Poszła pobawić się na podwórku i zniknęła. Jest nowy trop? "Prawda wyjdzie na jaw"

Mija 25 lat od tajemniczego zaginięcia wówczas 10-letniej Andżeliki Rutkowskiej. Dziewczynka w 1997 roku wyszła na podwórko przed swoim domem w wielkopolskim Kole aby pobawić się z dziećmi i był to ostatni dzień, w którym widzieli ją jej najbliżsi. Rodzina nie ustaje w poszukiwaniach i od ćwierć wieku nie traci nadziei na przełom. Portal Interia dotarł do nowych faktów w tej sprawie.
Zobacz wideo Śląscy kryminalni rozwiązali sprawę zaginięcia 42-letniej Moniki

Jak się okazuje, kilka tygodni temu najbliżsi zaginionej dziewczynki otrzymali niezwykle ważną wiadomość od przedstawicieli niemieckich służb mundurowych. Niemieccy policjanci - jak pisze w swoim reportażu dziennikarz Dawid Serafin - byli skłonni przesłuchać Polaka, która od lat żyje w Niemczech i może mieć związek z zaginięciem dziecka przed 25 laty. Warunkiem, który by im to umożliwił, jest jednak otrzymanie pisemnego zezwolenia od polskich organów ścigania.

We wrześniu bliscy zaginionej dziewczynki otrzymali odpowiedź, w której zaznaczono, że Prokuratura Rejonowa w Kole "nie widzi podstawy" do podjęcia takiej czynności - pomimo tego, iż na przeprowadzenie takich działań zezwala polski Kodeks Karny. Reporter Interii rozmawiał z bliskimi Andżeliki. Jej chrzestna Izabela Jankowska nie kryje swojego żalu do polskich organów ścigania. 

Mam przeczucie, że zbliża się czas, kiedy prawda wyjdzie na jaw. Poszukiwanie to kawał mojego życia. Nie wiem, jak ono będzie wyglądało, kiedy to wszystko już się wyjaśni. Zdają sobie sprawę, że ja żyję tym. Nie mam własnego życia. Do końca będę walczyć o prawdę. Mam nadzieję, że się to wyjaśni

- mówiła rozmówczyni Interii.

Przypomnijmy, że śledztwo ws. zaginięcia 10-letniej Andżeliki Rutkowskiej zostało umorzone ledwie trzy miesiące po zniknięciu dziecku - w kwietniu 1997 roku. Jak czytamy, śledczy wykluczyli możliwość utonięcia dziewczynki w pobliskiej Warcie. 

Należy również podkreślić, że rodzina przez lata nie mogła doprosić się o dostęp do akt sprawy. Odsyłano ich z informacją, że są to dokumenty operacyjne, a więc niejawne. Teraz jest to kompletnie niemożliwe, ponieważ dziesięć lat po zaginięciu dziewczynki akta prokuratorskie zostały zniszczone.

Mija 25 od zaginięcia małej Andżeliki. Będzie przełom w sprawie?

Dziecko zaginęło dokładnie 31 stycznia 1997 r. Dziewczynka wyszła na podwórko przed kamienicą przy ulicy Mickiewicza w Kole, w której mieszkała ze swoimi dziadkami - informując o tym wcześniej domowników.

Kiedy dziecko nie wróciło na przygotowany obiad, jej bliscy zaczęli się niepokoić. Na początku szukali jej na własną rękę. Około godziny 19.00 matka Andżeliki i jej dziadek zgłosili zaginięcie 10-latki na komisariacie policji. Pierwszą wersją, ku której skłaniali się mundurowi, było utonięcie dziewczynki w Warcie. Rzekę na tym odcinku służby przeszukały z pokładu łodzi. Nie zaangażowano płetwonurków.

Podejrzanego do dziś nie przesłuchano

Kluczową postacią w zaginięciu dziewczynki jednak okazał się mężczyzna określany jako Rafał T. - ponieważ to z nim i dwoma innymi chłopcami Andżelika spędzała najwięcej czasu przed zniknięciem. Wszyscy twierdzili, że tego dnia się z nią nie spotkali, jednak z relacji dwóch świadków wynika, że widzieli oni dzieci razem.

Jakiś czas później drugi chłopiec Igor K. miał przyznać, że dziewczynka utopiła się w rzece na oczach Rafała T. Ten z kolei - jak donosi Interia - po zniknięciu Andżeliki miał bardzo dużo płakać. W trakcie rozmów z biegłym psychologiem przeczył wersji opowiadanej przez trzeciego z chłopców, który twierdził, że to T. wepchnął dziewczynkę do wody. 

To on porwał i zabił Madeleine McCann? Śledczy mają szykować akt oskarżenia To on zabił Madeleine McCann? Śledczy chcą mu postawić zarzuty. "To kompletna niespodzianka"

Policja z wielkopolskiego Koła dopiero po roku ustaliła (na polecenie Komendy Głównej Policji), że T. żyje na terenie Niemiec. Mężczyzny nie przesłuchano w tej sprawie do dziś.

Źródło: Interia/buzz.gazeta.pl

Więcej o: