Z okazji premiery filmu "Blondynka" na Netfliksie, przyglądamy się rutynie urodowej uwielbianej przez wszystkich gwiazdy starego Hollywood.
Osobiście jestem przeciwna opalaniu, lubię czuć, że jestem blondynką na całym ciele
- tłumaczyła Monroe.
Sztuczna opalenizna, bronzery to kosmetyki, z których aktorka nigdy by nie skorzystała. Przede wszystkim stawiała na alabastrową, jasną naturalną skórę.
Jak stworzyć pełne, soczyste usta, które były nieodłączną częścią wizerunku Marilyn Monroe? Makijażyści Marilyn używali aż do 5 różnych odcieni szminki. Od ciemnego na bokach odcienie przechodziły do jaśniejszego wewnątrz, co optycznie powiększało usta.
Marilyn Monroe była fanką konkretnego odcieniu blondu. Nie ma tutaj przestrzeni na przypadki. Odwiedzając salon fryzjerski, prosiła o "pillow case white" (w dosłownym tłumaczeniu o biel w odcieniu poszewki na poduszkę). Monroe rozjaśniała włosy co trzy tygodnie. Żeby uniknąć mycia ich za często, co mogłoby wpłynąć na kolor, Marilyn co dwa dni używała suchego szamponu, żeby zachować świeżość, nie wypłukując koloru.
Monroe była stałą bywalczynią gabinetu dermatologa. Cierpiała na wyjątkową suchość skóry (dziś podejrzewa się, że przyczyną było jej obsesyjne, nieustanne mycie twarzy). Aktorka posiadała rygorystyczną rutynę dbania o cerę, rozpisaną na każdy dzień tygodnia.
Jej wieczorna rutyna rozpoczynała się od oczyszczania twarzy olejkami i dokładnego mycia. Następnie nakładała na skórę nawilżające kremy.
Monroe spała od 5 do 10 godzin. Bardzo ceniła sobie sen i czas po przebudzeniu. Niedziele były dla niej specjalne — dawała sobie 2 dodatkowe godziny na rozbudzenie.
Marilyn jeszcze zanim stało się to modne, regularnie zażywała lodowych kąpieli. Twierdziła, że jej skóra jest wtedy jędrniejsza i piękniejsza.