Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
17 grudnia Jadwiga Kowalczyk wróciła jak zwykle do domu ze szkoły. Jednak to właśnie tego dnia w Szczecinie wybuchły strajki znane później jako Grudzień '70. Wraz z siostrą oglądały walkę protestujących z MO i Wojskiem. Zaledwie w kilka sekund nastolatka straciła życie.
Jadzia urodziła się 15 października 1954 roku w Szczecinie. Jak przyznaje jej brat Bolesław Kowalczyk, była prawdziwym oczkiem w głowie rodziców. Dziewczyna po ukończeniu szkoły podstawowej zdecydowała się kontynuować naukę w Szkole Przysposobienia Rolniczego w Wielgowie. Jej rodzeństwo poszło wcześniej do pracy, aby jej to umożliwić. W opisie dokumentu Instytutu Pamięci Narodowej można przeczytać, że największym marzeniem jadzi, był wyjazd na wieś i rozpoczęcie hodowli koni. W grudniu 1970 uczęszczała do drugiej klasy.
Jadzia mieszkała wraz z całą rodziną na ulicy Korsarzy 4. Okna w ich mieszkaniu wychodziły na Komendę Wojewódzką Milicji Obywatelskiej. Obok ich adresu znajdował się także budynek Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, gdzie doszło do najostrzejszych walk z MO i wojskiem. W wyniku manifestacji stoczniowców i pracowników innych zakładów Komitet Wojewódzki PZPR stanął w płomieniach. Zebrało się tam wówczas około 20 tysięcy strajkujących. Następnie strajkujący przenieśli się pod Komendę, gdzie za pomocą kilofów utworzyli spory wyłom w murze. Do Szczecina zostały wezwane oddziały Milicji i wojsko, które wcześniej pacyfikowały stoczniowców z Gdańska i Gdyni. Po dotarciu w pobliże strajkujących otworzyli ogień.
Jadwiga wraz z siostrą i sąsiadkami oglądały wydarzenia spod Komendy Milicji. Nagle służby otworzyły ogień. Jedna z serii trafiła stojące nieopodal budynki mieszkalne. - Nagle zrobiło się w pokoju biało od tego tynku, bo te pociski jako rozwaliły sufit. - po latach Bolesław Kowalczyk wspominał słowa siostry - Patrzy, Jadzia leży na podłodze. Doleciała do niej, złapała ją za głowę, a Jadzia powiedziała tylko "ma" i już nic. Krew zaczęła lecieć, całą podłogę zalała. Mieszkający wyżej lekarz, stwierdził zgon dziewczynki.
Ciało Jadwigi zabrano do szpitala miejskiego wraz z innymi ofiarami strajków Grudnia '70. Jej ojciec wrócił do domu z delegacji, dzień po jej śmierci. Na zakrwawionej podłodze znalazł fragment czaszki dziewczyny i pukiel włosów. - My jej krew sami wycieraliśmy, zebraliśmy Jadzi ten mózg. Żeśmy zakopali go w ogródku. I te włosy... - opowiadał Bolesław. Niedługo potem, około 21-22, w domu Kowalczyków zjawiła się Milicja. Służbiści powiedzieli, że jeśli chcą wziąć udział w pogrzebie Jadwigi, muszą jechać z nimi na cmentarz. Następnego dnia rodzina zorganizowała własny pogrzeb, przy już zamkniętym grobie. Rówieśnicy Jadwigi składali jej wieńce z napisem "Zamordowanej koleżance". Jadzia jest jedyną kobietą, która zginęła podczas wydarzeń Grudnia '70, jest także jedną z najmłodszych ofiar. W 2015 roku została pośmiertnie odznaczona Krzyżem Wolności i Solidarności.