Już wkrótce w całej Polsce rozpoczną się wizyty duszpasterskie potocznie zwane kolędą. W niektórych miejscowościach księża odwiedzają wiernych w domach i mieszkaniach już od 27 grudnia. Jeden z warszawskich księży ks. Jarosław Bordiuk wikariusz z parafii pw. św. Marka Ewangelisty w Warszawie niedawno udzielił wywiadu portalowi Aleteia, w którym opowiedział o swoich obawach przed tegoroczną kolędą.
Czasy bardzo się zmieniły. Teraz praktycznie każdy ma smartfona. W sieci można znaleźć najróżniejsze filmiki. Również te dotyczące kolędy. - "Na YouTubie jest mnóstwo filmów o kolędzie. Jedne wyśmiewają, inne to poradniki, jak się zachować. Kiedyś widziałem też film z ukrytej kamerki, ale został już usunięty" - mówi ks. Jarosław Bordiuk.
Miałem jedną sytuację, przy której nie zdziwiłbym się, gdyby była nagrywana. Człowiek wzbudził moje zaufanie i współczucie. Wyglądał na osobę samotną, zwierzał się. Kiedy wyszedłem i zamknęły się drzwi, usłyszałem hałas, śmiechy i podniesione głosy. Kilka osób cieszyło się, że udało się mnie wkręcić. To były przysłowiowe jaja. Zasmuciło mnie to i zniechęciło.
- dodaje.
Ksiądz porównał kolędę do rollercoastera. Nigdy nie wiadomo, kto otworzy ci drzwi. - "Wchodzisz w jedne drzwi, a tam są ludzie, którzy zawstydzają cię swoją pobożnością. Wchodzisz w drugie i spotykasz wdowę, która się przy tobie rozpłakuje. Wchodzisz w trzecie i słyszysz: weź sp…alaj" - wyjaśnia duchowny.
W dalszej części wywiadu ks. Jarosław opowiada o tym, jak wygląda jego wizyta duszpasterska. Wiele osób może być zaskoczonych, ale duchowny nie rozpoczyna jej od modlitwy.
- "Przede wszystkim nie zaczynam wizyty duszpasterskiej od modlitwy. Ludzie na początku przeważnie stoją na baczność. (...) Wchodzę zatem do domu. Podaje wszystkim rękę, siadam i pytam, czy pogadamy chwilę. Jeżeli da się zagaić temat, to gadamy. Na pewno nie w stylu: "Czy macie do mnie jakieś pytania?". Albo: „Czego oczekujecie od swojego duszpasterza?". Taka rozmowa nic nie przynosi. Nikt nigdy nie ma żadnych pytań. Nikt niczego nie oczekuje. A nawet jeśli, to syn nic nie powie przy matce, a żona przy mężu. Pytam najczęściej o mało istotne rzeczy. Gospodarze widzą wtedy, że ja przyszedłem z nimi po prostu porozmawiać jak człowiek. Wtedy niektórzy się otwierają" - opowiada.