Bohaterką filmu Andini jest szesnastoletnia Yuni, która mieszka na indonezyjskiej prowincji. Dziewczyna zdobywa świetne wyniki w szkole i ma szansę otrzymać stypendium, żeby kontynuować naukę na uniwersytecie. Wydaje się jednak, że w społeczności, w której żyje, jej przyszłość jest już przesądzona. Przez próg jej domu przechodzą mężczyźni, którzy widzą ją w roli żony. Film jest kandydatem Indonezji do Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Można go obejrzeć w ramach Festiwalu Filmów Azjatyckich "Pięć Smaków".
Kamila Andini, reżyserka: Wszystko zaczęło się od rozmowy. To było w 2017 roku, tuż po tym, jak skończyłam swój drugi pełnometrażowy film. Kobieta, która pracowała w moim domu, powiedziała mi, że martwi się o swoją siedemnastoletnią córkę. Opowiedziała mi historię o tym, jak dziewczyna odrzuciła trzy propozycje zaręczyn i w końcu wyszła za swojego nauczyciela. W momencie naszej rozmowy była już w ciąży i jej mama denerwowała się tym, jak poradzi sobie z porodem. Pierwszy raz usłyszałam od kogoś ze swojego środowiska o małżeństwach z nastoletnimi dziewczętami. Jednocześnie wiedziałam, że jest ich bardzo dużo w Indonezji.
Ta historia cały czas powracała w moich myślach. Być może, dlatego że usłyszałam ją niedługo po urodzeniu drugiej córki. Myślałam o tym, jakich wyborów dokona w życiu jako kobieta żyjąca w takim społeczeństwie. O presji, jaką będzie odczuwała. Chciałam być głosem, który opowie o sytuacji nastolatek w Indonezji. Pokazać, jak ważne decyzje muszą podejmować w zbyt młodym wieku. Kiedy mamy szesnaście czy siedemnaście lat jeszcze nic nie wiemy o życiu.
Po pierwsze sama byłam kiedyś nastolatką. Odzwierciedliłam w filmie swoje uczucia i przemyślenia z tamtego okresu. Nie wiedziałam, co chcę robić w życiu, popełniałam błędy, zdobywałam różne doświadczenia. To był odpowiedni czas na to wszystko. Nie wyobrażam sobie, jak czułabym się na miejscu Yuni – gdybym musiała zdecydować czy w tak młodym wieku przyjąć oświadczyny obcego mężczyzny.
Konflikt, który przedstawiłam w filmie, jest bardzo złożony. Pokazuje też moment, w którym jesteśmy jako społeczeństwo w Indonezji. To problem, który krąży od jednego pokolenia do następnego. Chciałam pokazać tę powtarzalność. Działo się to, kiedy ja byłam nastolatką i dzieje się to dzisiaj.
Kadr z filmu 'Yuni' materiały prasowe
Większość scen to sceny, które widziałam albo o których słyszałam, czytałam. Miejsce, w którym dorastałam bardzo różniło się od środowiska Yuni, ale w filmie jest dużo motywów inspirowanych moimi wspomnieniami. Pamiętam, że kiedy dorastałam, każda z dziewcząt w klasie miała swój ulubiony kolor, który pasował do jej osobowości. Stąd obsesja Yuni na punkcie fioletowego. Zdarzało się też, że z przyjaciółkami wsiadałyśmy na skuter i jechałyśmy w odludne miejsce, żeby plotkować.
Ukradłam ten motyw od mojej przyjaciółki z tamtych czasów. Naprawdę często lądowała na dywaniku u dyrektorki, bo podkradała fioletowe rzeczy innym uczennicom. W Indonezji fioletowy jest kolorem utożsamianym z jandą, czyli kobietą, która jest wdową albo rozstała się z mężem. Takie kobiety są stygmatyzowane, bo nie są już dziewicami, ale są "do wzięcia".
Już po premierze "Yuni" podnieśli ten wiek do dziewiętnastu, ale wcześniej było to siedemnaście lat. Trzeba jednak zauważyć, że w Indonezji istnieją dwa rodzaje małżeństw: cywilne i religijne. Te drugie można zawierać nawet o wiele wcześniej.
To prawda, że Indonezja jest coraz bardziej konserwatywna. Noszące hidżab muzułmanki stały się swego rodzaju trendem. Mówią o modzie, zakładają swoje ugrupowania, są influencerkami. Jeśli w to wierzą, to jest w porządku, ale w erze mediów społecznościowych łatwo jest wywrzeć wpływ na młodych ludzi. Nastolatki widzą treści promujące aranżowane małżeństwa oznaczone #couplegoals, #marriagegoals i chcą je naśladować. Powstała też ultrakonserwatywna organizacja "Indonesia Free of Dating", która promuje małżeństwa bez wcześniejszego spotykania się. Zresztą wiele celebrytek też to robi.
Wystarczy, że mężczyzna zobaczy dziewczynę, która mu się spodoba i idzie się oświadczyć. Nie zna ani wybranki, ani jej rodziców. Potem wszyscy sąsiedzi, rodzina i znajomi rozmawiają o tym, że to się wydarzyło. Mówią dziewczynie, czy to dobra partia i zastanawiają się, czy powie "tak". To ogromna presja.
Mówiąc szczerze, bardzo się tego bałam. Nie z powodu władzy, bo rząd wspiera takie kino, ale bałam się, jak zareaguje konserwatywna społeczność muzułmańska. Bałam się, że zablokują pokazy. Ostatecznie to się nie wydarzyło. Z drugiej strony sugerowano, że film promuje wolny seks wśród nastolatków i że młodzi ludzie, którzy go obejrzą, będą zdemoralizowani. Jakby nie dopuszczano do siebie, że seks wśród nastolatków, to coś, co już istnieje. Odezwało się też do mnie dużo kobiet, które pisały, że mają podobną historię, albo przydarzyło się to ich koleżankom. Dostawałam wiadomości w mediach społecznościowych od dziewcząt, które dziękowały mi za film i pisały, że nie wiedzą, czy znajdą w sobie taką odwagę jak Yuni. Wiele osób ze społeczności LGBT utożsamiło się z historią. Raz dostałam wiadomość w czasie seansu od osoby, która wyszła z sali i płakała w łazience. To pokazuje skalę problemu.
Kadr z filmu 'Yuni' materiały prasowe
Tak. To w zasadzie działo się kilka lat temu w czasie wyborów regionalnych. Ponieważ społeczeństwo jest bardzo konserwatywne, politycy prześcigali się w pomysłach na to, co jeszcze można zrobić "dla dobra ogółu". Niektórzy mówili właśnie o wprowadzeniu testów dziewictwa dla uczennic. Argumentowali, że w ten sposób będą budować dla nich bezpieczne środowisko. Dzięki Bogu nie doszło to do skutku, ale teraz znów to ugrupowanie próbuje dojść do głosu. Zresztą w niektórych instytucjach wykonuje się kobietom testy dziewictwa np. w służbach mundurowych. Jednak to tabu, nikt o tym nie mówi. Nie wiem, jak one wyglądają.
Studiowałam socjologię i za każdym razem staram się rozumieć bohaterów, których tworzę. Nie tylko dramaturgię swoich postaci, ale też to, dlaczego właśnie takie są. W jakich warunkach dorastały, jakich sytuacji doświadczały, dlaczego zachowują się teraz w ten, a nie inny sposób. Żadna postać nie jest czarno-biała. Wierzę w to, że każdy robi i dobre i złe rzeczy. Zawsze widzę w moich bohaterach po prostu ludzi.
Rozmawiałam z producentem o tym, co musimy zrobić, żeby pokazać film w Indonezji. Nie chciałam, żeby nasza praca ograniczała się do tego, czy pokazywać cycki na ekranie czy je zamazać. To nie miało większego sensu. Wiedziałam, że będę musiała dostosować sposób komunikacji do widowni. Zrobiłam eksperyment i pokazaliśmy pierwszą wersję montażu największemu studiu filmowemu w Indonezji. Powiedziałam, że myślę o indonezyjskim rynku i zapytałam, czy "Yuni" mogłaby trafić do tutejszych widzów. Przyjęli ten pomysł z entuzjazmem. Daliśmy więc wszystkie materiały indonezyjskiemu montażyście i pierwszy szkic wykonał samodzielnie. Pokazał nam, jak widzi poszczególne sceny. Zrozumiałam wtedy, o jaki rodzaj komunikacji chodzi. W filmie pokazywanym w Indonezji zostało zachowane 95 proc. oryginalnego scenariusza.
Trzeba byłoby zacząć od edukacji. Jeśli dziewczyna wychodzi młodo za mąż, przerywa naukę, historia zatacza koło. Jednak wiem, że są osoby, które wiedzą, że mają wybór i nie muszą się temu poddawać. Mam nadzieję, że w dobie mediów społecznościowych będzie ich coraz więcej.