Gdy zbliża się sezon wakacyjny, w sieci aż roi się od żartów i memów na temat tego, jak ludzie patrzą, gdy do samolotu wchodzą ludzie z niemowlakami. Zapewne każdy się z tego śmieje, do czasu, gdy sam nie przeżyje kilkugodzinnego lotu z wrzeszczącym bobasem na pokładzie. Tak było i w moim przypadku. Zawsze myślałam sobie, że przecież aż tak źle nie może być... Lecąc na tegoroczne wakacje bardzo się zdziwiłam.
Przewidywany czas lotu na miejsce wynosił 5h, jednak samolot miał prawie dwugodzinne opóźnienie. Zrobiła się z tego dość długa podróż. Ja, dorosła osoba, byłam wykończona, a co dopiero kilkumiesięczne dziecko, które już wchodząc do samolotu zanosiło się płaczem. I to nie był koniec. Dziecko płakało przez cały lot. W końcu jedna kobieta nie wytrzymała i się odezwała. Powiedziała, że ona jako matka uważa, że takim małym dzieciom powinno się tego oszczędzić i wybrać raczej jak najkrótszy lot lub niedaleką podróż własnym autem.
Ja sama nie mam dzieci, więc się nie odzywałam, jednak wcale jej się nie dziwię. Ja też nie mogę zrozumieć, dlaczego rodzice na siłę zabierają malutkie dzieci w tak długie podróże i to teraz, kiedy prawie każdy lot jest opóźniony. Czy naprawdę ludzie na siłę muszą udawać, że przyjście dziecka na świat nic w ich życiu nie zmienia?
Rozumiem, że każdy ma prawo podróżować tam, gdzie chce, nawet z małym dzieckiem, jednak rozumiem też, że nie każdy ma ochotę przez cały lot słuchać płaczu dziecka. Skoro są takie hotele i wagony ciszy w pociągach, może dobrym rozwiązaniem byłoby również wprowadzenie lotów tylko dla dorosłych?
Monika.
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.