Joanna wyszła z domu i nigdy nie wróciła. Morderca wpadł po latach. Podarował jej telefon żonie

Joanna Surowiecka zaginęła, gdy wyszła z domu na dworzec. Dziewczyna jechała na uczelnię, gdzie miała zdawać egzamin. Nigdy nie wróciła do domu, a jej ciało odnaleziono dopiero po 4 latach. Morderca popełnił błąd i dzięki temu wpadł w ręce policji.

Joanna Surowiecka mieszkała w Czechowicach-Dziedzicach. Studiowała w katowickiej Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej, więc na uczelnię codziennie dojeżdżała pociągiem. W dniu zaginięcia 20-latka miała zdawać swój pierwszy egzamin na studiach. Wyszła z domu, lecz nigdy do niego nie powróciła.

Zobacz wideo Żory: 40-letni mieszkaniec Rybnika zatrzymany w sprawie brutalnego zabójstwa koleżanki z pracy

Wetrzyj w szyby kroplę tego produktu, a nie skraplała się na nich woda

Podobała się mężczyźnie, więc ją zaatakował. Dlaczego Joanna zginęła?

Do zaginięcia doszło 7 czerwca 2006 roku. Rankiem Joanna wyszła z domu. O godzinie 8:41 esemesowała do kolegi, z którym umówiła się na dworcu. Mieli wspólnie pojechać do Katowic, ale dziewczyna się nie pojawiła. Po południu telefon Joanny był jeszcze aktywny, ponieważ usiłowali się do niej dodzwonić rodzice. Joanna nie odbierała.

Po drodze na dworzec dziewczyna spotkała Marka Z., który pracował w pobliskim barze. Joanna tak spodobała się mężczyźnie, że zaczął ją śledzić, a gdy nadszedł odpowiedni moment, zaatakował ją. Dziewczyna usiłowała krzyczeć, więc aby ją uciszyć, sięgnął po kamień i uderzał nim swoją ofiarę.

Po zgłoszeniu sprawy przez rodziców policja podjęła poszukiwania, lecz nie odnalazła ciała dziewczyny, które leżało około 80 m od trasy, którą szła, aby dotrzeć na dworzec. Tym sposobem Marek Z. zyskał okazję, aby uniknąć kary za popełnioną zbrodnię. Nocą przeniósł ciało i zakopał na łące. Przez 4 lata pozostawał nieuchwytny.

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl 

Katarzyna Cichopek Katarzyna Cichopek w sukience idealnej na sylwestra wygląda "zjawiskowo"

Rodzina ma żal do policji. "Do dziś czekalibyśmy na córkę"

Poszukiwania Joanny trwały ponad 4 lata. Policjanci monitorowali telefon dziewczyny, lecz nadal pozostawał on nieaktywny. Ojciec dziewczyny, Kazimierz Surowiecki, wspomina, że policja chciała zaprzestać działań. – Przez rok, może półtora telefon był monitorowany, ale potem tego zaprzestano, choć cały czas naciskaliśmy policję, by nie przestawał sprawdzać jego aktywności. W końcu we wrześniu 2010 roku napisałem pismo do komendanta policji z kategorycznym żądaniem. Właściwie postawiłem warunek: albo zaczną monitorować, albo piszę pisma wyżej i wyżej. Nie odpuszczę.

Kiedy działania ojca przyniosły skutek i policjanci ponownie zaczęli monitorować telefon zaginionej, okazało się, że aparat jest aktywny. Mężczyzna musiał poczuć się na tyle pewnie, że podarował telefon Joanny żonie jako prezent przywieziony zza granicy. – Gdybym się nie domagał tego monitoringu, do dziś czekalibyśmy na córkę, albo jakąkolwiek od niej wiadomość – mówi Kazimierz Surowiecki. Marek Z. przyznał się do zabójstwa i wskazał, gdzie zakopał ciało. Chociaż rodzina domagała się dożywocia, Marek Z. został skazany na 25 lat więzienia.

Więcej o: