Jeśli jakimś cudem przegapiłaś tę kultową komedię romantyczną z 2004 roku, to przypomnijmy, że opowiada ona historię Andie (Kate Hudson), która prowadzi rubrykę porad w magazynie dla kobiet. Ambitna dziennikarka marzy jednak o tym, by zajmować się poważniejszymi tematami.
Szansą na awans jest napisanie artykułu, w którym uświadomi czytelniczkom błędy popełniane w uczuciowych relacjach. By zdobyć doświadczenie w tej dziedzinie, postanawia znaleźć przypadkowego mężczyznę, rozkochać go w sobie, a potem sprawić, by ją porzucił. Wybiera poznanego w restauracji kierownika ds. reklamy Benjamina Barry’ego (Matthew McConaughey). Nie wie, że założył się on właśnie z szefem, że rozkocha w sobie każdą kobietę w 10 dni.
Sam pomysł na artykuł Andie, inspirowany był Michelle, jej przyjaciółką, którą właśnie rzucił mężczyzna o imieniu Mike. Jako dobra przyjaciółka Andie zapewnia Michelle:
Gdybym zrobiła te same rzeczy co ty, też zostałabym porzucona.
Na bazie zachowań Michelle, Andie tworzy 10-dniowy plan odstraszenia mężczyzny. Tak zaczyna się cała historia.
Dziennikarka The Cut Julieanne Smolinski postanowiła fabułę z filmu przenieść do prawdziwego życia. Dlatego zgodziła się sabotować swoje życie prywatne i odtworzyć kultowy eksperyment z filmu Jak stracić chłopaka w 10 dni.
Na szczęście dziennikarki, kobieta dopiero co zaczęła spotykać się z facetem, który akurat odwiedzał Los Angeles ze względu na pracę. Ich związek miał datę ważności związaną z jego wyjazdem. Dziennikarka postanowiła więc zrobić z niego królika doświadczalnego.
Kobieta zaczęła spotykać się z mężczyzną i zaplanowała 10 następnych randek. Pierwszego dnia wprowadziła w życie dzwonienie i pisanie za dużo. Jest to według filmu, rzecz, której mężczyźni nie cierpią najbardziej. Smolinski zaczęła wypisywać do chłopaka bez przerwy. Ku jej zdziwieniu, on regularnie jej odpisywał i nie był przytłoczony ilością kontaktu.
Drugiego dnia, zgodnie z planem działania Andie z filmu, dziennikarka postanowiła zepsuć mężczyźnie coś, co bardzo lubił- oglądanie sportu. Sama zaproponowała tę aktywność, ale podczas jej trwania regularnie mu przeszkadzała, czekając na jego reakcję. Ta jednak nie nadeszła, a jej "szczur doświadczalny" cierpliwe znosił jej zachowania.
Trzeciego dnia Smolinski miała wystraszyć partnera kobiecymi sprawami, przynosząc do jego domu tampony. Okazało się jednak, że wynajmowane przez niego mieszkanie, było wyposażone we wszystkie toaletowe przybory, w tym tampony. Plan więc nie wypalił.
Na czwartej randce odstraszyć mężczyznę miał maraton filmów. To też nie wypaliło, a randka okazała się przyjemna.
Na piątej randce filmowa Andie je homara rękami, pije piwo z butelki i emanuje męską energią. Dziennikarka jak twierdzi wielokrotnie na poprzednich randkach jadła mięso i ciężko było jej wcielić w życie ten podpunkt. Postanowiła więc nie dojeść kanapki, którą mężczyzna jej zrobił, co było pierwszą rzeczą, która go zdenerwowała.
Szósta randka miała polegać na narzekaniu i dokuczaniu. W filmie bohaterka narzekała na cygara. Dziennikarka też próbowała, ale mężczyzna od razu przekształcił jej złośliwości w żart.
Siódmy dzień miał być okropnym seksem. W filmie bohaterka próbuje sprawić, by mężczyzna stracił erekcję. Tego jednak dziennikarka postanowiła nie robić, nie miała zamiaru niszczyć swojej seksualnej reputacji.
Kolejne dwie randki mimo prób dziennikarki również kończyły się w udany sposób. Dopiero ta dziesiąta i ostatnia wpłynęła ostatecznie na ich relację.
Mężczyzna, którego od dłuższego czasu próbowała odstraszyć, wyjechał zgodnie z planem z powrotem do Nowego Jorku. Zakończył się eksperyment oraz ich relacja.
Dziennikarka podsumowała eksperyment słowami:
Straciłam chłopaka i nie dało mi to żadnej przyjemności.
Pozornie zasadnicze przesłanie tego filmu głosi, że aby odnaleźć miłość, trzeba być sobą. Jednak to działa tylko wtedy, gdy „sobą" jesteś tak wyluzowana, jak filmowa Andie. Jej zachowanie służyło jako podręcznik dla kobiet hetero z całego świata. Bądź jak Andie, by zdobyć faceta, bądź jak Michelle… a go odstraszysz.
Jeżeli jednak chodzi o miłość, chyba każdy z nas bywa trochę obciachowy. Czasem powie lub zrobi coś głupiego. I to też jest w porządku. Ponieważ to między innymi sprawia, że jesteśmy ludźmi. Jeśli natrafimy na odpowiednią osobę to jak w przypadku Julieanne Smolinski, nie sprawi to, że nasza relacja ucierpi.
Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Źródło: The Cut