Rozwiedliśmy się rok temu. Bez orzeczenia o winie, płacę alimenty, spotykam się z dziećmi. Byliśmy razem 10 lat. Teraz widzę, ile rzeczy zrobiłem źle albo mogłem zrobić inaczej. Przede wszystkim inaczej ułożyłbym relację z moją matką. Tak, z matką. Jest współwinna. Ja i ona ponosimy odpowiedzialność. Moja była żona długo znosiła jej zachowanie. W końcu pękła. To był długi proces. Wtrącała się we wszystko, a ja na to pozwalałem. Decydowała nawet o kolorze rolet w sypialni czy miała głos w wyborze przedszkola. Teraz widzę, że zgadzaniem się na wszystko i biernością doprowadziłem do rozwodu – opowiada Wojciech.
Moja była robiła wszystko w domu, z dziećmi. Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie doceniałem tego, nie mówiłem jej, jak fantastyczną i ciężką pracę wykonuje. Dlaczego się nie angażowałem? Bo byłem głupi i nie zdawałem sobie sprawy z wielu rzeczy. Teraz wiem, że dzieciom trzeba kupić buty na zimę, a pranie się samo magicznie nie zrobi.
Nie doceniałem jej też zawodowo. Widzę po czasie, że godziła etat z pracą w domu. I ciągle awansowała, dostawała nagrody. Brałem to za pewnik, za normę – opowiada Krzysiek.
Wstydziłem się prosić o pomoc. Żałuję. Mogliśmy iść do psychologa, na terapię. Mogliśmy wszystko. Kiedy wyprowadziła się z domu, mogłem zadzwonić, prosić, wyciągnąć rękę i zaproponować terapię. Dzisiaj wiem, że to był wstyd i zadufanie. Arogancja z mojej strony – mówi Konrad.
Nie rozmawialiśmy. Wymienialiśmy się zdaniami. Powinniśmy rozmawiać o wszystkim. O pracy, o zakupach, o oczekiwaniach, o zmartwieniach, o seksie, o filmie. O wszystkim. Nawet kiedy ona mówiła, ja słuchałem i wypuszczałem jednym uchem. Żałuję, że nie potrafiłem rozmawiać – tłumaczy Jerzy.