Marta Trojanowska: I to jest bezpośrednio związane ze ślubami! W naszej pracowni sukien na Mokotowie pracowała krawcowa Ola*. Pewnego dnia bardzo się spóźniała, co bardzo mnie zdziwiło, bo raczej jej się to nie zdarzało. Nie odbierała też telefonu.
Anna Żukowska: Możesz to nazwać intuicją, bo Marta od razu poczuła, że coś jest nie tak. Wydzwaniała do znajomych, sprawdziła lokalne wiadomości – czy może ktoś nie zemdlał w autobusie, czy nie było żadnego wypadku.
MT: Przeczytałam o potrąceniu przechodnia niedaleko pracowni. Nie wiem dlaczego, ale od razu poprosiłam rodzinę, żeby sprawdzili, czy to nie Ola. I choć ustalenie tego nie było takie proste, niedługo później okazało się, że moje mroczne przeczucie było słuszne. Nasza koleżanka wysiadła akurat z autobusu na przystanku, szła grzecznie chodnikiem. Obok zderzyły się dwa samochody, jeden z nich wpadł na nią i zabił praktycznie na miejscu. Tego wypadku nikt nie mógł się spodziewać.
AŻ: Pojechałyśmy na pogrzeb Oli. Nasza koleżanka, im była starsza, tym bardziej stawała się odległa od Kościoła. Otwarcie komunikowała, że nie chce mieć pogrzebu kościelnego i nic wspólnego z tą instytucją. Ale problem był taki, że pochodziła z bardzo małej miejscowości i bardzo religijnej rodziny, która chciała, żeby Ola była pogrzebana na cmentarzu parafialnym.
MT: Jej mąż wiedział, że Ola by tego nie chciała. Nie wiedział jednak, że mógłby ją pogrzebać na tym cmentarzu, ale w obrządku świeckim. Po pogrzebie płakał, był zrozpaczony i świadomy, że złamał ostatnią wolę żony. Zapytał nas nawet, czy Ola mu to wybaczy.
Śmierć Oli uświadomiła nam, że możemy mieć różne plany, myśleć, w jaki sposób je zrealizujemy – ale koniec może przyjść w najmniej spodziewanym momencie. Są też rzeczy, o których z rodziną się nie rozmawia – jaki chcemy mieć pogrzeb, gdzie mamy testament, ubezpieczenie, w jakim banku rachunki. Mało kto myśli o tym za życia, a przecież śmierć nie wybiera. Czasem nie umieramy ze starości, wydarza się coś nagłego i nasza rodzina zostaje z problemami.
AŻ: Mów nam o tym jeszcze!
MT: To pytanie, które zadawałyśmy sobie też podczas pracy nad książką: czyja wola jest ważniejsza. Jeśli umieram, a wszyscy wiedzą, że byłam antykościelna, ale moja rodzina jest bardzo katolicka – komu ten pogrzeb ma zrobić dobrze? Mnie, kiedy nie jestem już najprawdopodobniej niczego świadoma, czy może rodzinie, która w tej chwili jest w tragedii i żałobie, a pogrzeb kościelny może im jakoś pomóc, bo dzięki temu będzie wierzyć, że pójdę do nieba? Nie wiem. Ale ze ślubami jest prościej – skoro żyję i to mój ślub, to nie przejmowałabym się tym, co mówią i myślą inni.
AŻ: To o tyle zabawne, że nie wiedziałyśmy, jak będzie wyglądała książka, ale byłyśmy pewne, jakie będzie miała ilustracje.
MT: I obok poprzedniej, i obecnej pracowni, zasuwają nam po drzewach wiewiórki. Ola je dokarmiała, zawsze nalewała wody, zanosiła orzeszki. Pamiętam nawet takie momenty, że wiewiórki, jak w komiksach, przyklejały się łapkami do szyby, pewnie w poszukiwaniu Oli. A potem był pogrzeb.
AŻ: To był ciepły, wiosenny dzień. Stałyśmy z Martą przed kościołem i pod koniec mszy miałyśmy taki moment przełomowy.
MT: Coś na zasadzie: "Olu, widzisz i nie grzmisz?!". W tym samym momencie z kościoła wybiegła wiewiórka.
AŻ: Popatrzyłyśmy z Martą na siebie i zaczęłyśmy się śmiać. Jak tylko weszłyśmy do samochodu, zaczęłyśmy gadać o tej książce. Wiedziałyśmy obie, od jakiego rysunku się zacznie. Że to wiewiórka będzie prowadziła przez kolejne strony.
MT: Ona też trochę zmiękcza ten temat. Bo przecież to ciężka książka i przekaz. Różni ludzie będą sięgali po tego ebooka w różnych sytuacjach – zarówno ci, którzy są w żałobie, ale też te osoby, które żałoby nie planują w najbliższym czasie, ale chcą być po prostu przygotowane.
AŻ: I to ma być przełamanie takiego totalnego smutku. Kiedy zapowiadałam książkę na facebooku, pojawiło się kilka takich głosów: "ale jak to? Wiewiórka?! To nie licuje z powagą śmierci". A przecież czyta się ją za życia. Jestem też pewna, że Oli te wiewiórki by się spodobały. Uznałyśmy jednak, że stworzymy też drugą wersję książki, w której rysunek jest tylko na okładce. To specjalnie dla tych, dla których ta wiewiórka to za dużo w zderzeniu z tematem odchodzenia.
AŻ: Rzeczywiście, o takiej sytuacji myślimy bardzo rzadko, bo przecież umieranie kojarzy nam się dziś głównie ze szpitalami czy hospicjami. Pytanie o to, co zrobić, jeśli bliski odejdzie w domu, zadałyśmy Agnieszce Beczek. To prawdziwa profesjonalistka branży pogrzebowej, prowadzi na Instagramie konto @pani_z_domu_pogrzebowego. Odpowiedź Agnieszki bardzo nas ujęła, bo powiedziała, że przez kilka pierwszych chwil najlepiej... nie robić nic. To ostatni czas, w którym możemy po prostu pobyć ze zmarłym, podziękować za to, że był z nami, potrzymać za rękę.
MT: A tak zupełnie technicznie – warto pamiętać chociażby o tym, żeby otworzyć okna. Kiedy umieramy, nasz organizm zaczyna wytwarzać ptomainy. To substancje o bardzo intensywnym zapachu i toksycznym działaniu. Ich długotrwałe wdychanie przy dużym stężeniu może zakończyć się biegunką, wymiotami czy dusznościami. Najbardziej niebezpieczne i toksyczne są po około 10 godzinach od zgonu.
AŻ: Możemy też przykryć bliskiego cienkim prześcieradłem, zamknąć oczy. Jeśli mamy siłę – warto też usadzić tę osobę w pozycji półsiedzącej po to, żeby nie miała plam opadowych na twarzy, kiedy będzie później leżała w trumnie. Dobrze byłoby też zabezpieczyć to miejsce jakimiś grubszymi ręcznikami czy kocem, który będziemy mogli później wyrzucić. Po śmierci luzują się bowiem zwieracze, a nasze ciało opuszczają resztki kału i moczu.
AŻ: Jeśli znamy lekarza prowadzącego, najlepiej poinformować go w pierwszej kolejności, że odszedł nasz bliski. Wtedy to on będzie mógł stwierdzić zgon i wystawić kartę zgonu. Jeśli nie mamy kontaktu do lekarza lub śmierć nastąpiła w godzinach nocnych albo dniach świątecznych – dzwonimy na pogotowie lub pod 999/112. Przyjedzie do nas lekarz pogotowia ratunkowego, stwierdzi zgon i wystawi kartę zgonu. Taką kartę warto skserować, jest na niej wyszczególniona przyczyna śmierci. Może nam się przydać na innych etapach załatwiania formalności – np. spraw związanych ze spadkiem. W międzyczasie możemy też wezwać zakład pogrzebowy. Najlepiej, jeśli jest to miejsce z polecenia. Zwróćmy uwagę, żeby znajdowała się tam chociażby chłodnia.
Po przekazaniu ciała zakładowi pogrzebowemu możemy na chwilę odetchnąć. Następnego dnia idziemy do Urzędu Stanu Cywilnego, gdzie rejestrujemy śmierć naszego bliskiego i możemy dostać akt zgonu. Tu znów bardzo ważna uwaga: tych aktów powinniśmy wziąć kilka. Standardowo wydaje się jeden plus dwie kopie, natomiast dobrze wziąć ich 6-7. Będą potrzebne w wielu miejscach. Praktycznie w każdej instytucji musimy się nim wylegitymować.
MT: Do każdego ebooka dodajemy też skrótową checklistę, w której opisujemy w punktach, co należy zrobić po śmierci bliskiego. Może okazać się pomocna, kiedy nie mamy czasu ani nastroju, by przeszukiwać meandry internetu i upewniać się, czy o niczym nie zapomnieliśmy.
MT: Czas! Założyłyśmy, że dwa miesiące i pyk – gotowe. W nocy rozpisałam koncepcję w punktach i to było 1,5 roku temu. Niedawno znalazłam tę listę i okazało się, że zostało nam jeszcze mnóstwo rzeczy do poruszenia – profilaktyka, badania...
AŻ: Ja też myślałam, że wyjdzie nam z tego dwudziestostronnicowa broszurka. Zrobiłam sobie z tego tematu drzewo i cztery gałęzie. A podczas pracy każda gałąź zaczynała pączkować i wciągać. Fascynującym tematem okazały się np. kwestie przygotowywania zwłok w różnych religiach.
MT: Do tego doszły niby proste spadkowe rzeczy – kto ile dziedziczy, co z dziećmi z innego związku. To bardzo ważne aspekty, o których raczej na co dzień nie myślimy. I samo świętowanie pogrzebu – chociażby to, że w niektórych miejscach w Afryce wyciąga się raz do roku zmumifikowane zwłoki i z nimi tańczy. To na tyle ciekawe, że szybko okazało się, że będziemy musiały zostawić niektóre tematy na kolejny tom.
AŻ: Muszę też zaznaczyć, że w ebooku opisałyśmy dość proste sytuacje, ale jeśli zdarzają się piramidalne komplikacje – w pierwszej kolejności powinno się skierować dziarsko kroki do prawnika. (…) Podczas pracy nad książką zdarzyło mi się też rozmawiać z ludźmi, których sytuacje były absurdalne. Na jednym z forów dziewczyna napisała, że chciałaby mi dać jedną radę. Polecić czytelnikom, żeby upewnili się, że wielkość urny, którą będziemy umieszczali w jakimś grobie, jest odpowiednia. Joanna napisała mi: "my musieliśmy przesypywać tatusia do mniejszej". Dałam do jej wpisów ikonkę śmiechu, a później od razu napisałam, że strasznie ją przepraszam, ale nie śmieję się z niej, tylko absurdu tej sytuacji. Ona na szczęście odpisała, że jej tata też by się z tego śmiał.
MT: Swój testament spisałam już w wieku 25 lat. Mam (jak niemal każdy) skomplikowaną sytuację rodzinną. Moja mama chciała uporządkować kwestie swojego testamentu, więc pojechałam razem z nią. Stwierdziłam, że skoro mam mieszkanie na kredyt, to chciałabym wiedzieć, że w razie czego dostanie je faktycznie ktoś, kto jest mi bliski. Chciałam też być skremowana i rozsypana na plaży w jakimś ciepłym miejscu, żeby rodzice przymusowo mieli wakacje, kiedy będą mnie odwiedzać. Ale pomyślałam później, że może nie zawsze będzie ich na to stać i zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, więc zostałam przy kremacji i kolorowym, imprezowym klimacie pogrzebu. Wszyscy wiedzą, że pogrzeb ma być świecki i nie chcę, żeby ludzie się na nim zamartwiali i cały czas płakali.
AŻ: Znajomi Marty wiedzą też, że im bardziej odjechana ostatnia kreacja, tym lepiej. Jeśli chodzi o mnie, mam bardzo prosto. Moja rodzina świetnie rozumie, że jeśli udałoby się wydłubać jakiekolwiek moje narządy, chciałabym je oddać. Wszyscy mamy chyba podobne podejście. Chciałabym też być skremowana, zmieszana z ziemią i szczepką drzewa. Mogłabym później stać się lipą albo czereśnią. Lipy pięknie pachną, więc po śmierci będę po prostu leżeć i pachnieć.
*Imię zmarłej koleżanki zostało zmienione na prośbę moich rozmówczyń
***
Na zdjęciu: Anna Żukowska i Marta Trojanowska fot. archiwum prywatne
Nie potrzebujesz tego ebooka w tej chwili... Ale strata bliskiej osoby dotknie i ciebie. Anna Żukowska i Marta Trojanowska radzą krok po kroku, jak przejść przez sprawy związane ze śmiercią bliskiej osoby. Tłumaczą na język "ludzki" kruczki prawne, notarialne i administracyjne, poruszają tematy związane ze śmiercią, o których się nie mówi i pomagają zmierzyć się z problemami, na które nikt cię wcześniej nie przygotował. Więcej informacji znajdziesz TUTAJ.