Więcej listów do redakcji znajdziesz na Gazeta.pl
Remonty w blokach zawsze w pewnym stopniu są uciążliwe dla mieszkańców, szczególnie, jeśli są to remonty przeprowadzane na klatkach schodowych, gdzie wiercenie, stukanie i cały inny hałas niesie się dużo bardziej niż podczas remontu w zamkniętym mieszkaniu. Dodatkowy problem pojawia się, gdy ekipa remontowa nie do końca przestrzega pewnych zasad, co potrafi doprowadzić do szewskiej pasji. Przekonała się o tym jedna z naszych czytelniczek.
Spółdzielnia mieszkaniowa wcześniej poinformowała lokatorów o remoncie klatek schodowych. Nastawiliśmy się na hałas i bałagan przy pracy, ale nie byłam gotowa na takie dantejskie sceny. Od dwóch miesięcy klatki schodowe pokryte są warstwą białego pyłu przypominającego mąkę. Czynsz nie jest niski. Wcześniej przychodziła pani sprzątająca, ale teraz nikt tego nie robi, bo po co? Jako lokatorzy podejmowaliśmy próbę posprzątania swojej części, ale to na nic, bo następnego dnia robotnicy znów nanoszą pyłu. Na korytarzu znajdujemy również niedopałki ich papierosów. To nie jest jednak jedyny problem.
Na stanowisko swojej pracy ekipy remontowe przychodzą z głośnikiem i bynajmniej nie po to, aby kulturalnie posłuchać radia. Disco Polo niesie się po całej klatce schodowej i słychać je nawet w windzie. Panowie nie krępują się również śpiewać. Listonosz, który przynosił mi ostatnio paczkę, był w szoku, gdy zobaczył jak wygląda remont. Porozumiewawczo spojrzał mi w oczy i powiedział "współczuję". Próbowałam poprosić panów, aby trochę przyciszyli i przyciszyli, ale na jeden dzień. Następnego dnia od ósmej znów zaczęła się impreza. Pracuje zdalnie i wstyd było mi skontaktować się na zoomie, gdyż "Oczy zielone" słychać było nawet przez głośnik w laptopie...
Kaja.
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.