Panią Urszulę, która została brutalnie okaleczona przez byłego partnera, czeka długa rehabilitacja. Wymaga jej też 8-letnia córka kobiety, która ucierpiała z powodu uszkodzenia ręki. Rodzinę można wesprzeć, wpłacając środki na specjalnie zorganizowaną zbiórkę.
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło przed świętami Bożego Narodzenia w Siecieborzycach (województwo lubuskie). 31-letnia Urszula, matka 8-letniej dziewczynki i 3-letniego chłopca, wyszła rano z domu i znalazła przed drzwiami paczkę. Kobieta zabrała pakunek do domu i otworzyła myśląc, że jest to przesyłka pozostawiona przez kuriera. Okazało się, że w środku był ładunek wybuchowy. Skonstruował go były partner Urszuli, Błażej K. (ojciec jej 3-letniego syna) i wysłał nieświadomej zagrożenia 31-latce. Mężczyzna wcześniej znęcał się psychicznie nad nią i dziećmi.
Po wybuchu bomby, stan kobiety był krytyczny. Ucierpiały również jej dzieci. Wszystkich przetransportowano do szpitala. 31-latkę wypisano z placówki dopiero po miesiącu. W rozmowie z reporterami programu "Uwaga TVN" opowiedziała o swoich pierwszych dniach po opuszczeniu szpitala.
Jadąc do domu, bałam się, ale czułam też radość, że zobaczę dzieciaki. Ola też była zestresowana, Bartuś też nie mógł się przemóc. Ale jest już coraz lepiej, dzieci muszą się przyzwyczaić do nowej mamy
- relacjonowała bohaterka reportażu TVN. W poruszających słowach opisała też reakcję swoich dzieci na jej zmieniony wygląd: - Córka powiedziała mi piękne słowa: "Mamo, nie ważne jak wyglądasz i tak cię kocham. Jesteś dla mnie piękna i damy sobie radę".
Wracała też pamięcią do momentu, w którym znalazła u progu swojego domu przesyłkę. Po rozpakowaniu okazało się, że jest to "kasetka". Pani Urszula próbowała na początku otworzyć ją za pomocą załączonego kluczyka, lecz nic to nie dało. W końcu użyła noża do podważenia części przedmiotu.
(...) Najpierw był huk, potem eksplozja. Zasłoniłam Olę swoim ciałem i tyle. Potem pamiętam, jak leżałam na podłodze. Nic nie widziałam, nic nie czułam. Miałam tylko w głowie, że to mój koniec, że już mnie nie będzie. Pamiętam, że mama się nade mną nachyliła i powiedziałam: „Mamo, dobij". To było straszne
- mówiła w programie "Uwaga!" TVN. Dodała, że jakiś czas później zorientowała się, kto może stać za atakiem.
Policja aresztowała Błażeja K., ojca 3-letniego syna pani Urszuli, gdy ten wracał do Polski z Niemiec. Oprawca usłyszał zarzuty usiłowania zabójstwa kobiety i jej dzieci. Według Ewy Antonowicz, rzeczniczki Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, sposób wykonania bomby wskazywał na fakt, iż mężczyzna posiadał wiedzę techniczną na temat samodzielnego konstruowania ładunków wybuchowych.
Kilka tygodni przed popełnieniem brutalnego przestępstwa, K., na mocy wyroku sądu, pozbawiony został praw rodzicielskich. Z kolei rok wcześniej, do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko mężczyźnie. Błażej K. bowiem znęcał się psychicznie nad swoją partnerką i jej dziećmi. Wielokrotnie poniżał, wyzywał i upokarzał 31-latkę, nie podobało mu się również to, że pracowała w swoim wymarzonym zawodzie, w przedszkolu dla dzieci z autyzmem. Rok temu kobieta postanowiła od niego odejść i wraz z córką oraz synem przeniosła się do domu rodziców.
W pewnym momencie z tego powodu ucierpiała też moja Ola, bo zaczął ją wyzywać. Dawał jej po kryjomu klapsy. Wtedy powiedziałam, że tak nie może być. Bałam się. Urodził się Bartuś, ale zamiast iść w dobrą stronę, było coraz gorzej
- mówiła dziennikarzom TVN. Dodała, że otrzymywała od mężczyzny liczne groźby i podejrzewała, że ten będzie chciał się na niej zemścić. - Wcześniej groził, że mnie zniszczy. W SMS-ach pisał, że jeszcze nie wiem, co mnie czeka - mówiła.
Jak wynika z informacji pozyskanych przez reporterów TVN, proces w sprawie znęcania się Błażeja K. nad rodziną nigdy nie ruszył. Sąd Rejonowy w Żaganiu tłumaczył to "problemami kadrowymi".
W wyniku wybuchu 31-latka odniosła obrażenia, które zagrażały jej życiu. Były to rany jamy brzusznej, doszło do rozległego krwotoku i uszkodzenia narządów wewnętrznych. Obrażenia obejmowały także oczy, lekarzom trudno było także ocenić rany wynikające z poparzenia twarzy. Według specjalistów na samym początku podejrzewano, że kobieta może całkiem stracić wzrok. Na szczęście, tak się nie stało.
Niestety kobieta straciła prawą dłoń, w lewej zaś pozostały jedynie dwa palce. Odłamki bomby utkwiły też w ciałach jej dzieci. 8-letnia córka mieszkanki Siecieborzyc miała złamaną rękę i poważnie uszkodzoną dłoń. Na twarzy dziecka pozostały ślady po odłamkach.
Obecnie życie pani Urszuli to ciągła walka o powrót do dawnej sprawności.
- Czuję żal, bo nie zrobiłam nikomu nic złego, nie zasłużyłam sobie na to (...). Ciężko opisać mi, co czuję. Jestem zła za ręce. Odebrano mi coś, co na dzisiaj jest mi najbardziej potrzebne. Nie mogę sama nic zrobić. A tak naprawdę chciano odebrać mi życie, dlatego się cieszę, że żyję, bo to chyba był cud, że przeżyłam - podkreślała.
Źródło: https://uwaga.tvn.pl