Początkowe relacje Dody i psychologa, który w trakcie programu miał jej doradzać w kwestii randek, nie należały do najłatwiejszych. Gwiazda często się z nim kłóciła i obwiniała za niepowodzenia, gdyż była pewna, że to on odpowiada za dobór nieodpowiednich kandydatów. Wszystko zmieniło się po czwartym odcinku.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
To właśnie w czwartym odcinku Doda dowiedziała się, że to nie terapeuta jest odpowiedzialny za wybór kandydatów. Jak możemy przeczytać na portalu o2, gwiazda przyznała:
Byłam na niego obrażona, byłam zła i wyżywałam się na nim. A on jest biedny, bo on nie wybierał kandydatów, to robili profilerzy. Jak on mi powiedział, że on nie jest... ale powiedział mi to dopiero w czwartym odcinku! Przez cztery odcinki ja miałam taką kosę z nim, że szok. Jak on mi to powiedział, to ja mówię 'Jezu Leszek sorry'
Dopiero po wyjaśnieniu tej kwestii Dorota Rabczewska postanowiła zaufać specjaliście i zbudować z nim relację, dzięki której odważyła się otworzyć. O tym, że Leszek Mellibruda sam zdecydował się na terapię, przyznała w rozmowie z "Party":
Tak, nawet psycholog nie wstydzi się, że poszedł do psychologa, więc co? Jak dużo dał ten program.
W finałowym odcinku, w trakcie rozmowy z terapeutą, Doda przyznała, że się zakochała i jej serce jest zajęte. Jednak wybrankiem nie był żaden z uczestników. Mimo to gwiazda wyznała, że udział w programie dał jej naprawdę wiele do myślenia. - Pozamykał mi różne klapki w głowie, pootwierał zupełnie nowe. Dał mi przestrzeń na narodzenie się zupełnie innego rodzaju relacji. Dlatego nie żałuję ani chwili w tym reality - powiedziała. Na końcu otwarcie wyznała:
Boję się bardzo Leszku, bardzo. Bo miłość to nie jest wszystko. Miłość to nawet nie jest 50 procent. Proza życia, wspólne problemy, wyzwania... Ten czas weryfikuje wszystko i wszystkich. A ze wszystkich najbardziej wiecznych rzeczy miłość trwa najkrócej.