawdopodobnie nie będzie, bo właściciel domu weselnego zamknął bramę na łańcuch i odsyłał przywożących produkty na wesela dostawców z kwitkiem. W drogę wyruszyliśmy w szoku, do mnie nie docierało, że to dzieje się naprawdę. Mieliśmy nadzieję, że jak dojedziemy na miejsce, to wszystko się wyjaśni.

- tłumaczy Pan Młody w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim.

Do rozmowy doszło dopiero w piątek rano

W czwartek nie udało się nic ustalić. Z lokalu zostali wyproszeni nawet pracownicy. Dopiero w piątek rano właściciel wpuścił narzeczonych do środka i oznajmił, że wciąż mogą zorganizować swoje wesela. Obie jednak zrezygnowały. Ostatecznie, udało im się znaleźć inne sale. Odzyskali również zainwestowane pieniądze, jednak zamierzają domagać się zadośćuczynienia. 

Właściciel nie widzi w tym swojej winy

Sam właściciel nie ma sobie nic do zarzucenia. Według niego, od piątku rano czasu było wystarczająco dużo na przygotowanie sal. Fakt, że wcześniej nie wpuścił nikogo do lokalu tłumaczy tym, że nie mógł skontaktować się z żoną i potwierdzić rezerwacji. Jak przyznaje, pracuje w branży 22 lata i nie spotkał się z taką sytuacją.

Więcej o: