Co jakiś czas pojawiają się doniesienia o paragonach grozy. Tym razem o wysokich cenach w polskich kurortach przekonała się turystka, która wybrała się z córką do górskiej restauracji.
Już niedługo rozpocznie się pierwsza tura ferii zimowych. To właśnie wtedy zaczyna się najgorętszy okres zimowych wyjazdów. O tej porze roku najczęstszym kierunkiem obieranym przez Polaków są góry. Niestety radość z jazdy na nartach czy na snowboardzie skutecznie mogą odebrać nam ceny w górskich restauracjach. Dobitnie przekonała się o tym turystka, która kupiła córce porcję frytek z keczupem. Cena tego dodatku sprawiła, że kobieta postanowiła podzielić się swoją historią w sieci.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Wydawałoby się, że frytki z keczupem to nie jest wyrafinowana potrawa, jednak w górach potrafi słono kosztować. Turystka w rozmowie z portalem edziecko.pl opowiedziała swoją historię.
Zamówiłam z córką frytki-ziemniaczki. Gdy je dostałyśmy, poprosiłyśmy jeszcze o keczup. To okazało się największym wyzwaniem w przypadku naszego zamówienia. Musiałyśmy się przypominać kelnerowi jeszcze dwa razy. W końcu keczup dotarł, ale gdy frytki już zjadłyśmy.
Turystka przyznaje, że cena za taki dodatek jest zbyt wygórowana.
Gdy spojrzałam na rachunek, okazało się, że za spóźniony keczup policzono nam aż 4,50 zł. To dość wysoka cena jak za dodatek, który w większości knajp jest za darmo lub za np. 50 groszy. Tutaj cena keczupu stanowiła prawie 50 proc. ceny frytek.
Za małą porcję kobieta zapłaciła 4,50 zł. Tyle wynosi średnia cena keczupu w supermarkecie za butelkę 400 gramów.