Czy dorosłe dzieci powinny wspierać rodziców finansowo? "Ważne, żeby to był wybór"

- Mamy naturalną tendencję do tego, żeby patrzeć na świat przez pryzmat naszych własnych doświadczeń. Więc jeśli mamy pozytywne relacje z rodzicami, to wydaje nam się, że wszystkie rodziny takie relacje mają. A tak nie jest - mówi w rozmowie z kobieta.gazeta.pl psycholożka Monika Dreger.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Czy rodzice mogą dostać mandat za spacer z dzieckiem? Adwokat odpowiada

Czy od dorosłych dzieci powinno się wymagać, aby wspierały finansowo rodziców na czas ich starości? Takie pytanie zadaliśmy w mediach społecznościowych kilka miesięcy temu. Rozwinęła się ogromna dyskusja, w której zdania są bardzo podzielone. 

Niektóre osoby zechciały podzielić się z nami własną historią i osobistym odczuciem na ten temat. 36-letnia Katarzyna, która wraz z partnerem wychowuje dwójkę własnych dzieci, nie ma wątpliwości, że nie należy obarczać dorosłych dzieci moralnym i finansowym obowiązkiem wobec starzejących się rodziców, zwłaszcza jeśli same nie otrzymały od nich odpowiedniej opieki i zainteresowania.

"Mój ojciec jest alkoholikiem. Wielokrotnie próbowałam namówić go na terapię. Bez skutku"

- Uważam, że jeżeli rodzice nie zajmowali się należycie dzieckiem i doprowadzili własne dziecko na skraj traumy, to absolutnie takie dorosłe dziecko nie powinno mieć przymusu zajmowania się takim rodzicem zajmować, a już tym bardziej mieć obowiązku płacenia na niego. Chyba że samo tego chce. Ja na przykład mimo wszystko staram się rodzicom pomagać, choć w dzieciństwie doznałam od nich wielu krzywd - mówi. Dodaje, że kiedy była w potrzebie, już jako osoba dorosła, również nie dostała od nich żadnego wsparcia.

- Mój ojciec jest alkoholikiem. Wielokrotnie próbowałam namówić go na terapię, moją mamę również. Chciałam, żebyśmy wszyscy na nią poszli. Niestety, bez skutku. Ojciec o terapii nie chciał nawet słyszeć. Powtarzał tylko: nie będę nigdzie chodził, to ty masz problem - relacjonuje.

- Ma się takie poczucie: to są jednak rodzice - nawet jeśli najgorsi, to jednak rodzice. Więc ma się taką potrzebę, chęć, żeby ich zmienić. Korzystam z pomocy terapeuty, który powiedział mi, że nie mogę natomiast nastawiać się na to, że te zmiany będą. Bo oni mogą ich nie chcieć - przyznaje Katarzyna.

"Większym problemem jest dla nas samotność mamy"

40-letnia Agata nie wyobraża sobie scenariusza, w którym miałaby nie pomagać swojej matce - również finansowo. Przyznaje, że ich relacje, gdy była dzieckiem, nie zawsze układały się kolorowo, ale jej rodzice zawsze bardzo starali się zapewnić jej i siostrom dobrobyt.

 - Mama jeszcze sobie radzi, ale ma już ponad 70 lat i mieszka na odległej wsi. Staramy się, aby miała opał na zimę, raz na jakiś czas robimy jej większe zakupy. Ogarniamy jej sprawy bytowo-materialne - mówi.

- Większym problemem jest dla nas jej samotność, ponieważ tata nie żyje już od trzech lat. Mieszka sama w dużym domu i poza rozmowami przez telefon, wizytami u lekarza bądź wyjściem na zakupy nie za często ma styczność z innymi ludźmi - dodaje nasza rozmówczyni.

- Wieś, w której mieszka mama, powoli się wyludnia. Szczególnie trudno jest w okresie jesienno-zimowym. Staramy się ją odwiedzać w miarę często, ale mieszka 300 km od Wrocławia, więc raczej ciężko być tam co weekend - zaznacza.

Psycholożka: Ważne jest, żeby to był wybór, a nie przymus

Na różnice w wyżej przedstawionych opiniach zwraca uwagę w rozmowie z kobieta.gazeta.pl psycholożka Monika Dreger. Mediatorka rodzinna i założycielka i koordynator zespołu Warszawskiej Grupy Psychologicznej podkreśla: w takich przypadkach należy oddzielnie rozpatrywać sytuację i rodzica, i dziecka.

- Znam wiele takich sytuacji z własnej praktyki zawodowej. Zdarza się też tak, że rodzic potrafi właśnie wykorzystywać dorosłe dziecko w myśl takiego stereotypu: że na stare lata musisz się mną opiekować. To  bardzo roszczeniowa postawa - ocenia specjalistka.

- Natomiast są takie sytuacje, kiedy rodzic rzeczywiście potrzebuje pomocy lub wymaga opieki i wtedy też dobrze byłoby jej udzielić. Natomiast ważne jest, żeby to był wybór, a nie przymus. Oczywiście, jeśli rodzic wymaga pomocy, opieki i przede wszystkim, jeśli to jest i była dobra relacja, to jak rozumiem, należy się nim zaopiekować. Natomiast są takie historie, w których np. rodzic po prostu znika, pojawia się po latach i mówi: "pomóż". I dziecko wówczas jest w kleszczach zobowiązania - kontynuuje terapeutka.

- Ja bym powiedziała: dokonaj wyboru. Skoro rodzic dokonał takiego wyboru, że odszedł i porzucił, to też dokonaj wyboru. Jeżeli on się zwolnił z obowiązku wtedy, to automatycznie zwolnił i ciebie. Tak więc musi to być wybór, a nie nasze przeświadczenie, że "ja muszę, powinnam, co ludzie powiedzą".

"Nienawidzę swojej matki, ale jej pomagam, ponieważ szantażuje mnie emocjonalnie"

Ekspertka zaznacza też, że wiele takich historii opisywanych jest w sieci, w mediach społecznościowych, i wówczas bardzo łatwo jest wydawać wyroki.

Niemożliwe jest poznać czyjąś sytuację po trzech zdaniach w internecie, bo każda sytuacja jest inna. My zaś mamy naturalną tendencję do tego, żeby patrzeć na świat przez pryzmat naszych własnych doświadczeń. Więc jeśli mamy pozytywne relacje z rodzicami, to wydaje nam się, że wszystkie rodziny takie relacje mają. A tak nie jest. Więc warto się wstrzymać przed takim krytycznym, bardzo ukierunkowanym komentowaniem

- podkreśla.

- Są sytuacje, że ludzie przychodzą na terapię z przymusem: nienawidzę swojej matki, ale jej pomagam, ponieważ ona szantażuje mnie emocjonalnie. Mówią to oczywiście innymi słowami, ale słychać wyraźnie to uwikłanie. Podczas terapii bardzo się to zmienia. Pracujemy nad tym, aby uwikłanie zniknęło. Bardzo często taka osoba podejmuje decyzję, że nie będzie pomagać. Mówią; ja nigdy niczego od rodziców nie dostałem, dlaczego w zamian mam w jakiś sposób zubażać swoją obecną rodzinę? A są też tacy, którzy mówią inaczej: całe życie dostawałem pomoc od rodziców i czuję się zobowiązany - oczywiście w pozytywnym sensie. To jest dobre relacja, relacja wymiany. Ja dostałem - teraz ja daję. I do tego się to sprowadza: każda sytuacja jest inna i każdą trzeba indywidualnie rozpatrywać - ocenia dr Monika Dreger.

Więcej o: