Chciała rozwodu, sąd uznał, że powinna inicjować seks. "Mansplaining i brak szacunku"

Sprawa pani Marty opisana w reportażu Marii Organ zatytułowanym "Marta chce rozwodu. Sąd: powinna pani inicjować seks, by zatrzymać męża" w weekend.gazeta.pl, wstrząsnęła całą Polską. W wyroku z czerwca 2021 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał ją - ofiarę przemocy domowej - współwinną rozpadu małżeństwa. - Jest to niesamowicie przygnębiające. To wyraz braku szacunku dla wszystkich ofiar przemocy - mówi nam prawniczka Feminoteki, Agata Bzdyń.
Zobacz wideo Pandemia potęguje patologie. „Przemoc domowa to palący problem"

Były mąż pani Marty nadużywał alkoholu, był agresywny wobec swojej partnerki, a ponadto korzystał z usług agencji towarzyskich. Kobieta podejmowała próby rozpoczęcia terapii małżeńskiej, jednak okazywały się one bezskuteczne. W 2020 roku w Sądzie Okręgowym w Warszawie zapadł pierwszy wyrok w tej sprawie - wymiar sprawiedliwości uznał męża pani Marty winnym rozpadu małżeństwa.

Rok później jednak w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie zapadła szokująca decyzja. Instancja zmieniła wcześniejsze orzeczenie sądu, uznając ofiarę przemocy współwinną rozpadu związku małżeńskiego.

Zdjęcie ilustracyjne Marta o orzeczeniu Sądu Apelacyjnego: Ten wyrok jest taką samą przemocą, jaką stosował wobec mnie były mąż

Ogromne oburzenie wzbudziło uzasadnienie decyzji, w  którym stwierdzono m.in., że trwałość małżeństwa jest najważniejsza - niezależnie od tego, do czego dochodzi w danym związku. Jednak najbardziej bulwersujący okazał się fakt, że sąd uznał, iż kobieta powinna była inicjować kontakty seksualne z opresyjnym mężem.

Z wyznaczeniem wyraźnych granic tej tolerancji, lecz poprzez okazanie czułości, wykazanie inicjatywy, wciągnięcie męża w bliskość i intymność małżeńską w możliwie dużym stopniu na tyle, aby odzyskał silniejsze zainteresowanie wspólnym spędzaniem czasu, a tym samym by osłabione zostały skłonności pozwanego do udziału w imprezach z kolegami oraz do stałego krytykowania powódki. Po prostu należało przejawiać pozytywną, ciepłą i wyrozumiałą postawę

- napisano w orzeczeniu.

"Wyrok narusza standardy europejskie"

Skandaliczną decyzję instancji, opisaną w reportażu Marii Organ  komentuje w rozmowie z kobieta.gazeta.pl Agat Bzdyń. Radczyni prawna i specjalistka w zakresie praw człowieka, związana z  organizacją Feminoteka, nie ma wątpliwości, że wyrok godzi w poczucie bezpieczeństwa osoby, która jest stroną pokrzywdzoną. - To się nie nadaje do skomentowania w parlamentarnych słowach - zauważa.

- Przede wszystkim wyrok ten narusza standardy, określone w Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Nie jest tajemnicą, że sądy w Polsce nie zapoznają się z tymi standardami, często nie czytają wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka - ten sąd ewidentnie tego nie zrobił - podkreśla ekspertka.

"Niesamowity manspalining"

Gdyby było inaczej - jak dodaje - w orzeczeniu nie znalazłyby się skandaliczne sformułowania wtórnie wiktymizujące osobę, która chciała się uratować i uciekła od przemocowego partnera.

Zdjęcie ilustracyjne Marta chce rozwodu. Sąd: powinna pani inicjować seks, by zatrzymać męża

- Odebrałam to uzasadnienie jako niesamowity mansplaining - że "trzeba było zrobić to i to". Nie. Osoba robi to, co w danym momencie czuje, że jest dla niej najlepsze. I jeżeli ratuje się z sytuacji opresyjnej, to nie należy od niej absolutnie wymagać, że jeszcze będzie swojego oprawcę o cokolwiek prosić i próbować ratować ten związek. To jest po prostu nierealne - mówi.

Podkreśla, że w tej sprawie "zabrakło wiedzy orzeczniczej odnośnie standardów europejskich". I tu należy przywołać wyrok Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCz) J.L. przeciwko Włochom z 27 maja 2021 roku - który jawnie mówi o wtórnej wiktymizacji ofiary przez wymiar sprawiedliwości.

"Sąd nie może stygmatyzować"

- Wyrok ten mówi, że w swoich uzasadnieniach sąd nie może posługiwać się sformułowaniami, stygmatyzującymi osobę, będącą stroną procesu - zaznacza specjalistka.

Sąd nie może stygmatyzować osoby, która jest pokrzywdzona przestępstwem. To narusza art. 8 Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności

- podkreśla Agata Bzdyń.

Radczyni dopytywana o to, czy w takim razie zasadne jest stwierdzenie, że sąd tym samym naruszył międzynarodowo ratyfikowaną konwencję, odpowiada twierdząco. - Myślę, że osoba pokrzywdzona, kobieta, w której sprawie wydano taki wyrok procesie, jak najbardziej mogłaby złożyć skargę do Europejskiej Trybunału Praw Człowieka - ocenia.

"Niesamowicie przygnębiające". To cios dla wszystkich ofiar przemocy w naszym kraju

Co taka decyzja sądu oznacza dla kobiet żyjących w Polsce? - Ten wyrok jest nad wyraz szkodliwy, utrwala stereotypy, utrwala wtórną wiktymizację. Obarcza kobietę ciężarem ratowania związku, w którym jest przemoc, w którym często jedynym rozwiązaniem jest ucieczka - zaznacza.

Specjalistka przyznaje, że także w swojej praktyce zawodowej z takimi wyrokami spotkała się kilkukrotnie.

- Niestety widzę brak edukacji wśród sędziów, w społeczeństwie. Społeczeństwo nie chce się edukować w tym zakresie, nie przyjmuje pewnych standardów, trwa przy stygmatyzacji osób, będących ofiarami takich przestępstw jak np. zgwałcenie czy znęcanie się. I ma to wydźwięk właśnie w takich wyrokach - podkreśla.

Jest to niesamowicie przygnębiające dla mnie jako kobiety, jako prawniczki. Idąc do sądu, oczekuję, że będę spotykała się z najwyższymi standardami, a nie z uprzedzeniami i fobiami. Że ja i moje klientki będziemy traktowane z należytym szacunkiem. A według mnie takie uzasadnienie jest również wyrazem braku szacunku dla wszystkich ofiar przemocy w Polsce

- stwierdza Agata Bzdyń.

Przypomnijmy, czego dotyczył przywołany przez naszą rozmówczynię wyrok Europejskiego Trybunału  Praw Człowieka z 27 maja 2021 roku. Siedmiu mężczyzn zostało wówczas oskarżonych o gwałt zbiorowy na studentce historii i teatru.

Pokrzywdzona zaskarżyła sposób, w jaki przeprowadzono postępowanie karne sądu, w wyniku którego oprawcy zostali uniewinnieni. Taka decyzja sądu naruszyła jej prawa i interesy, wynikające właśnie ze wspomnianego wyżej art. 8 konwencji - który z kolei dotyczy szacunku do życia prywatnego,

W Quebecu zabito w ubiegłym roku 17 kobiet. Wszystkich zbrodni dokonali ich partnerzy Uciekła od męża, który stosował przemoc. Sąd uznał ją za współwinną rozpadu małżeństwa

Sprawa toczyła się w sądzie przez dwa lata. Obrońcy oskarżonych mężczyzn uciekali się do skandalicznych praktyk w postaci podważania wiarygodności kobiety, zadawali pytania dotyczące jej życia rodzinnego, orientacji seksualnej oraz kontaktów intymnych, które nie były w żaden sposób powiązane  ze sprawą.

Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że postępowanie to było sprzeczne i z zasadami, wynikającymi z prawa międzynarodowego w zakresie ochrony praw ofiar przemocy seksualnej i z włoskim prawem karnym.

Źródła: weekend.gazeta.pl/Feminoteka

Więcej o: