"Jedna pani kupiła perukę w czwartek. W poniedziałek dowiedzieliśmy się, że nie będzie jej już potrzebna"

- Przychodzą też po nadzieję. Po otuchę, po zdania takie, jak: "bardzo dużo osób z tego wychodzi", "włosy szybko odrosną". A mogą odrosnąć inne! Były jasne - mogą być ciemne, były proste - mogą być kręcone - mówi w rozmowie z Kobieta.gazeta.pl. Agata Bura, założycielka Hair Majesty Secret Service Studio i ekspertka w zakresie uzupełniania ubytków włosów.

Jedna na osiem – tyle kobiet w którymś momencie życia zachoruje na raka piersi. Co 1,5 godziny nowotwór ten zabija Polkę. To nie dzieje się w próżni. Dotyczy twojej rodziny, koleżanek, ciebie, nas. I choć mamy świadomość, że nasza różowa akcja redakcyjna nie ma szans na milionowe kliki – piszemy o nowotworze piersi, bo uważamy, że to ważne. Zatroszcz się o siebie i swoje zdrowie. Dołącz do nas, zbadaj się.

Zobacz wideo

Joanna Zaremba, Kobieta.gazeta.pl: Czy trzeba tłumaczyć bliskim kobiet zmagających się z nowotworem, dlaczego wizyta w studiu peruk jest tak ważna?

Agata Bura: Oczywiście, że tak. Utrata włosów jest najbardziej stygmatyzującym elementem leczenia onkologicznego. Bardzo często nawet jest tak, że pacjentki lub pacjenci - bo są to też mężczyźni, choć jednak głównie kobiety - bardziej boją się tej zmiany wizerunku niż samego leczenia.

Z jakimi emocjami wówczas się pani spotyka?

To jest niezwykle specyficzna sytuacja: emocje towarzyszące traceniu włosów. Niektóre panie chcą sobie tego oszczędzić  i golą głowę bardzo szybko. Są też takie, dla których włosy są pewnym synonimem kobiecości i bardzo, bardzo odkładają w czasie ten moment. To trochę strzał w kolano, bo obserwowanie długich, wypadających włosów jest niezmiernie bolesne. Człowiek obserwuje wtedy swoją kruchość. I ten rak zaczyna mieć namacalny kształt.

Z czym to się wiąże?

To jest takie pomieszanie strachu, niepewności i - co widać wśród dzisiejszych kobiet- zadaniowości: okej, była u lekarza, onkologa, to teraz czepek i peruka, żeby móc jakoś funkcjonować. To częsta postawa.

Widuję też partnerów, którzy towarzyszą paniom podczas pierwszej konsultacji u nas. Starają się je wesprzeć na duchu, a klientki często to bagatelizują. Mąż mówi: "Ale Aniu, ty tej peruki potrzebujesz tylko na kilka miesięcy…". A żona na to: "Ale skąd ty to możesz wiedzieć?". Te panie często nie rozmawiają z nimi w domu na temat tego, co się wydarzy. Wszyscy wiedzą, że te włosy wypadną, ale nikt nie mówi o tym głośno.

Panie też często wspominają, że muszą kupić sobie jakiś turbanik. Bo nie chcą pokazywać się wieczorem mężowi bez włosów, jak już peruka zawiśnie na stojaku.

Rola rodziny w trakcie takiej konsultacji jest więc ważna?

My wręcz namawiamy do tego, aby przyjść z kimś bliskim: serdeczną przyjaciółką, córką, synem, partnerem. To ma bardzo duże znaczenie.

Co jest najtrudniejszym przeżyciem podczas takiej wizyty?

Jest taki moment, kiedy włosy już tak bardzo wypadają, że sugerujemy obcięcie. Klientki zazwyczaj myślą, że to będzie podcięcie do linii brody. My ich na początku z tego błędu nie wyprowadzamy. Ale jak klientka siada na fotelu fryzjerskim i przeczesujemy włosy grzebieniem, a one na nim zostają - raczej doradzamy, aby skrócić je tak do długości jednego centymetra. Bo to przyniesie ulgę, nie będzie trzeba obserwować tego procesu wypadania.

Zawsze bardzo się wzruszam, kiedy panie proszą, żeby obrócić je tyłem do lustra. Żeby nie musieć na to patrzeć. Często wtedy płaczą, bo to jest już taki moment, że nie ma odwrotu. Przekraczamy rubikon. Zakładamy perukę. Wiele pań też prosi, żeby na ten czas towarzyszący im bliski wyszedł z pokoju.

Domyślam się jednak, że wizyta u państwa to nie jest samo dobranie peruki.

Wszystko zaczyna się od konsultacji. Opieka medyczna i onkologiczna w Polsce niestety często tak działa, że to dopiero u nas w studiu kobiety dowiadują się, jaki będzie cykl wypadania włosów. Kiedy to nastąpi, kiedy się nasili itp.

Pacjentkom onkologicznym bardzo często zależy na tym, aby wyglądać dokładnie tak, jak przed diagnozą. Że by nie czuć, ze ten rak coś zmienił w ich życiu. Żeby nie musieć się tłumaczyć otoczeniu. Wystarczającym bólem jest to, że nie mają na to wpływu na swój stan zdrowia. Więc chcą mieć chociaż kontrolę nad włosami. Oczywiście każdy przychodzi z inną, własną, osobistą historią.

Doradza pani też w zakresie samej stylizacji fryzury? Słyszałam, że dla wielu kobiet to bardzo ważny moment - kiedy mogą poczuć się, jak podczas zwyczajnej wizyty u fryzjera jeszcze przed diagnozą.

Tak, i to bardzo często. Nie znam takiej fryzury, której nie dałoby się zrobić na peruce. Choć bardziej skupiamy się na takich praktycznych poradach w zakresie np. tego, jakie rozwiązania sprawdza się najlepiej w warunkach domowych, terenowych, etc.

Oprócz peruki i porad czysto technicznych - po co jeszcze przychodzą pacjentki zmagające się z nowotworem?

Po nadzieję. Po otuchę, po zdania takie, jak: "bardzo dużo osób z tego wychodzi", "włosy szybko odrosną". A mogą odrosnąć też inne! Były jasne - mogą być ciemne, były proste - mogą być kręcone.

Proszę uwierzyć, że klientki, które u nas mierzą peruki, są w szoku, że może to wyglądać tak lekko, zwiewnie i naturalnie. To jest trochę tak, jakby wielki kamień spadł im z serca: że te kilka kolejnych miesięcy nie musi być udręką, tylko naprawdę można to zorganizować tak, żeby mimo tego ogromnego dyskomfortu było jednak wygodnie.

Jakie peruki cieszą się największym powodzeniem?

Bardzo cieniutkie, oddychające, o małej gęstości. Walczące ze stereotypem "hełmu na głowie", zwiewne, delikatne. Często realizujemy takie zamówienie niegęstych włosów. Dominują polskie kolory, my to nazywamy "mysi, polski blond". One się cieszą największą popularnością, bo mają zniknąć w tłumie. Swoją przeciętnością i brakiem ideału dążyć do naturalności. I to jest wśród klientek bardzo ewidentne.

Które z zamówień pamięta pani szczególnie?

Te dla dzieci. Spełniamy różne marzenia i w takich sytuacjach musimy stanąć na wysokości zadania, wykazując się najwyższym profesjonalizmem. Pamiętam dziewczynkę, która chciała być Elzą z Krainy Lodu. Zdarza się więc, że robimy taki mocny, wręcz biały, skandynawski blond.

Proszę opisać po kolei, jak to wygląda: klientka umawia się telefonicznie na pierwsze spotkanie, przychodzi i …?

Wiele osób siedzących w poczekalni już jest ogromnie zestresowanych. Z reguły rozpoczynam konsultację od żartu, żeby jakoś rozładować emocje. To jest tak intymna rozmowa, o tej nieuchronnej utracie włosów…to jest coś niezwykle trudnego. Najpierw wysłuchujemy, z czym dana osoba do nas przychodzi. Przede wszystkim zawsze chcę się dowiedzieć, kiedy chemioterapia się rozpoczęła, jak jest rozplanowana itp. Wtedy opowiadam o tym, co możemy przewidzieć, jeśli chodzi o wypadanie włosów. I uspokajam. Paradoksalnie im mniej włosów, tym lepiej - łatwiej dopasować perukę.

Rozmawiamy o tym, czy chcemy zaszaleć i zrobić coś zupełnie innego niż przedtem, czy odtworzyć obecną fryzurę. Z reguły określamy sobie po prostu, do czego dążymy. A następnie mierzymy głowę i tak plus-minus zakładamy pierwszą perukę, która nie odbiega jakoś zbytnio kolorystyką czy długością od oczekiwań. Sprawdzamy też które bazy, czepki są najbardziej komfortowe.

Jeżeli wybieramy perukę z włosów naturalnych, ustalamy sobie, który model będzie okej. Krótszy czy dłuższy? Czy klientka chciałaby zrobić na nim trwałą ondulację? A może rozjaśnić albo przyciemnić kolor? Wszystko to robimy wedle życzenia.

Potem przechodzimy do opracowania planu z fryzjerem. Zazwyczaj umawiamy się tak za 2-3 dni na ostateczne dobranie peruki - żeby sprawdzić, jak leży i wygląda już odpowiednio przygotowana. I wówczas następuje finalna stylizacja. Na przykład: zmieniamy w peruce przedziałek, wycinamy babyhair, żeby można było perukę upinać. Tego dnia stylizujemy ją tak, żeby klientka czuła się jak najbardziej komfortowo.

Udzielamy też pełnego instruktażu, jak pielęgnować nowe włosy. Klientkom onkologicznym z reguły doradzamy, by przychodziły na mycie do studia co 3-4 tygodnie. Bo realnie, zanim same to dobrze opanują, peruka nie będzie już im potrzebna, ponieważ włosy odrosną.

Mogę sobie wyobrazić, że relacja z klientką, która walczy z rakiem piersi, nie ogranicza się do samych porad.

Rzeczywiście wytwarzają się więzi, ponieważ ktoś u nas kupuje perukę, a potem regularnie nas odwiedza i ją pielęgnuje. Pamiętam doskonale pewną historię, bardzo budującą. Klientka wyszła z choroby obronną ręką i przyszła się z nami pożegnać, ponieważ wróciła po prostu do swojego fryzjera, którego miała bliżej domu.  Ale ten ostatni raz jeszcze docinaliśmy fryzurę już na jej własnych, takich rekonwalescencyjnych włosach.

A peruka to były przepiękne, długie, kasztanowe włosy. Zależało jej, żeby końcówki trochę się podkręcały, a włosy - żeby były sprężyste, plastyczne.

Kiedy przyszła nam powiedzieć o wygranej walce, to były szczególnie emocje. Do tej pory miałam takie doświadczenia, że większość naszych klientek wychodziła z leczenia zwycięsko. Było jednak kilka takich sytuacji, w których rozstaliśmy się z klientką na zawsze. To pokazuje, że nowotwór to poważna choroba. Kiedyś jedna pani kupiła perukę w czwartek. W poniedziałek dowiedzieliśmy się, że nie będzie jej już potrzebna.

Pamięta pani, jakie to były włosy?

Doskonale. Blond do ramion, lekko kręcone na końcach.

Myślę sobie, że w pani pracy w wielu momentach bardzo trudno powstrzymać łzy.

Nie płaczę i nie mogę płakać, choć bywa to bardzo trudne. Byłabym nieprofesjonalna. Staram się myśleć o tych konsultacjach w ten sposób, że mój profesjonalizm i wkład ma opierać się na mówieniu o tym, co się sprawdzi. Chcę, żeby klient wyszedł ode mnie z taki poczuciem: "okej, trafiłam/łem w dobre ręce. Niezależnie od tego, jaki mam budżet na perukę, dostanę najlepsze  możliwe rozwiązanie". Tym staram się kierować.

Agata Bura jest doradczynią ds. włosów. Od sześciu lat prowadzi wyjątkowe miejsce na mapie stolicy - Hair Majesty Secret Service Studio, w którym skupia się na rozwiązywaniu problemów skóry głowy i włosów w empatycznym, partnerskim i kompetentnym wydaniu. Jest osobą, która doskonale rozumie problemy, z którymi zmagają się pacjentki onkologiczne przy utracie włosów.

- Sama choruję na łysienie plackowate o nieznanym podłożu. Od ponad dwóch dekad nie mam włosów. Zaczęłam je tracić, kiedy miałam 15 lat - znalezienie wówczas  miejsca, w którym można było uzyskać pomoc i wsparcie, nie było łatwe. Dlatego jestem doradcą w tym zakresie i dobrze rozumiem, co to znaczy nosić "ciało obce" na głowie. Wiem, jak to jest, kiedy za oknem jest 40 stopni, a ty masz na perukę. Wiem, jak to jest, kiedy chcesz ładnie wyglądać na swoim ślubie, ale boisz się, że peruka może się zsunąć - mówi nasza rozmówczyni.