Meghan Markle i książę Harry powtarzają, że dokument o nich powstał po to, ażeby mogli w końcu opowiedzieć swoją prawdę. A to ważne, bo Meghan Markle zaliczyła zawrotny spadek sympatii wśród opinii publicznej. Jak do tego doszło?
Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Pomimo skostniałej dworskiej etykiety książę Harry mógł pozwolić sobie na znacznie więcej niż jego starszy brat i przyszły król - William. Niejednokrotnie zasłynął swoją buntowniczą naturą, co niektórych raziło, a dla wielu było wielkim plusem. Historia Meghan i Harry’ego jawi się tu jako prawdziwa współczesna bajka, w której to Kopciuszek jest jednostką absolutnie wywrotową. Amerykanka bez tytułu, w połowie czarnoskóra, aktorka ze scenami erotycznymi na koncie, feministka i aktywistka. I co najgorsze - rozwódka z rozbitej i skłócanej rodziny. Markle to prawdziwy test wytrzymałości dla rodziny królewskiej, której już zdarzyło się rozdzielić członków z ukochanymi bez odpowiedniego statusu. Jednak w XXI nie mogli już sobie na to pozwolić.
Być może królowa Elżbieta kierowała się miłością do wnuka, być może zmieniła nastawienie i wyciągnęła wnioski po dramacie syna i siostry. A być może specjaliści od PR wiedzieli, że tym razem nie ma mowy o takich ruchach, bo ani Anglicy, ani świat im tego nie wybaczą. Ultra nowoczesna przyszła księżniczka miała być powiewem świeżości na dworze. Jednak dla wylewnej amerykanki przyzwyczajonej do spontaniczności zasady panujące w tej rodzinie były abstrakcyjne. Dyganie przed własną babcią, wychodzenie do poddanych, zasady doboru kolorów i zachowywanie uprzejmego dystansu wobec wszystkiego i wszystkich były dla niej co najmniej trudne.
Brytyjskie brukowce wręcz zabijały się o jej zdjęcia, co skutkowało pogonią niemal tak agresywną, jak przed laty za lady Di. To jedna strona medalu, z drugiej pojawiało się coraz więcej plotek na temat tego, jak Meghan odnosi się do pracowników. Mówiono, że jest despotyczna, arogancka i potrafiła doprowadzić do łez. Ukuł się nawet termin "ocaleli po Sussexach". Dodatkowo rzekomo źle znosiła twarde zasady współpracy z mediami i ścisły grafik i była zazdrosna o szwagierkę. Słynęła z promowania ekologii i dbania o planetę, dlatego wybierała wegańskie farby do ścian, a przy tym nie stroniła od częstych lotów prywatnymi odrzutowcami. Nie bez echa przeszły milionowe wydatki na remont domu z portfeli podatników. Ona sama zarzucała rodzinie zawoalowany rasizm. Wszystko to doprowadziło do hucznego Megxitu. Harry i Meghan postanowili zrezygnować z pełnienia obowiązków i wyjechać do USA, w poszukiwaniu prywatności i spokoju. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że niewiele później wylądowali na kanapie u królowej mocnych wywiadów - Oprah Winfrey. To nie był ruch, który świadczyłby o chęci wycofania się z życia publicznego, choć wiele osób twierdziło, że było to ostateczne rozliczenie się z okresu funkcjonowania jako część rodziny królewskiej.
Teoria ta legła w gruzach, gdy na jaw wyszła informacja o tym, że powstaje dokument o ich życiu wśród Royalsów, a sam książę wkrótce wyda swoją biografię, w której znowu wypierze nieco brudów. Co więcej, chodzą pogłoski, że mógł być nawet konsultantem na planie serialu "The Crown". Brytyjczycy krzyczący najpierw "I love you Meghan" przeszli w tryb nazywania ją wiedźmą, która omotała ukochanego księcia. Obwiniają ją za jego konflikt z ojcem i bratem. Dokument na Netflixie to pewien paradoks, z jednej strony nie jest szczególnie kontrowersyjny, bo pokazuje, że para próbowała uciec przed niezdrowym rozgłosem i toksycznymi zasadami. A z drugiej materiały do niego kręcili od... początku swojego małżeństwa. Mamy tu nagrania płaczu, smutku, zaręczyn, ale i kadry z życia z dziećmi. A wtedy robi się dziwnie... bo czy na tym polega chronienie prywatności?
Na Netfliksie dostępne są dopiero trzy odcinki, kolejne trzy mają wyjawić więcej skandali.