Aż trudno uwierzyć, jak bardzo showbiznes był dla niej okrutny. Mimo tego Jennifer Coolidge uparcie dążyła do realizacji swojego marzenia z dzieciństwa, bo od zawsze chciała być aktorką. Jednak szło jak po grudzie, bo regularnie odrzucano ją na castingach. Nie poddawała się, a skoro nie dostawała dramatycznych ról, postawiła na komedie, choć początkowo słyszała, że jest zupełnie niezabawna.
Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Jennifer mawiała, że zrobiła karierę, bo przyjmowała role, których nikt nie chciał. Mógł to być przepis na sukces, ale również ślepa uliczka. Prawda leżała pośrodku. Na pewnym castingu usłyszała, że ma małe szanse na karierę w Hollywood, bo po prostu jest mało atrakcyjna i dziwaczna. Słowo „brzydka" usłyszała jeszcze wiele razy. A więc nie lada zaskoczeniem jest, że z czasem aktorkę uznano, że jedną z najseksowniejszych w show-biznesie. W końcu dostała rolę w popularnym serialu „Kroniki Seinfelda", była już wtedy po 30-tce i nawet jej matka nie wierzyła, że marzenie o aktorstwie jeszcze się ziści.
Jednak po tym znowu nastał zastój, występy w programach telewizyjnych okazały się klapą tak jak i udział w spin offie "Przyjaciół". Punktem przełomowym było kultowe „American Pie", ale po tym na lata przylgnęła do niej łatka gorącej mamy Stiflera. Była obiektem pożądania zarówno bardzo młodych chłopców, jak i tych dojrzałych. Rola ta miała też inne konsekwencje, życie erotyczne Jennifer wprost rozkwitło. W wywiadzie dla The Guardiana wyznała:
Dziękuję Bogu za „American Pie". Udział w tym filmie sprawił, że moje życie seksualne weszło na zupełnie inny poziom. Gdyby nie „mama Stiflera", w życiu nie przespałabym się z tymi 200 mężczyznami.
Gorącą blondynką była również w kultowej produkcji „Legalna blondynka", a gościnnie także w „Seksie wielkim mieście". Przy okazji na lata aktorkę zaszufladkowano do pewnego typu ról, a przez to nie miała szansy rozwinąć skrzydeł. Na szczęście ktoś zauważył w niej inny potencjał, wystąpiła w oscarowej produkcji „Obiecująca. Młoda. Kobieta", w reżyserii Emerald Fennell.
Teledysk Ariany i film Emerald pozwoliły mi wyjść z tej szuflady, do której włożono mnie lata temu – mówiła później Jennifer. – Ludzie spodziewali się po mnie już tylko jednego rodzaju ról. Według nich byłam tą babką, która otwiera drzwi, mówi coś bardzo zabawnego i znika ze sceny. Tymczasem dziewczyny sprawiły, że wróciłam do gry i to na nowych warunkach.
A po tym zauważyli ją twórcy hitowego serialu "Biały Lotos", który był uznawany, za serial wręcz przełomowy. Podobno od początku wiedzieli, że będzie wręcz idealną odtwórczynią. To właśnie dzięki roli Tanyi Jennifer błyszczała na Złotych Globach ze statuetką w ręku. Ta rola była niebywałą okazją do pokazania jednocześnie umiejętności komediowych i dramatycznych, a przy tym jej postać jest po prostu ujmująca i zjawiskowa. Jennifer zagrała z rozmachem. I to pewnie dlatego wystąpiła w obu sezonach serialu, mimo że cała obsada się zmieniła. Odbierając zasłużonego Złotego Globa powiedziała:
Jako młoda dziewczyna miałam wielkie marzenia, ale one wyparowały. Dopiero Mike White dał mi nadzieję, nowy początek. Zmieniłeś moje życie na milion sposobów. Sąsiedzi w końcu ze mną rozmawiają, wszyscy mnie gdzieś zapraszają. Mike, jesteś wspaniałą osobą. Sprawiasz, że ludzie chcą żyć. A ja nie chciałam. Dziękuję ci.
Jennifer miała na sobie zjawiskową długą czarną suknię Dolce Gabbana. Wyglądała przepięknie, ale jak to ma zwyczaju, seksapil łączy z autoironią. Jej przemówienie rozbawiło publiczność do łez.
Bałam się, że wywrócę się, zmierzając do mikrofonu. A przecież nie mogę połączyć crocsów z sukienką Dolce & Gabbana. Włosi by zwariowali!