W 2017 roku mężczyzna osiągnął powszechny wiek emerytalny. W tym samym roku na jego konto wpłynęła kwota w wysokości 10,8 tys. zł brutto. Otrzymywał on pieniądze, nie zgłaszając błędu do właściwego oddziału ZUS-u, a urząd odkrył pomyłkę dopiero po upływie roku podczas waloryzacji. W kwietniu 2018 roku ZUS zażądał zwrotu pieniędzy – 68,8 tys. zł wraz z odsetkami w kwocie 2,6 tys. zł. Emeryt odmówił.
Jak donosi Dziennik Gazeta Prawna, mężczyzna odwołał się do Sądu Okręgowego w Radomiu, który orzekł, że nie musi płacić urzędowi odsetek, jednak kwotę wypłacanego świadczenia powinien zwrócić w całości. Argumentem był fakt, że świadczeniobiorca wiedział o pomyłce, jaka nastąpiła ze strony urzędu, a mimo to nadal pobierał nienależną emeryturę.
ZUS naliczał emeryturę w myśl art. 183 ustawy z 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z FUS, mówiącej o tym, że osoby przechodzące na emeryturę lub rentę w 2012 roku będą miały wypłacane świadczenia w 35% liczone na starych zasadach, a 65% będzie naliczane w nowym systemie. Emerytura mężczyzny wynosiła więc 5,2 tys. zł brutto, jednak po waloryzacji z 1 marca 2017 roku kwota, jaka wpływała na konto, się podwoiła. Błąd leżał po stronie systemu informatycznego, który zsumował świadczenie. Urząd odkrył pomyłkę po roku, kiedy kwota emerytury wzrosła do 11,2 tys. zł.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Emeryt odwołał się od wyroku. Werdykt zarządzono na jego korzyść. Sąd Apelacyjny w Lublinie uznał, że mężczyzna nie oszukiwał urzędu i nie ma obowiązku zwrotu świadczenia, ponieważ nie można jednoznacznie stwierdzić, że został w prawidłowy sposób pouczony w kwestii podwójnej wypłaty emerytury. Dodatkowo ZUS wysyłał mu kolejne decyzje o przyznanych świadczeniach, więc mężczyzna nie był w stanie uznać, które ze świadczeń jest prawidłowe.
ZUS zgłosił skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, lecz nie uzyskał oczekiwanego wyroku.
Ubezpieczony otrzymywał z ZUS emeryturę w wysokości, jaka wynikała z kolejnych doręczanych mu decyzji organu rentowego. Nie było w związku z tym możliwości przypisania mu złej woli, winy
– wyjaśniła Katarzyna Gonera, sędzina Sądu Najwyższego.