[Fragment podkastu]
Lara Gessler, influencerka, socjolożka, cukierniczka i restauratorka: Ja bardzo zawsze lubiłam swoją kobiecość, taką, w której ja się czuję dobrze. Nawet jak nosiłam glany, bojówki, dredy na połowie głowy - bo był taki czas - to nadal bardzo lubiłam się wbić w sukienkę, kiedy było trzeba. I lubiłam ten kontrast, i lubiłam się poczuć taka "swoja". Natomiast to, czego nie lubiłam to tej takiej "koleżankowości". Miałam wrażenie, że faceci dają bardzo dużo szczerości i te relacje są takie czystsze: mniej zwodzenia, mniej pozorów, mniej podlizywania się. Ja - mając samych braci - wychowałam się w bardziej bezpośrednim otoczeniu.
Tak!
Bardzo dużo zaznałam bullyingu od dziewczyn w piątej - szóstej klasie podstawówki: nie rozumiałam, dlaczego ktoś jest najpierw dla mnie miły, a potem nagle gniecie moje prace z plastyki i je wyrzuca przez okno czy do śmietnika.
Nie rozumiałam, dlaczego się ktoś tak zachowuje: dla mnie to było nielogiczne. Jak ktoś celowo może chcieć zrobić komuś przykrość? Nie zaznałam czegoś takiego od facetów. Przykre to jest, bo mówimy o tym, że kobiety mają się wspierać...
...solidarność. To wszystko jest, dopóki jest abstrakcyjne. Dopóki to nie są konkretne osoby, konkretne interesy. Jak to jest internet, nikt nikogo nie zna, nikt nie jest niczyją koleżanką, przełożoną, siostrą - to wszystko jest super. Jak nagle wchodzimy w prawdziwe "buty", prawdziwe relacje, i im więcej jest elementów ludzkich - tym to gorzej wygląda i tym więcej jest grania na siebie. Dla mnie to jest po prostu zbyt zawiłe i się trzymam z boku.
Jest oczywiście masa kobiet, które uwielbiam i kocham i uważam, że są wspaniałe, ale mam wrażenie, że im więcej dziewczyn jest w jednym miejscu, tym bardziej coś im odbija, ta taka busola wewnętrzna się pie*rzy i coś dziwnego się z nami robi jakbyśmy przestały sobie ufać.
I zawsze szukamy tej Królowej Pszczół, która na pewno wie lepiej, każdy ją lubi i ona na pewno robi wszystko dużo fajniej. I trochę zatracamy siebie i to mnie trochę wkurza. Czuję się mniej osaczona, jak jestem w mieszanym towarzystwie i je przez to wolę.
Myślę, że to jest bardzo atawistyczne, więc ciężko. Bo są różne kanony i są różne kanony w różnych grupach społecznych: co jest fajne, co jest atrakcyjne, co się komu podoba. Więc nagle jak mamy jakąś osobę, która uchodzi za najbardziej atrakcyjną - każdy chce być jak tą osobą. I trochę się w tym gubimy - w tej panicznej potrzebie akceptacji. Od pierdół w stylu kupienie tej samej szminki, tej samej torebki, żeby podobnie się nosić - do gorszych w efektach zachowań w stylu łatwości wypowiadania takich sądów na temat czyjegoś życia prywatnego. "Olej go, rzuć go!" - bo co za problem powiedzieć tak o czyimś życiu? "Koleżankowe" sytuacje są właśnie takie: że mamy łatwość wypowiadania opinii bardzo kategorycznych, bo to nie o nas chodzi. Jeśli taka Queen Bee ma tendencję do wypowiadania opinii, bardzo kategorycznych, to od razu myślimy "kobieta sukcesu!", prawie Cristal.
Ty nigdy nie weszłaś w tę rolę Królowej Pszczół? Bycia taką "guru"?
Nigdy w to nie weszłam, ja się z tym nie czuję dobrze i uważam, że to jest właśnie fajne w internecie, że każdy jest przed tym ekranem trochę sam i sobie bierze, co chce i uczymy się z własnych historii (...) to daje więcej wolności niż takie wielkie grupy - właśnie, żeby to jeszcze była grupa wsparcia. Na zasadzie, że jedziemy sobie na obóz jogi, i jesteśmy tam trochę dla siebie, dla naszego ja i sobie odrabiamy lekcje w gronie ludzi, którzy też mają swoje problemy i każdy robi sobie robi ping - pong do własnego ja: to jest ok!
Tak, dobrze jest bardziej być przy sobie, to jest super.
Jeśli spodobał ci się nasz podcast, zapraszamy do odsłuchania innych odcinków na Spotify, Youtubie i innych platformach. Zasubskrybujcie FemiTALK, żeby nie przegapić następnego odcinka.