Jedna z naszych czytelniczek podzieliła się niedawno swoimi przemyśleniami, które możecie przeczytać w całości tutaj. Przybliżmy jednak, o co chodziło. Otóż Kasia w nadesłanym liście napisała, że ma wrażenie, że "większość z nas chodzi do kościoła nie dla samych siebie, a dla kogoś lub z przyzwyczajenia, bo tak zostaliśmy wychowani". Przyznała, że dla niej w kościele zawsze było zbyt patetycznie i choć wierzy w jakąś siłę wyższą, sama nigdy nie chodzi na msze, wyjątek robi jednak dla mamy. - Jak już odwiedzam rodzinne strony, to zawsze idę z mamą w niedzielę na mszę. Dla świętego spokoju, żeby nie wysłuchiwać o tym, że Bóg jest potrzebny w moim życiu - napisała.
Opublikowany na jednym z naszych facebookowych fanpage'y tekst wzbudził sporo emocji, a pod postem pojawiły się setki komentarzy od internautek oraz internautów. Co na ten temat myślą ludzie w sieci? Oto kilka najpopularniejszych komentarzy. Zachowujemy oryginalną pisownię.
Gdzieś o tym słyszałem, iż pradziadkowie, dziadkowie, rodzice chodzili, więc my i ty też powinieneś chodzić. Bo taka jest tradycja. Na szczęście dziś ogromną większość młodych ludzi ma świadomość i wolny umysł.
A ja idę na mszę w niedzielę z potrzeby serca. Nie dla ludzi, nie dla mamy, jak tu niektórzy piszą, nie dla małżonka... Idę bo chcę i jest mi z tym dobrze.
Niektórzy idą dopiero jak spotka ich nieszczęście, znam takie osoby.
Z Bogiem trzeba żyć cały czas, a nie potem jak trwoga to do Boga.
To niesamowite, jak wielu wierzących praktykujących spogląda na niewierzących z mściwą satysfakcją i powtarza jak mantrę: "Jak trwoga to do Boga", właściwie w ten sposób życząc, by ta trwoga faktycznie nastąpiła.
Wiara nie ma nic wspólnego z chodzeniem do kościoła, a często tak niestety ludzie są oceniani.
Nie chodzę do kościoła. Modlę się zawsze wieczorem dla siebie, nie innych i nie na pokaz. Więc kościół jest mi do niczego potrzebny.
To straszne, jak dorośli ludzie nie mają odwagi bronić własnego zdania przed bliskimi.
To pokazuje, jakie mamy niepoukładane relacje z bliskimi
Ja wierzę w Boga, w instytucję kościoła już nie. Nie chodzę, nie daje na tacę, nie przyjmuję po kolędzie. Modle się do Boga w dzień, w nocy, jadąc autem, podziwiając przyrodę wokół. Rozmawiam z nim, nie jest mi potrzebny kościół do tego, ani tzw. ksiądz.
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.