Elżbieta Góralczyk zagrała w trzech produkcjach. "Wojnie domowej", filmie "Nos" i "Życie na gorąco". Jednak to właśnie z serialowa Anula przyniosła jej największą popularność. Miała 14 lat, gdy dołączyła do obsady "Wojny domowej". Najtrudniejszy scenariusz napisało jej jednak życie, które nie oszczędzało aktorki.
Rodzice Góralczyk zmagali się z chorobą alkoholową. Już od najmłodszych lat widziała zatem awantury, kłótnie, ale też odczuwała strach i martwiła się nie tylko o siebie, ale również brata. Gdy mając 14 lat, usłyszała w telewizji ogłoszenie o tym, że poszukiwana jest młoda dziewczyna do nowego serialu, nie wahała się ani chwili. W tajemnicy przed rodzicami postanowiła wziąć udział w castingu do "Wojny domowej", licząc, że los wreszcie się do niej uśmiechnie. Tak też poniekąd stało, gdyż Góralczyk udało się otrzymać rolę Anuli.
Ojciec był jednak przeciwny jej filmowej karierze. Nie przeszkadzało mu to natomiast w wydawaniu gaży córki na napoje alkoholowe. Na tym niestety nie było koniec jej zmartwień. Rywalki z castingu zaczęły do niej wysyłać obraźliwe listy. - Pisały, że jestem gruba, brzydka, mam brzydkie zęby, nazywały mnie wodogłowiem. Bardzo to wtedy przeżywałam. - przyznała po latach.
Serialowego wujka i ciotkę traktowała jak prawdziwą rodzinę. Udział w "Wojnie domowej" był dla niej pewnego rodzaju terapią. Niestety wkrótce czekał ją pierwszy cios, a mianowicie śmierć ojca. Wówczas chciała wspomóc mamę w trudnej sytuacji finansowej. Jednak w 1966 roku decyzją szefa Komitetu Kinematografii PRL Jerzego Wilhelmiego, serial został zdjęty z anteny.
Serial Wojna Domowa screen vod.tvp.pl
Kolejne angaże telewizyjne niestety nie nadchodziły. W latach 70. wystąpiła w jedynie dwóch produkcjach. Postanowiła zatem zdać maturę, aby utrzymać rodzinę. Dostała się do szkoły charakteryzatorskiej, a po jej ukończeniu podjęła pracę w TVP. W pewnym momencie postanowiła wyjechać do Wiednia. Tam właśnie poznała swojego przyszłego męża.
Był prawnikiem i ujął ją w nim brak nachalności. - Zachowywał się z dystansem. Dopiero potem miało się okazać, że ten dystans towarzyszy mu cały czas. - zwierzała się Góralczyk. Para spędziła ze sobą 20 lat, jednak były one dla aktorki niezwykle trudne. Mąż odizolował ją od przyjaciół i rodziny, a ponadto był prawdziwym tyranem. - Cała jego rodzina była strasznie zasadnicza. Teść twierdził, że ze zmywarki korzystają tylko leniwe kobiety. W czasach, kiedy nikt już sobie nie wyobrażał życia bez pralki, ja żona bogatego prawnika prałam pieluchy na tarze. - mówiła.
Początkowo trwała w tym małżeństwie ze względu na córkę Dominikę, która urodziła się w 1975 roku. W końcu nie wytrzymała. - O 5:00 rano byłam zapięta na ostatni guzik, umalowana, ubrana, śniadanie stało na stole. Rodzina zasiadała, a ja wszystko zmywałam. Potem biegłam do pracy. Wracając do domu, robiłam zakupy i potem gotowałam. Miałam nadzieję, że oddaniem kupię sobie miłość męża. On całkowicie mnie ignorował. - wyznała Góralczyk. Każda wizyta gości kończyła się natomiast awanturą. Kobieta popadła w depresję i postanowiła odejść. Mąż wówczas zagroził jej, że zostawi ją z niczym.
Góralczyk to nie przeszkadzało, ale w pewnym momencie wykryto u niej zespół hemolityczno-mocznicowy. Brak pieniędzy i problemy zdrowotne nie były jej jedynymi zmartwieniami. Córka Dominika zerwała z nią bowiem całkowicie kontakt, twierdząc, że rozbiła rodzinę.
Aktorka nigdy nie miała do córki pretensji, a co więcej zawsze jej broniła. - Jestem matką, ale nikogo nie mam. Dominika wiedziała o mojej chorobie, ale ja jej nie interesuję. Nie mam jej tego za złe. O nic nie obwiniam. Studiowała dwa fakultety. To kosztuje, a ja jej tego nie mogłabym teraz zapewnić. Ojciec, owszem. (...) Nie powiem o niej złego słowa i nikomu na to nie pozwolę.
W jednym z wywiadów Góralczyk powiedziała, że "urodziła się pod niewłaściwą gwiazdą". Aktorka w wieku 57 lat zmarła w Wiedniu. U jej boku nie było nikogo. Została pochowana na cmentarzu Sievering.
Elżbieta Góralczyk screen youtube.com/ Paula Rodak