Więcej listów do redakcji znajdziesz na Gazeta.pl
Inflacja i rosnące ceny to w ostatnim czasie jeden z częściej poruszanych tematów. Niemal wszyscy dostrzegają zmieniające się ceny produktów oraz usług. Okazuje się, że wygórowane ceny dają się we znaki nawet podczas zimowych spacerów po mieście. Swoimi przemyśleniami postanowiła podzielić się jedna z naszych czytelniczek.
- Dla mnie zima bez spaceru po Starym Mieście nie istnieje. Klimatyczne iluminacje świąteczne każdego roku zachwycają. Jednak ceny na Starówce to jakiś absurd. Inflacja inflacją, ale wydaje się, że niektóre ceny spotykane na mieście to nieśmieszny żart. Za dwa grzańce i gorącą czekoladę usłyszeliśmy 60 zł. 20 zł za "gorącą czekoladę", która obok czekolady nawet nie stała?! To było zwykłe kakao i to takie instant z cukrem na pierwszym miejscu w składzie. Grzańca było 200 ml i nie był to grzaniec na wypasie z dobrego czerwonego wina, pełen pomarańczy, cynamonu i innych dodatków. To był gotowiec, którego litrową butelkę w sklepie kupić można za nie więcej niż 15 zł. Ktoś powie, jak się nie podoba, to nie chodzić i nie kupować. Jasne, można i tak. Ale przecież to nie o to chodzi... Po prostu uważam, że sprzedawcy powinni być bardziej fair wobec swoich klientów. Kilka uliczek dalej, w cukierni znanej marki również sprzedawano gorącą czekoladę. Kosztowała tyle samo, a było jej więcej i w dodatku była prawdziwą czekoladą! Można? Jak widać można - napisała Gosia w liście nadesłanym do naszej redakcji, załączając zdjęcie paragonu.
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.