Poznali się przypadkiem i spędzili razem 50 lat. Pieczka nigdy nie pogodził się ze śmiercią żony

Franciszek Pieczka zmarł 23 września 2022 r. w wieku 94 lat. Za życia wybitny aktor często podkreślał, że nigdy nie pogodził się ze śmiercią żony, która odeszła przed nim. Henryka Pieczka zmarła w 2004 r. po długiej walce z chorobą.

Franciszek Pieczka był jednym z najwybitniejszych polskich aktorów. To właśnie jemu zawdzięczamy świetnie wykreowaną postać Gustlika Jelenia z serialu "Czterej pancerni i pies". Młodsze pokolenie widzów kojarzą go zaś jako Stacha Japycza z "Ranczo". Mało kto wiedział, że dla Pieczki najważniejsza była rodzina, a w 2004 r. przeżył ogromną tragedię, z której się już do końca życia nie otrząsnął. Franciszek Pieczka 18 stycznia 2023 r. obchodziłby 95. urodziny.

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Zobacz wideo Oliwia Bieniuk: Przeżywałam śmierć mamy na oczach całej Polski

Franciszek Pieczka poznał przyszłą małżonkę przypadkiem. Nie chciała, by udzielił jej pomocy

Pieczka poznał przyszłą żonę jeszcze na studiach — mężczyzna kończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną, a młodsza o 5 lat Henryka dopiero co rozpoczynała dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Co ciekawe ich pierwsze spotkanie było zupełnie przypadkowe. - Z kolegami adorowaliśmy wtedy Lidkę Korsakównę, która zagrała w "Przygodzie na Marien-sztacie" i była słynna. Kiedy siedzieliśmy u niej, zgasło światło i poszedłem je naprawić. Przy skrzynce z korkami majstrowała moja przyszła małżonka. "Może koleżanka pozwoli sobie pomóc?" – zapytałem, ale nie pozwoliła. To była miłość od pierwszego wejrzenia, która trwała tyle lat — mówił w rozmowie z "Gościem Niedzielnym".

Byli razem 50 lat. Franciszek Pieczka do końca nie pogodził się z jej śmiercią

Henryka i Franciszek wzięli ślub w 1954 r. i od tamtej pory byli nierozłączni. Dwa lata później doczekali się narodzin pierwszego dziecka, córki Ilony. Na narodziny syna Piotra czekali kolejne 16 lat. Małżeństwo żyło razem w szczęściu do 2004 r., gdy kobieta odeszła jako pierwsza. Dla aktora był to ogromny cios. - Po śmierci kilka razy mi się przyśniła i wtedy tak bardzo chciałem jej powiedzieć, jak ją kocham. Za życia dawałem jej o tym znać uczynkami, ale bardzo rzadko bezpośrednio słowami. Teraz wiem, że ludzie powinni mówić sobie, że się kochają, bo życie szybko mija i nic się nie odstanie. Potem siedzi się jak ten Jańcio Wodnik i chce się cofnąć czas, ale to niemożliwe. Dlatego uważajmy, co robimy teraz. - wyznał. 

Więcej o: