Zofia Czerwińska zagrała w wielu kultowych produkcjach, m.in. w "Brunecie wieczorową porą", "Alternatywy 4" czy ponadczasowym "Misiu", gdzie wcieliła się w Irenę. Ma na swoim koncie wiele wybitnych ról, za które pokochali ją widzowie. Mimo że nie należały one do pierwszoplanowych, często były od nich bardziej doceniane i dużo bardziej zapadały w pamięć. Przez lata grała w serialu "Świat według Kiepskich" czy "Plebania" oraz pojawiała się epizodycznie w wielu innych produkcjach, m.in. "Awantura o Basię", "13 posterunek", czy "Na dobre i na złe".
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Aktorka dała się zapamiętać jako osoba otwarta, uśmiechnięta i o radosnym usposobieniu. W rozmowie z serwisem e-teatr.pl powiedziała jednak, że prawda wygląda trochę inaczej. - Uśmiecham się, żartuję. To jest na zewnątrz. Maska. Taki przybrałam sposób bycia. Ale w środku mnie: wielki dramat. Nie jestem prześmiewczym, starym babusem — zdradziła. Niejednokrotnie przyznawała, że boi się starości. W tym lęku nie chodziło o to, że przyszła nagle i szybko, ale o fakt, że wraz z nią może być tylko gorzej. - To jest wielka rozpacz i nikt mi nie przetłumaczy, że jest inaczej. Ja owszem: chodzę, pracuję, lubię niektórych ludzi, kocham zwierzęta, ale we mnie jest wielki smutek — wyjawiła.
Choć zabawnymi powiedzonkami sypała jak z rękawa, nie miała także szczęścia w miłości. Wyznała, że kiedyś myślała, że poznawała wspaniałych mężczyzn, którzy w gruncie rzeczy okazywali się zabawowi. Nigdy nie sądziłam, że przytrafi mi się i samotność, i starość. Nie myślę o umieraniu. Tego się nie boję. Przeraża mnie tylko samotna starość — powiedziała w wywiadzie dla "Gazety Wrocławskiej".
- Chciałabym, kiedy ludzie będą mnie wspominać, żeby nie gadali, że to była taka czy inna aktorka, tylko że to był fajny, porządny człowiek — zdradziła. Odeszła 13 marca 2019 roku. Zgodnie z życzeniem, jej urna z prochami była różowa, a na pogrzebie wykonano piosenkę "My Way" Franka Sinatry.