O sytuacji, która miała miejsce na gdańskim cmentarzu, poinformował portal tvn24.pl, z którym skontaktował się pan Robert. Ojciec mężczyzny zmarł pod koniec listopada, a 1 grudnia odbyła się ceremonia pogrzebowa, która została zakłócona przez prowadzącego ją księdza.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Ksiądz, który prowadził ceremonię, miał problem z wysłowieniem, a żałobnicy czuli od niego woń alkoholu. Jak przyznaje pan Robert, jego tata był oddanym katolikiem, od lat związanym z parafią, do której należał duchowny — Do głowy by mi nie przyszło, że ktokolwiek mógłby przyjść poprowadzić tak ważną, podniosłą i przykrą uroczystość w takim stanie, w jakim był on — powiedział i dodał, że o ile duchownemu udało się rozpocząć ceremonię, tak z jej zakończeniem był już problem. - Osoby, które stały z przodu, wyraźnie wyczuwały od niego woń alkoholu, a on się jąkał, chwiał i mylił kropidło z mikrofonem.
W pewnym momencie doszło do sytuacji, w której duchowny przewrócił się w kierunku grobu, na pomnik. Pan Robert przyznał, że gdyby jego ojciec nie był pochowany w urnie, ksiądz najprawdopodobniej upadłby wprost na trumnę. - Wszyscy byliśmy w szoku. Mój tata nie zasłużył na to, aby zostać tak potraktowanym, powinien mieć godny pochówek. Mężczyzna przyznaje, że cała ta sytuacja źle wpłynęła na niego oraz jego rodzinę. To właśnie bliscy poprosili go, aby nie zostawił tak tej sprawy, dlatego powiadomił proboszcza, który przeprosił i zaproponował ponowne nabożeństwo z symboliczną ceremonią. - Czasu nie cofniemy, nie wymażemy naszych wspomnień tego, co się działo — powiedział pan Robert.
W rozmowie z portalem trojmiasto.pl ks. kanonik dr Maciej Kwiecień, rzecznik Archidiecezji Gdańskiej przyznał, że ksiądz, który prowadził ceremonię, został odsunięty od duszpasterstwa i skierowany na leczenie. Fakt, że był w stanie nietrzeźwości "został potwierdzony".