"Siniaki? Obrona mówi: sama się pobiła, spadła ze schodów. I później zrobiła sobie zdjęcie"

25 listopada na mocy decyzji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych obchodzimy Międzynarodowy Dzień Eliminacji Przemocy Wobec Kobiet. W którym miejscu jako państwo jesteśmy dzisiaj, jeżeli chodzi o procedury przeciwdziałające przemocy domowej? - Nikt nie obwinia kierowcy, w którego wjechał ktoś inny, że powinien jechać wolniej. A ofiara przemocy słyszy: czemu nic nie zrobiłaś? - mówi Agata Bzdyń, radczyni prawna i specjalistka w zakresie praw człowieka.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Pomaska: Ten rząd nie prowadzi polityki, która sprzyjałaby kobietom

Joanna Zaremba, Kobieta.gazeta.pl.: Z *badań przeprowadzonych zlecenie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wynika m.in., że co dziesiąty Polak uważa, iż "w sprawach seksu żona zawsze powinna zgadzać się na to, czego chce mąż". Niemalże tyle samo jest przekonanych, że gwałt w małżeństwie nie istnieje. Czy w Pani praktyce zawodowej ma to odzwierciedlenie?

Agata Bzdyń: Ma. To widać wszędzie, we wszystkich sprawach. Od poziomu rodzin, z którymi się stykam aż do wszystkich szczebli organów sprawiedliwości: zaczynając od policji, przez prokuratury, aż do sądów wszystkich instancji.

Nie spotkałam się dotychczas ze sprawą, w której jakieś stereotypy funkcjonujące w społeczeństwie nie miałyby miejsca. Moim zdaniem różni się to jedynie natężeniem. W jednej sprawie będzie tego tyle, aż aż głowa boli i człowiek styka się z taką najgorszą stroną odbioru społecznego - że kobieta to tylko kuchnia, dzieci i kościół. A z drugiej strony tam, gdzie powiedzmy jest trochę "światlej", na sali sądowej panuje np. przekonanie, że kobieta być może nie musi się słuchać męża, ale powinna z nim wszystko konsultować. 

Bywa, że oczekuje się od niej, że będzie spełniała konkretne wzorce. W polskim odbiorze społecznym niestety mamy coś takiego, jak "wzór ofiary przemocy".

Jakie cechy się na ten wzór składają?

Tak naprawdę, w rzeczywistości, coś takiego nie istnieje. Natomiast termin ten funkcjonuje u nas w sprawach sądowych, czy też w sprawach na etapie postępowania prokuratorskiego. Oczekuje się, że "idealna" ofiara przemocy będzie zachowywała się w określony sposób: będzie ugodowa, wiecznie skrzywdzona, płacząca, że wszystko będzie można jej z góry narzucić. Jeśli tak się nie zachowuje, to uważają, że żadną "ofiarą przemocy" nie jest. 

A tak to nie do końca wygląda. Każdy człowiek na traumatyczne wydarzenia w swoim życiu reaguje bardzo różnie. Jedna osoba będzie milcząca i będzie przeżywać to wszystko wewnątrz, inna z kolei - głośna lub czasem kontragresywna. Reakcji może być tyle, ilu ludzi na świecie. Nie ma czegoś takiego, jak "modelowa ofiara przemocy".

Czy wiele jest sytuacji, w których wyroki sądu oparte są na właśnie tego typu przekonaniach?

Przede wszystkim nie spotkałam się dotąd z przykładem takiej modelowej sprawy, która jest albo całkowicie biała, albo czarna. To wszystko to jest szarość. Co więcej, wszyscy wiedzą, że te stereotypy występują i ta świadomość ich istnienia, funkcjonowania, w sądownictwie i organach jest. Problem polega na czymś innym. Niektóre osoby przyjmują, że to jest naturalne. Inne zaczynają zdawać sobie sprawę, że coś jest nie tak: pytają osobę zgwałconą, ile wypiła tego wieczoru, dlaczego wybrała uliczkę bez latarni, dlaczego umówiła się z osobą poznaną na Tinderze i poszła do niej do domu, a to nie ma związku ze sprawą, bo z samym czynem i jego znamionami jest to związane dość luźno.

Takie pytania najczęściej nie mają żadnego związku ze sprawą - w bardzo niewielu przypadkach będzie tak, że będą prowadziły do ustalenia jakiegoś stanu faktycznego. Stanem faktycznym jest to, że osoba szła uliczką X, na której nie było latarni, a ktoś obcy ją tam zgwałcił, obezwładniając ją i używając przemocy oraz gróźb. A dlaczego tamtędy szła? Mogła mieć mnóstwo powodów, chociażby chciała skrócić sobie drogę do domu. Osoby pytające o takie sprawy uważają, że idąc ciemną uliczką, pijąc alkohol, nosząc krótkie spódnice, czy też umawiając się na randkę dajemy innym przyzwolenie na wykorzystywanie seksualne. A tak zupełnie nie jest.

Dlaczego piła pani wtedy alkohol, jak się pani ubrała, dlaczego poszła pani ze sprawcą do jego mieszkania - takie pytania padają często już na etapie przesłuchania na komisariacie.

Wszędzie. Myślę, że to jest wszędzie. I nie ma tu najmniejszego znaczenia, czy to jest policja, prokuratura czy sąd. Sugerowanie, obwinianie pokrzywdzonej, że powinna być bardziej uległa, szczególnie w sprawach o znęcanie się ze strony członka rodziny: że sprowokowała sprawcę do tego, żeby ją uderzył bo, na przykład, można było się przecież nie odzywać.

Takie pytania i stwierdzenia w większości przypadków zmierzają do tego, żeby tę ofiarę gnębić, wtórnie ją wiktymizować. Żeby obarczać ją winą za to, co jej się przydarzyło i zdejmować winę ze sprawcy, bo ofiara przecież "mogła zrobić coś więcej", żeby to jej się nie przydarzyło.

Zawsze możemy zrobić coś więcej. Jedziemy samochodem, mamy stłuczkę. Mogliśmy więc jechać trochę wolniej, szybciej coś zauważyć i zareagować. Nikt nie obwinia kierowcy, w którego wjechał ktoś inny - a on sam jechał np. 30 km/h - że powinien jechać wolniej, np. 20 km/h. Obwinia się sprawcę wypadku, że jechał zbyt szybko, albo po pijaku. A osoba pokrzywdzona przemocą słyszy: czemu nic nie zrobiłaś? Albo jak okradają komuś dom, nikt raczej nie powie: powinniście mieć dwa alarmy przeciwwłamaniowe zamiast jednego. 

Nie ma czegoś takiego w stosunku do innych przestępstw.

We wrześniu rozmawiałyśmy o wyroku, który opisała w reportażu na łamach Weekend.gazeta.pl dziennikarka Maria Organ. W wyroku z czerwca 2021 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał kobietę - ofiarę przemocy domowej - współwinną rozpadu małżeństwa i w uzasadnieniu stwierdził m.in., że powinna "inicjować seks" ze swoim oprawcą. Często spotyka się pani z tym, że wyrok i jego uzasadnienie nie ma kompletnie przełożenia na rzeczywisty stan sytuacji?

Mam wiele takich spraw. To wiąże się z podstawową wadą polskiego sądownictwa: szkolenia w zakresie postępowania z pokrzywdzonymi przemocą nie są wymagane ani na aplikacji adwokackiej, ani radcowskiej, ani sędziowskiej czy prokuratorskiej. Ja musiałam wszystkiego uczyć się na własną rękę - od koleżanek z Feminoteki, uczęszczać na kursy, stale aktualizować swoją wiedzę w oparciu o nowe badania wiktymologiczne. W Feminotece mam zapewnione superwizje z psycholożkami, które również pomagają w takich sprawach.

Jedna z najbardziej drastycznych spraw, które prowadziłam, miała miejsce zaraz po tym, jak otworzyłam swoją kancelarię. Pokrzywdzoną była młoda kobieta, która również młodo wyszła za mąż - uciekając w ten sposób z przemocowego domu. Oczywiście schemat postępowania w wyborze partnera się powtórzył, wtedy nie uczęszczała jeszcze na terapię.

Mieszkali bardzo daleko od ludzi - w leśniczówce, w samym środku lasu. I tam ten mąż czuł się "bezpieczny", bo najbliższy sąsiad był przecież kilometr dalej. Więc nawet, jak krzyczała wniebogłosy, nikt jej nie słyszał.

Idealne pole dla oprawcy do znęcania się.

Dokładnie. Który, dodatkowo, miał w domu broń. Rzecz jasna z pozwoleniem.

Tam działy się rzeczy horrendalne. Ta kobieta była po prostu katowana, bita, wyzywana. Największym problemem była ocena dowodów. Bo w takiej sprawie zeznania pokrzywdzonej są dowodem, nie jej stanowiskiem. A sąd wymagał od niej - w trakcie gdy była atakowana, bita - że wyciągnie telefon i będzie nagrywać swojego oprawcę. Kompletnie nie rozumiem tego oczekiwania. Jestem w sytuacji stresowej, traumatycznej i wymaga się ode mnie, żebym zachowywała się racjonalnie jak osoba, której nic złego się nie dzieje? To jest najbardziej bolesne. 

A poza tym, skoro nie ma świadków, mąż katuje żonę w głuszy w środku lasu, to jak udowodnić, że coś się dzieje? Siniaki? Obrona mówi: sama się pobiła, spadła ze schodów. I później zrobiła sobie zdjęcie tych siniaków. A tak w ogóle to ona tak ma, że jak się ją mocniej ściśnie za rękę, to siniaki się pojawiają

Osobiście, ja sama tak mam - słabe naczynia krwionośne. I rzeczywiście, w iluś przypadkach na sto pojawia się taka osoba. Ale to jest pewna przypadłość medyczna. W polskim sądownictwie brakuje mi takiego podejścia down to earth. W naszym klimacie, jak słyszymy stukot kopyt, to w pierwszej chwili nie pomyślimy "zebra", tylko "koń". Nie ma tak, że każda sprawa będzie jakimś ekstra wyjątkiem i każda pokrzywdzona będzie miała rzadką przypadłość medyczną, która odpowiada za szybko powstające siniaki.

Przemoc domowa ma swoje etapy: najpierw jest słowna, psychiczna i one eskalują do przemocy fizycznej. U niej były wszystkie. Wszystko z różnym nasileniem, z całą falą przemocy - gdzie było raz lepiej, raz gorzej. Sądy często nie rozumieją, jak działa fala przemocy.

Myślę, że to jest dobry moment, żeby to wyjaśnić.

Najpierw jest syndrom gotującej się żaby - pojawiają się takie mikroprzemocowe zachowania, np. krytykowanie naszego wyglądu. "Przytyło ci się kilka kilogramów, ale najgorzej jeszcze nie wyglądasz". Takie niby "dobre rady". Albo kontrola: "Gdzie idziesz, z kim i o której wrócisz?". Konieczność spowiadania się z tego, gdzie się było. Bardzo częste jest też "rozliczanie" ze wspólnych pieniędzy.

Przemoc ekonomiczna.

Tak. Znęcanie się psychiczne i przemoc ekonomiczna są chyba najmniej widocznymi formami przemocy, bo jak jest siniak albo podbite oko - to to jest zero-jedynkowe, jasna sytuacja. Choć też nie zawsze.

Natomiast przemoc psychiczna i ekonomiczna skradają się niepostrzeżenie: "A po co ci osobne konto? Przecież nam jest tak dobrze razem, miejmy tylko wspólne". Po czym okazuje się, że to rzekomo wspólne konto to tak naprawdę "jego pieniądze". Jeżeli w małżeństwie nie ma rozdzielności majątkowej, to pieniądze uzyskane z tytułu wykonywanej pracy, które wpłyną na konto w banku, są wspólne i mówienie "moje" jest kłamstwem.

Zaczyna się od małych rzeczy: "A dlaczego kupiłaś te buty? Nie są ci potrzebne, masz jeszcze stare". Jeśli na tym partner poprzestanie, to nie możemy mówić o przemocy, bywa jednak, że jest to preludium do czegoś drastyczniejszego.

To są bardzo malutkie kroczki. Na początku na to nie reagujemy. Myślimy, że sobie coś ubzduraliśmy: 'On na pewno nie chciał, pewnie ma zły humor', 'Tak mu się powiedziało', 'Miał zły dzień'. I ta żaba zaczyna się gotować, temperatura się podnosi. Te teksty stają się coraz bardziej agresywne, zachowania coraz bardziej kontrolujące.

Osoba krzywdzona nie zauważa momentu, w którym jest to już tak nasilone, że jej godność osobista w związku praktycznie nie istnieje. I tego nie widać. Do tego sprawcy często stosują gaslighting i wmawiają swoim partnerkom, że te sobie coś ubzdurały, że nie jest tak, jak one mówią, że są przewrażliwione i histeryczne. I jeśli ktoś z zewnątrz, kto tego nigdy nie doświadczył, słyszy od przyjaciółki, że "on już na samym początku małżeństwa mówił, że jestem gruba, brzydka i głupia", to jego reakcją często jest: "To dlaczego nie reagowałaś? Już wtedy powinnaś krzyknąć, postawić się, odejść".

To jest najczęściej stawiane pytanie osobom, pokrzywdzonym przez przemoc domową: "Czemu wcześniej nie odeszłaś? Przecież to chyba widziałaś?"

Od osoby, która znajduje się w samym centrum przemocy, pozostaje w pewnych uwarunkowaniach ze sprawcą, bo np. ma z nim dzieci, oczekuje się, że bez problemu podejmie taką decyzję. Ja to też zresztą często obserwuję, choć to nie jest reguła: w związkach, gdzie są już dzieci, osoby krzywdzone - szczególnie kobiety - decydują się znosić dużo, dużo więcej traum, zanim podejmą próbę odejścia. 

Ta żaba się więc gotuje. Wiążą się też z tym cyklem przemocy, o którym wspominałam. Dlaczego tak łatwo jest ją przeoczyć? Bo po takim skoku "naszego" przemocowca wszystko chwilowo się stabilizuje. On jest nagle miły, przynosi kwiaty, przeprasza.

Miodowy miesiąc.

Tak, następuje miodowy miesiąc. Po czym to napięcie z powrotem stopniowo wzrasta. Znowu jest powrót do tych mikroprzemocowych zachowań. I tak w kółko. Osoba krzywdzona pozwala na coraz dalsze naruszenia swoich granic, aż je traci i sprawca robi z nią, co mu się żywnie podoba. Czasem, żeby osoba doświadczająca przemocy odzyskała świadomość tego, jak bardzo jest źle, potrzeba jakiegoś wręcz drastycznego wydarzenia w jej życiu lub przypadku - może to być rozmowa z koleżanką, przyjaciółką, obejrzenie filmu poruszającego tematykę przemocy domowej, przeczytanie artykułu lub zobaczenie serialu na Netfliksie. Może wtedy pojawić się myśl: "U mnie jest podobnie..."

Dlatego te Dni Eliminacji Przemocy Wobec Kobiet są tak ważne. Mówimy o tym, czym jest przemoc, jak się przejawia, jak wygląda. To naprawdę dużo daje osobom pokrzywdzonym.

Wróćmy do sprawy oprawcy z leśniczówki. Jaki miała finał?

Pan w sądzie pierwszej instancji został uniewinniony.

Jak to możliwe?

W tej sprawie pojawiały się też oskarżenia, że sprawca pił. W towarzystwie natomiast nigdy mu się to nie zdarzało.

Bo w towarzystwie, jak wiadomo, sprawca bywa czarujący, miły i wspaniały. I absolutnie nie nadużywa alkoholu! Jest dusza towarzystwa. Więc też jest słabo ze świadkami, bo wszyscy powiedzą: 'ależ skąd, to taki cudowny facet, muchy by nie skrzywdził. Drzwi otwiera i przodem przepuszcza.'

Przez to, że do sądu przyszła cała chmara przyjaciół, którzy bywali w ich domu - bo fajne miejsce, mieli konie, organizowali imprezki - te osoby później mówiły: "No jak to? Pił normalnie, tyle co wszyscy, tu drineczek, tam drineczek". Tylko, że oni później wychodzili, a on czternaście innych "drineczków" wypijał. I zaczynał się horror.

Mojej klientce raz udało się nagrać, jak uderzał głową w ścianę, krzycząc, że to jej wina. A co orzekł sąd? Że to była jej wina, ponieważ nie zapewniła mu wtedy pomocy. A ona siedziała skulona ze strachu po drugiej stronie pokoju, wciśnięta w kąt, i drżącą ręką trzymała telefon.

Trudno ten wyrok jakkolwiek skomentować…

To był chyba najgorszy wyrok, jaki usłyszałam w całej swojej praktyce zawodowej. 50 stron uzasadnienia, naszpikowanego wszystkimi stereotypami, jakie znam i wprost nienawiścią do pokrzywdzonej. I żeby była jasność - wyrok wydała kobieta.

To było aż czuć na sali sądowej. Pani sędzia w zasadzie wskazała sprawcę jako pokrzywdzonego. I mówiła, że to moja klientka nie sprawdziła się jako małżonka, ponieważ nie udzieliła mu pomocy, której potrzebował.

Potrzebował pomocy, owszem, ale nie leżało to w zakresie obowiązków mojej klientki. Kompleksową pomoc tej rodzinie powinny zapewnić organy państwa - przede wszystkim poprzez reakcję na to, co się działo w ich domu.

Na wyroku uniewinniającym się chyba nie skończyło?

Wygrałam apelację. Później sprawa została przekierowana do ponownego rozpoznania i już ktoś inny reprezentował tę panią.

Porozmawiajmy o tym, jak działają organy państwa. W październiku br. doszło do kobietobójstwa i dzieciobójstwa w Tarnowie. Mężczyzna zamordował żonę i dwie córki, następnie popełnił samobójstwo. Na ciałach kobiety i dzieci odkryto ślady świadczące o tym, że próbowały się bronić. Kobieta wcześniej informowała policję o tym, że doświadcza przemocy ze strony partnera. Rodzina miała założoną Niebieską Kartę. 

Powiem wprost: ja uważam, że Niebieska Karta nie działa. To fikcja, czego wspomniana sprawa jest najlepszym przykładem.

Dlaczego?

Przychodzi dzielnicowy, podpyta jedną i drugą stronę, może napisze jakąś notatkę. Po roku nie będzie kolejnych zgłoszeń - bo jak jest nadzór, to bywa tak, że sprawca się uspokaja. A jak dzielnicowy niezbyt sumiennie spełnia swoje obowiązki, to taki przemocowiec nic sobie z tego nie robi.

Policja twierdziła, że podjęła wszystkie możliwe kroki, które wynikają z procedury Niebieskiej Karty, ale działaczki Centrum Praw Kobiet wskazywały, że nie zastosowano np. natychmiastowej izolacji sprawcy. Policja stwierdziła później, że nie odnotowano przesłanek do jej zastosowania.

No na przykład. Mimo tego, że już od kilku lat mają do tego prawo. To nie jest oczywiście mechanizm  doskonały, bo uderza też w ofiarę przemocy, np. jeśli jest osobą dotkniętą ubóstwem, nie mogącą się utrzymać, a sprawca jest jedynym żywicielem rodziny. Wtedy ciężar utrzymania domu spada na tę osobę.

Kiedy policja przyjeżdża do mieszkania, gdzie widzi porozbijane szkło i zniszczone meble, to większe prawdopodobieństwo, że takiego sprawcę zatrzymają. Ale jak przyjadą, a tam jest już spokojnie, oprawca się uspokoił, zapłakana ofiara siedzi w kącie -  to go nie zatrzymują, a tym bardziej nie izolują. Moim zdaniem więc, w praktyce Niebieska Karta niewiele zmienia, izolacja sprawcy również. Od swoich klientek słyszę, że bardzo rzadko bywa to stosowane.

Ponadto, policja od zawsze miała uprawnienia, aby zatrzymywać osoby wobec których zachodzi prawdopodobieństwo, że popełniły przestępstwo. Izolacja sprawcy to instrument idący wiele dalej, dlatego w mojej ocenie jeszcze rzadziej przez policję stosowany w sprawach dot. przemocy niż samo zatrzymanie osoby podejrzewanej o popełnienie przestępstwa..

Centrum Praw Kobiet podkreśla, że moment, w którym ofiara przemocy domowej zwraca się o pomoc, bywa dla niej najbardziej niebezpieczny. Zazwyczaj wtedy sprawca dopuszcza się najgorszych czynów, więc zgłaszająca powinna być pod wyjątkowo ścisłą ochroną.

W Polsce to nie działa. Ciężar pomocy tym osobom przeniesiony jest na organizacje pozarządowe, nie na organy państwa. On ciąży na Centrum Praw Kobiet, Feminotece, Stowarzyszeniu BABA itp., które faktycznie tym osobom pomagają.

Nie zdajemy sobie też sprawy z tego, jaką moc ma przemoc psychiczna - do czego może pchnąć osobę doświadczającą jej. W przypadkach stosowania przemocy psychicznej nigdy nie spotkałam się z jakąkolwiek izolacją sprawcy, mimo, że może ona doprowadzić np. do samobójstwa osoby pokrzywdzonej. O tym nikt nie pomyśli.

Czy istnieją w Polsce procedury karania współmałżonka za przemoc psychiczną?

Jest jedno przestępstwo, przestępstwo znęcania się, które zawiera w sobie wiele rodzajów czynności, które mogą świadczyć o przemocy psychicznej, ekonomicznej, fizycznej. Jeżeli jest to przemoc wobec członka rodziny, który w jakiś sposób jest zależny od oprawcy, to wtedy spełnione są znamiona czynu, jakim jest znęcanie się.

Jeżeli osoba doświadczająca przemocy ze strony partnera decyduje się szukać pomocy, co powinna zrobić?

Zawsze mówię, że to jest jej decyzja, czy to zgłasza czy nie. Bo może się to wiązać właśnie z eskalacją agresji i osobiście nie jestem w stanie ochronić jej przed tym, co może się wydarzyć.

Zachęcam osoby, aby szukały wsparcia w bliskich, powiedziały o swojej sytuacji przyjaciołom. Jeżeli ma własne środki finansowe - wynająć mieszkanie, uciekać. Bo system jej nie pomoże. Posiadanie jakichkolwiek środków finansowych, aby móc się odciąć od przemocowca, ma również duże znaczenie. 

Bądźmy jednak szczerzy, w Polsce mamy ogromny gender pay gap (różnice w płacach wynikające z płci pracownika i pracownicy) i nie ma raczej gwarancji, że będziemy zarabiać w związku po tyle samo i uda się zaoszczędzić, aby z łatwością odejść od przemocowego partnera.

Ale bywa też odwrotnie. To kobieta na przykład zarabia więcej i musi utrzymywać swojego partnera, a jednocześnie jest ofiarą przemocy z jego strony. Spotykałam się z takimi przypadkami, że pani była nadto obarczona obowiązkami domowymi, a pan był jej utrzymankiem.

I dochodziło do przemocy fizycznej?

Tak, bo pan na przykład sfrustrowany był tym, że jego żona zarabia więcej. Co więcej, jego działanie opierało się obniżaniu jej poczucia własnej wartości przy jednoczesnym wmawianiu jej, że jest jej "największym skarbem". "Beze mnie cię nie ma".

Przypomina mi się jeszcze jeden wyrok, wrocławskiego Sądu Apelacyjnego z 2020 roku, który orzekł, że nie doszło do gwałtu na 14-latce, ponieważ "nie krzyczała". Dziewczynkę napastował jej 26-letni daleki krewny. Sąd wówczas nie miał wątpliwości, że do zdarzenia doszło i że jest to pedofilia, ale nie gwałt na osobie nieletniej. Karę trzech lat więzienia, którą nałożył na mężczyznę Sąd Okręgowy, zamienił na rok w zawieszeniu.

Klasyka. Takie rzeczy robi się, żeby winą obarczyć osobę pokrzywdzoną. Sąd na pewno szukał "typowej ofiary" zgwałcenia - takiej, która krzyczy, drapie, kopie, rzuca się, próbuje uciekać itp. Prawda jest taka, że osoby reagują bardzo rożnie na sytuacje traumatyczne. Nie jest zawsze tak, jakby się mogło wydawać: że będzie próbowała odpierać przemoc przemocą lub ucieczką. Najczęstszą reakcją jest zamrożenie, czyli nierobienie niczego, zamieranie w bezruchu. I to zamieranie w bezruchu w sytuacji zagrożenia jest przekręcane na niekorzyść ofiary, mówieniem np.: "Zgadzałaś się na to przecież, nie bolało cię, bo nie próbowałaś się bronić ani uciekać".

Jeżeli wciąż zapadają takie wyroki, to gdzie dziś jesteśmy jako państwo?

Tkwimy głęboko w patriarchacie. Jesteśmy daleko w tyle w kwestii edukacji środowiska prawniczego w tym temacie - od policji, przez sądy, łącznie z Sądem Najwyższym.

* Wyniki badania przeprowadzonego w październiku 2019 r. przez Kantar Public w raporcie pt. "Ogólnopolska diagnoza zjawiska przemocy w rodzinie". Badanie zostało przeprowadzone na zlecenie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej na grupie dwóch tysięcy respondentów z szesnastu województw.

Agata Bzdyń - Radczyni prawna i specjalistka w zakresie praw człowieka. Prowadzi Kancelarię Radcy Prawnego w Warszawie. W latach 2012-2016 była prawniczką w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. Współpracuje z organizacjami pozarządzowymi - Feminoteką, Fundacją na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny oraz Polskim Towarzystwem Prawa Antydyskryminacyjnego.

Przemoc wobec kobiet przybiera różne formy. Padłaś ofiarą przemocy? To miejsca, w których możesz uzyskać pomoc:

Jeżeli ty lub bliska ci osoba padła ofiarą przemocy seksualnej i innej, pomoc możesz uzyskać, dzwoniąc na Ogólnopolski Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" – 801 120 002 lub pod numer 112. Więcej informacji TUTAJ.

Pomoc telefoniczną oraz mailową kobietom znajdującym się w trudnych sytuacjach życiowych świadczy także Centrum Praw Kobiet. Przeznaczona jest dla osób, które znalazły się w trudnej sytuacji i potrzebują natychmiastowego interwencyjnego wsparcia, a także dla tych, które chcą skorzystać z bezpiecznego schronienia w Specjalistycznym Ośrodku Wsparcia w Warszawie. Konsultantki wysłuchują, wspierają, podejmują interwencję oraz udzielają informacji w sytuacjach związanych w szczególności z różnymi formami przemocy wobec kobiet. Telefon interwencyjny (całodobowy) 600 070 717. Więcej informacji na stronie: https://cpk.org.pl/

Jeśli chcesz podzielić się z nami swoją historią, napisz na kobieta@agora.pl. Każdej rozmówczyni gwarantujemy anonimowość.

Więcej o: