W ubiegłym tygodniu na łamach Kobieta.gazeta.pl opublikowaliśmy tekst z historiami trzech osób, które dokonały aktu apostazji i odeszły z Kościoła katolickiego. Nasi rozmówcy mieli różne doświadczenia, ale żaden z nich tego kroku nie żałował.
30-letnia Olga chwaliła postawę zakonnicy oraz księdza-proboszcza warszawskiej parafii, w której dokonywała aktu apostazji.
- Najlepiej by było, gdybym jako dorosły człowiek mógł wybrać, czy chcę się do tej wspólnoty zapisać, czy nie. A nie być już tak wpisanym z góry i ochrzczonym jako mała, niczego nieświadoma osoba - mówił nam z kolei Grzegorz, który zaraz po rozmowie z księdzem wybierał się na protest kobiet w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, delegalizującego aborcję w przypadku ciężkiej wady płodu. Mężczyzna usłyszał ze strony duchownego pytanie, "czy teraz będzie protestować z tym bydłem".
"Odpowiedź powinna brzmieć: 'tak, właśnie to mam zamiar zrobić, protestować z tym bydłem. Wolę być bydlęciem, niż członkiem waszego mafijnego klubiku'" - skomentował jeden z czytelników po publikacji artykułu.
34-letni Albin natomiast świadomą decyzję na temat apostazji podjął już w wieku 18 lat. Artykuł wzbudził duże zainteresowanie, a w komentarzach rozgorzała dyskusja.
Wśród komentujących dominowały różne podejścia. Niektórzy twierdzili, że dokonywanie aktu apostazji nie ma sensu, ponieważ procedura realizowana jest na zasadach stanowionych przez Kościół katolicki, więc dokonując jej, te zasady należy uznać.
Nie do końca rozumiem i nie do końca popieram apostazję. Jakby nie patrzeć, idziesz wtedy, żeby zadośćuczynić kościelnym wymysłom i wypełnić ich wewnętrzne prawo. Prawo, które ja mam w nosie - mnie obowiązują przepisy polskie, międzynarodowe. Nie zapisywałem się do żadnej "wspólnoty" i nie zamierzam z niej występować. Nie mam w związku z tym żadnych praw ani obowiązków
- napisał jeden z użytkowników.
W Polsce nie można wystąpić z kościoła. Można dokonać aktu apostazji, który jest wewnętrznym aktem kościoła. Dalej jesteśmy traktowani jako 'członek Kościoła' tylko z adnotacją o apostazji. To pusty gest bez znaczenia i tak pozostanie, dopóki prawo nie zostanie zmienione i kościół nie będzie stosował się do przepisów RODO (bo obecnie uważa, że nie musi)
- twierdzi inny komentujący.
"Dlaczego miałabym się wypisywać z instytucji, do której się nigdy nie zapisywałam?" - pyta jedna z naszych czytelniczek.
"Żeby żyć moralnie, nie potrzebuję być straszony za złe czyny przez jakieś wyimaginowane bóstwo. Czyni się dobrze, bo tak trzeba, a nie w strachu przed odpowiedzialnością po śmierci" - twierdzi kolejny internauta.
Odbiorcy artykułu w wielu przypadkach podzielili się też swoimi życiowymi historiami.
Ja mam mądrych rodziców. Co prawda ochrzcili mnie, ale na tym skończyła się moja zażyłość z tą instytucją. Mój tata niedawno zmarł i miał świecki pogrzeb. Dużo fajniejszy niż tradycyjny. Dużo było o Tacie, wspomnień, widać, że cała uroczystość była jemu poświęcona
- podkreślał jeden z komentatorów.
"Znam kilka osób po katolickich szkołach. Wszystkie obchodzą kościoły szerokim łukiem" - możemy przeczytać w jednym z wpisów.
"Przynależność do Kościoła instytucjonalnego a wiara to są odrębne sprawy" - przekonywał inny czytelnik.
Wiele osób bardzo krytycznie wyraziło się na temat samego mówienia o dokonanym akcie apostazji. "Obywatelstwo polskie nadano wam też bez waszej zgody, może warto przemyśleć zrzeczenie się go, bo nie wyrażaliście na to zgody przy urodzeniu!" - grzmi jeden z komentujących.
W pozostałych komentarzach możemy przeczytać m.in.:
Odchodząc z Kościoła, ulegacie głupiej modzie i antyklerykalnej medialnej propagandzie, która atakuje Kościół i pierze wam mózgi.
Występujcie, jak wam nie pasuje, ale cały świat musi o tym wiedzieć? Żałosne to jest, że się tak mocno afiszujecie.
Nie przesadzajmy z tym pozwoleniem i świadomym wyborem, bo niedługo będziecie pytać własnych dzieci, czy możesz je dotknąć, jak się urodzi i będziecie czekać, aż zacznie mówić, czy wam pozwoli, czy nie
Jakie jest wasze zdanie na ten temat?