Trochę związek, ale nie do końca. Nie jest to też układ friends with benefits, gdyż seks nie jest tutaj najważniejszy. Czym jest więc relacja situationship? To relacja, którą kochają millenialsi. Bliskość bez zobowiązań, relacja pozornie bez konsekwencji. To prawie związek o statusie to skomplikowane, w którym dwie osoby traktują się na wyłączność, ale nie nazywają się parą i nie najczęściej nie planują wspólnej przyszłości.
Situationship nie zakłada otwartego związku. Wręcz przeciwnie – traktujecie siebie na wyłączność. Zrobisz sobie z nim zdjęcie, ale nie wrzucisz go na Instagrama. Oficjalnie nie jesteście parą. Nie nazwiesz go swoim facetem. Nie chcecie wejść na poziom wyżej, taki układ wam pasuje. Jeśli jedno z was chce prawdziwej relacji, może się rozczarować. Istotą situationshipu jest brak zaangażowania i minimalny wysiłek. To sposób na nudę i samotność, który może być traktowany jako etap przejściowy przed poznaniem kogoś, w relacji z kim będzie zaangażowanie.
Situationship tym się różni od związku z prawdziwego zdarzenia, że nie poznajecie swoich rodzin czy przyjaciół. Jego mama nie zaprosi cię na obiad, bo nigdy o tobie nie słyszała. Wprowadzenie drugiej osoby do swojego życia to już poważna deklaracja, jeśli poznajecie swoich znajomych, nie przedstawiacie się jako swoi partnerzy. Nie okażecie sobie również przy nich uczucia i, mimo że mogą wiedzieć, że łączy was coś więcej niż przyjaźń, nie publicznie będziecie trzymać dystans, chociaż do domu pewnie wrócicie razem.
Prowadzicie rozmowy na temat waszego dzieciństwa, potrzeb i wartości, więc budujecie pomiędzy sobą emocjonalną więź. Nie przekłada się to jednak na rozmowy o waszej relacji. Tego tematu unikacie. Wiecie o sobie dużo, lubicie spędzać ze sobą czas. Może nawet chodzicie na randki. Bliskość jest pomiędzy wami zbudowana na wielu poziomach.
Brak planów to najważniejsza zasada w situationship. Nie planujecie ani wyjazdu za miasto, ani wakacji, ani tym bardziej wspólnej przyszłości. Nie wiecie przecież, czy będziecie się jeszcze spotykać za miesiąc, pół roku czy rok. Jedyne plany, które robicie, dotyczą najbliższego weekendu czy następnego tygodnia, ale i oną mogą się zmienić. Najważniejsze jest tu i teraz.
Z obiektywnego punktu widzenia taki rodzaj relacji nie jest niczym złym, pod warunkiem że obydwie strony godzą się na taki układ i nikt nie czuje się pokrzywdzony. Zobowiązania mogą wzbudzać pewnego rodzaju lęki i stres przed tym, że coś "trzeba", a nie "można". W takim wypadku situationship jest świetnym rozwiązaniem, najlepiej jest szczerze komunikować swoje potrzeby.
Jeśli potrzebujesz nazwać swoją relację i być w zaangażowanej relacji - powiedz to otwarcie.
Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl