Z dziennikiem "Nowości" rozmawiała mama Mariki, pani Marzena Suska. Jak przekazała, "tę bolesną informację z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego na Bielanach w Toruniu odebrałam telefonicznie".
- Niestety, stan Mariki od dawna był zły i liczyliśmy się już z takim scenariuszem. Córka dusiła się. Tchawica i krtań dosłownie się zapadały. Wiemy, że lekarze robili wszystko, co w ich mocy. Więcej jednak już się zrobić nie dało. Niech teraz odpoczywa - mówiła gazecie pani Marzena.
32-latka najpierw trafiła do szpitala w Inowrocławiu, później hospitalizowana była już w Toruniu. Później opiekę nad panią Mariką i jej dziećmi przejęła jej matka. Pani Marika rehabilitowana była w warunkach domowych.
-Było to dla nas wszystkich bardzo trudne. I bolesne, bo Marika po prostu się dusiła. Wiemy od lekarzy, że nie było już ratunku - dodawała pani Marzena.
Śmierć 32-latki poprzedził niewyobrażalny koszmar, który zgotował kobiecie jej mąż. To oprawca doprowadził ją do stanu, w którym lekarze musieli walczyć o jej życie w szpitalu. W maju 2021 roku mężczyzna rzucił się na nią, chcąc podciąć jej gardło. Następnie sam popełnił samobójstwo.
Tragedia miała miejsce we wsi Kościelec pod Inowrocławiem. Pani Marika mieszkała tam ze swoim o 5 lat starszym mężem i dwójką dzieci - 13-letnią córką i 5-letnim synem. Nie jest znana oficjalna przyczyna ataku, którego dopuścił się partner kobiety. Niektóre media donosiły o pojawiającym się wątku narkotyków i chorobliwej zazdrości.
W maju 2021 roku podczas rozpętanej przez 37-latka awantury, mężczyzna wziął nóż i rzucił się na swoją żonę, usiłując podciąć jej gardło. Ostatecznie tego nie zrobił, jednak wielokrotnie i bardzo głęboko ranił 32-latkę. Kobietę leżącą w kałuży krwi znaleźli ratownicy medyczni i lekarze, jej serce zaś nie wykazywało funkcji życiowych. Udało się je przywrócić cudem - jak piszą lokalne media, w inowrocławskim szpitalu. Po napaści, oprawca pani Mariki rzucił się pod pociąg w pobliskiej miejscowości.
Wtedy też rozpoczęła się trwając ponad rok zaciekła walka o życie pani Mariki. Kobieta pozostawała w szpitalu, w bardzo ciężkim stanie. Kiedy wybudzono ją ze śpiączki, nie mogła m.in. mówić i chodzić, praktycznie w ogóle się nie poruszała. Nie wiadomo było również, czy ma kontakt z otoczeniem. Niedawno podczas badania tzw. cyber okiem okazało się, że matka dwójki dzieci jest świadoma. W sieci trwała zbiórka na zakup urządzenia, umożliwiającego jej dzieciom i najbliższym nawiązanie z nią kontaktu. Niestety, stan kobiety coraz bardziej się pogarszał. Pani Marika Dzioba odeszła w środę 21 września po godzinie 11.00.
Źródło: Nowości/Polsat News/Facebook/Gazeta Pomorska