Postanowienia noworoczne? "To się może nie udać". Katarzyna Błażejewska-Stuhr radzi, jak robić to dobrze

Klaudia Kolasa
Styczeń to czas, kiedy większość z nas otwiera kalendarze i planuje cele na kolejny rok. Niestety w wielu przypadkach entuzjazm słabnie równie szybko, jak się pojawia. Katarzyna Błażejewska-Stuhr w rozmowie z kobieta.gazeta.pl radzi, jak planować zmiany nawyków żywieniowych i treningi, żeby nie poddać się po pierwszym tygodniu.

Klaudia Kolasa, kobieta.gazeta.pl: Dlaczego robimy postanowienia noworoczne?

Katarzyna Błażejewska-Stuhr, dietetyczka: Zmiany daty są zawsze motywujące. Na początku roku, ale zauważyłam, że też we wrześniu, zaczyna się dla wielu osób czysta karta. Mamy nadzieję, że mamy nowe kalendarze i teraz już wszystko będzie inne. Jakiś etap minął i otwiera się przed nami zupełnie coś nowego.

Często "nowi my" idziemy na siłownie 2 stycznia, a w lutym wracamy do starych nawyków i nie pamiętamy już, że mieliśmy jakiekolwiek postanowienie. Z czego wynika ten spadek motywacji?

Musimy mieć świadomość, że bez względu na słowa, które zapisaliśmy w kalendarzu, nasze życie jest dokładnie takie samo. Jeżeli coś nie pozwalało nam ćwiczyć w ubiegłym roku, to prawdopodobnie w styczniu i lutym napotkamy tę samą przeszkodę. Brak głębszej analizy, dlaczego mamy dany nawyk i co nam utrudnia jego zmienienie, prawdopodobnie uniemożliwi nam zrealizowanie celu. Niestety postanowienia noworoczne i wszystkie inne rzadko idą w parze z zastanowieniem się nad naszym zachowaniem, a przecież to nie jest tak, że nagle nam się doba wydłuży, albo zwiększy nam się motywacja w związku z tym, że jest inna cyferka na końcu roku.

To jak zdiagnozować ten problem?

Jako dietetyczka proszę swoje pacjentki o zrobienie dzienniczka żywieniowego. To taka analiza sytuacji, w której się znajdują. Możemy to też przełożyć na aktywność fizyczną. Zastanowić się, jak często ją uprawiamy i w jakich sytuacjach. Potem przyglądamy się swoim notatkom z uwagą i widzimy, co jest odległe od ideału. Przykładowo: piję za mało wody, jem za mało warzyw, jem nieregularnie, jem za dużo słodyczy, aktywność fizyczną mam wyłącznie w weekendy.

Wtedy trzeba się zastanowić, dlaczego tak jest. Spójrzmy na słodycze. Jeśli w ciągu dnia jemy mało, to nasz organizm jest głodny, wtedy po południu, kiedy dochodzi do tego wszystkiego zmęczenie, nie jesteśmy już w stanie kontrolować siebie. Sięgamy po najprostsze źródło energii: cukier. Jak zdiagnozujemy ten problem, jest go o wiele łatwiej rozwiązać niż po prostu postanowić, że nie będzie się jadło słodyczy. W takiej sytuacji wystarczy zwiększyć porcje, jakie jadamy na śniadanie i drugie śniadanie. Nagle okazuje się, że jemy obiad i wcale nie szukamy już czegoś słodkiego.

Kiedy widzimy, że ćwiczymy tylko w weekendy, to po prostu może się okazać, że nie mamy fizycznie czasu ani zapasów energii, aby robić to regularnie w ciągu tygodnia. Jeśli postanowimy sobie, że będziemy wstawać wcześniej i ćwiczyć, to nie wystarczy. Trzeba wtedy coś odjąć z planu dnia i zastanowić się, co jest dla nas ważniejsze: posprzątanie mieszkania, aktywność zawodowa czy fizyczna. Pomyśleć, na czym nam bardziej zależy.

Katarzyna Błażejewska-Stuhr i Maciej StuhrKatarzyna Błażejewska-Stuhr i Maciej Stuhr archiwum prywatne

A czy w ogóle styczeń to dobry czas na zmiany? Krótkie dni, długie wieczory i zima za oknem nie są zbyt motywujące.

To jest bardzo trudny czas. My jako zwierzęta potrzebujemy światła słonecznego do prawidłowego funkcjonowania. Część zwierząt radzi sobie poprzez udanie się w zimowy sen, my tego nie możemy zrobić, chociaż by się chciało. Mamy zupełnie inne samopoczucie niż w maju czy lipcu. Powinniśmy podchodzić do siebie z olbrzymią wyrozumiałością i czułością. Jeżeli decydujemy się na zmiany, niech będą to zmiany, które dadzą nam coś dobrego.

Rozmawiając ze znajomymi, zauważyłam, że wiele osób od razu rzuca się na głęboką wodę z postanowieniami. Przykładowo zakładają, że od nowego roku całkowicie wyeliminują ze swojej diety pieczywo, słodycze itd. Czy z perspektywy dietetyka to ma sens?

Badania pokazują, że to się może nie udać. Jeśli nie wprowadzimy jakiegoś zamiennika węglowodanowego albo nie zmienimy porcji naszych posiłków, tylko odejmiemy sobie to pieczywo, organizm prędzej czy później zacznie się domagać albo tego produktu, albo jego substytutu. To bardzo trudne i bardzo nieempatyczne wobec naszego ciała.

Znamy różne osoby i wiadomo, że jedni mają silniejszy charakter, inni słabszy. Mniej więcej 5 proc. ludzi wytrwa w postanowieniu do końca, kilka procent do lutego, a niektórzy polegną już 10 stycznia. Ja jestem zwolenniczką małych kroków.

Jeżeli sobie postanowimy, że w ogóle od dziś nie jemy cukru, to jest to postanowienie stuprocentowe. Może być trudne do zrealizowania, a nawet jeśli je zrealizujemy w 95 proc., będziemy mieli poczucie porażki. Jak czujemy, że ponieśliśmy porażkę, to już "pal licho" i "hulaj dusza — piekła nie ma", jem słodycze dalej. Łatwiej jest postanowić sobie, że np. będziemy jedli jedną słodką rzecz dziennie, albo o jedną słodką rzecz mniej. Wtedy poczujemy satysfakcję, a sukces nas uskrzydla.

Czyli najpierw diagnoza, potem małe kroki.

Tak. Może się okazać, że jemy słodycze, bo po pracy wchodzimy do piekarni po chleb, a tam widzimy słodkie rzeczy i ulegamy głodowi i zmęczeniu. Jeżeli zmienimy nawyk i po posiłku pójdziemy do piekarni, to wtedy kupimy tylko to, co jest nam potrzebne. Pozbędziemy się pokusy.

Wiele osób dzieli się swoimi celami na 2023 rok w mediach społecznościowych. To dobra metoda, żeby się zmotywować czy wręcz przeciwnie?

To zależy. Są osoby, którym rzeczywiście takie powiedzenie na głos i szukanie zewnętrznych sprzymierzeńców bardzo dobrze robi, a są osoby, które o wiele lepiej funkcjonują, jeżeli coś robią po cichu i dopiero mogą pochwalić się swoim efektem. Powinniśmy się zastanowić, co nas do tej pory motywowało i co nam pomagało w trudnych sytuacjach.

Ty masz jakieś postanowienia?

Moje postanowienie trwa już od października. To znalezienie codziennie 20 minut na czytanie książki dla przyjemności, 20 minut na naukę i rozwój. Staram się też utrzymać aktywność fizyczną. Kontroluję liczbę  kroków, które robię. W związku z tym czasem wydłużę spacer z psami albo wysiądę przystanek tramwajowy wcześniej. Są to takie maleńkie postanowienia. Nie rzucam się z postanowieniem wielkich, regularnych treningów, bo wiem, że absolutnie w tym momencie nie mam na to siły.

Katarzyna Błażejewska-Stuhr nie robi postanowień noworocznychKatarzyna Błażejewska-Stuhr nie robi postanowień noworocznych archiwum prywatne

Myślę sobie, że w ogóle takie tygodniowe lub miesięczne planowanie może być lepszym rozwiązaniem niż roczne.

Ostatnie lata pokazały nam, że nasze życie bardzo się zmienia i bardzo często zmienia się niezależnie od nas. To jest też wniosek, który powinniśmy wyciągnąć i z pandemii i z wojny, która wybuchła już prawie rok temu. My możemy sobie planować różne rzeczy, a jednak musimy się dostosować do okoliczności, które są niezależne od nas. Nie możemy oczekiwać od siebie, że będziemy funkcjonowali normalnie w sytuacji stresu czy zagrożenia. Narzucanie na siebie dodatkowej presji w takich sytuacjach może podziałać na nas tylko negatywnie. Pamiętajmy, że te postanowienia są po to, żeby żyło nam się lepiej, a nie gorzej. Nie chodzi o to, żebyśmy żyli z poczuciem złości, frustracji i niezadowolenia z siebie.

Pamiętam, że jeszcze w czasach szkolnych zobaczyłam u swojej koleżanki podsumowanie roku, gdzie chwaliła się, że przeczytała około stu książek. Postanowiłam, że w kolejnym roku dobrnę do podobnej liczby. Gdzieś w połowie tego wyzwania zorientowałam się, że nie ma sensu. Próbując "dobiec do mety", straciłam uważność. Czytałam jak najszybciej i najkrócej.

No właśnie, mam podobne doświadczenia. Dwa lata temu postanowiłam sobie przeczytać 53 książki w ciągu roku i też w pewnym momencie sięgałam tylko po nowele albo poniżej stu stron, żeby dobrnąć do tego limitu. Ostatecznie nie ma to dużego sensu. W młodości regularnym moim postanowieniem było pisanie pamiętnika, ćwiczenie, piękne prowadzenie zeszytów i notatek. Teraz staram się, żeby moje postanowienia były czymś, co pozwoli mi lepiej żyć. Na przykład zauważyłam, że przespanie jednej nocy, z perspektywy mamy, daje mi dużo więcej energii. Wtedy lepiej mi się pracuje i funkcjonuje. Umawiam się z bliskimi, żeby jednego dnia w tygodniu umożliwili mi dłuższe spanie. Po prostu likwiduję przeszkody.

Rozmowy bez granic Studentka z Korei Południowej w Polsce: Kiedy chodziłam do liceum, musiałam być w szkole do 21

Więcej o: