"Iwona zginęła, bo usłyszała albo zobaczyła coś, czego nie powinna"

Joanna Zaremba
- Ludzie w Szczucinie do dzisiaj się boją. Tym bardziej że wszyscy oskarżeni są na wolności. Bardzo trudno było nakłonić kogokolwiek do mówienia, raz nawet zostałam poszczuta psem - mówi Monika Góra, autorka książki "Miasteczko Zbrodni. Dlaczego zginęła Iwona Cygan". W rozmowie z kobieta.gazeta.pl dziennikarka śledcza wraca do sprawy, w której wciąż nie zapadł wyrok. Główni oskarżeni wyszli na wolność.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Najgłośniejsze zaginięcia w Polsce. Nie wszystkie zostały wyjaśnione, nie wszystkich sprawców ukarano

Kiedy w 2017 roku policjanci z Archiwum X sprowadzili do Polski poszukiwanego międzynarodowym nakazem aresztowania wówczas 46-letniego Pawła K. ps. "Młodego Klapę", media pisały o wielkim przełomie w nierozwikłanej od 19 lat sprawie morderstwa siedemnastolatki ze Szczucina. 

Przypomnijmy, że do wyjątkowo bestialskiego zabójstwa Iwony Cygan doszło w nocy z 13 na 14 sierpnia 1998 roku. Zwłoki nastolatki znaleziono po południu, zaledwie kilka kilometrów od jej domu na terenie miejscowości Łęka Szczucińska, tuż przy wale wiślanym w pobliżu drogi prowadzącej do Warszawy. Na całym jej ciele odkryto liczne ślady bicia i znęcania się. Skrępowano jej ręce, z uszu wyrwano kolczyki, a na szyi zaciśnięto pętlę wykonaną z drutu. Spodnie nastolatki zostały opuszczone do kolan, choć śledczy wykluczyli możliwość, jakoby dziewczyna miała zostać zgwałcona. Stwierdzono jednak, że 17-latka próbowała się bronić. Dziewczyna zmarła w wyniku uduszenia.

W miejscu, gdzie znajdowało się ciało zamordowanej, przeprowadzono całodzienne oględziny i zabezpieczono dowody, m.in. ubrania Iwony i pustą butelkę po winie. Uwagę techników kryminalistycznych przykuł charakterystyczne wgniecenie na trawie. Zabezpieczono też m.in. nitki w kolorze biskupim. Zdjęcie odcisków palców nie dało jednak odpowiedzi na pytanie, kto mógł dopuścić się tego czynu.

Była bita po całym ciele

- Oni mordowali, oni tam się znęcali nad tym dzieckiem, odbierali jej życie. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co ona myślała, jak ją mordowali. Nie idzie sobie tego wyobrazić, tego strachu. Znęcali się nad nią. Zginęła, bo się im nie poddała. Ja czasem myślę, że jakby im uległa, to by żyła. Bita już była w tym "Trabancie" [miejscowy bar - red.]. Jak zeznaje świadek, to ona już nogi ciągnęła za sobą, jak szli do auta - mówił w rozmowie z dziennikarką Radia ZET Klaudią Bochenek Mieczysław Cygan, ojciec zamordowanej nastolatki.

- Była bita po całym ciele, miała dwukrotnie złamaną żuchwę. To były uderzenia cykliczne, naprzemienne. Miała dużą ranę w głowie. I ten drut to już było ostateczne doprowadzenie do śmierci - mówiła z kolei w 2017 r. Aneta Kupiec, jedna z sióstr Iwony, w programie "Uwaga!" telewizji TVN.

"Młody Klapa" w areszcie

W 2017 roku pojawiła się nadzieja, że nierozwikłana od blisko 20 lat, jedna z najbardziej tajemniczych spraw polskiej kryminalistyki może mieć swój finał i sprawca w końcu trafi za kratki. Liczyła na to rodzina ofiary i wiele osób zaangażowanych w śledztwo. Paweł K. ps. "Młody Klapa" został sprowadzony z Austrii, gdzie pracował. Najpierw trafił do wiedeńskiego aresztu.

Wkrótce on i jego ojciec Józef K. ps. "Stary Klapa" - który zdaniem prokuratury miał pełnić rolę pełnomocnika w zbrodni - usłyszeli zarzuty. Pawła K. oskarżono o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Według Prokuratury Krajowej, z ramienia której śledztwem kieruje prokurator Piotr Krupiński oraz policyjnego Archiwum X, to właśnie oni oraz Robert K. ps. "Trabant" stoją za makabrycznym morderstwem 17-latki.

7 czerwca 2018 roku na ławie oskarżonych zasiadło łącznie 17 osób, w tym 14 policjantów, oskarżonych o tuszowanie sprawy.

Co prawdopodobnie wydarzyło się tamtej nocy według śledczych?

13 sierpnia 1998 roku Iwona Cygan wraz ze swoją przyjaciółką Renatą G. jechały autem, którym kierował  "Młody Klapa" - miał wówczas 27 lat. Towarzyszył mu "Stary Klapa", jego ojciec oraz Robert K. ps. "Trabant". Grupa dotarła do szczucińskiego baru "U Trabanta", a Paweł K. miał zmuszać Iwonę do seksu. Gdy nastolatka się nie zgodziła, pobito ją do nieprzytomności, a następnie zawleczono z powrotem do auta i wywieziono.

Moment zabójstwa nastolatki miał widzieć nieżyjący już świadek, Tadeusz D. Z kolei między innymi na mocy zeznań byłego sierżanta Leszka W., (który miał widzieć, jak oprawcy ciągną nieprzytomną i skatowaną Iwonę do samochodu - red.) aresztowano i oskarżono m.in. 14 policjantów, który mieli mataczyć w śledztwie. Zarzuty usłyszała także ówczesna najlepsza przyjaciółka zamordowanej, Renata G. 

Według powtarzanych w Szczucinie pogłosek, pracujący w Austrii Paweł K. i Robert K. ps. "Trabant" (właściciel szczucińskiego baru "U Trabanta") mieli pod koniec lat 90. parać się handlem ludźmi. Spekulowało się o tym, iż obydwaj mieli proponować kobietom pracę w charakterze sprzątaczek w Austrii, a tak naprawdę wywozili je do agencji towarzyskich, handlowali pornografią i narkotykami. Ponadto na przestrzeni lat toczącego się śledztwa, w tajemniczych okolicznościach zginęli Robert K. ps. "Trabant" i Tadeusz D. Mówiono także o swoistym układzie szczucińskiego półświatka z lokalnymi władzami, spekulowano o tym, że Iwona mogła być zmuszana do seksu z ważnym politykiem, który przebywał wtedy w Szczucinie. Szybko zaczęto mówić o zmowie milczenia, która spowiła Szczucin po dramatycznej śmierci młodej dziewczyny.

Główny oskarżony o morderstwo Iwony Cygan wychodzi z aresztu. "Młody Klapa" odpowiada z wolnej stopy

Nieoczekiwany zwrot, który wstrząsnął całą Polską, nastąpił w czerwcu 2022 roku. Decyzją Sądu Okręgowego w Rzeszowie główny oskarżony Paweł K. po pięciu latach został wypuszczony z aresztu. Wcześniej w październiku na wolność wyszedł jego ojciec Józef K.

Media donosiły o strachu, który z powrotem padł na mieszkańców Szczucina. O swoje bezpieczeństwo obawiała się też rodzina zamordowanej 17-latki. Proces trwa, a "Młody Klapa" i reszta odpowiadają z wolnej stopy. W sprawie nie zapadł jeszcze wyrok, pomimo tego, iż dzisiaj od zabójstwa młodej mieszkanki Szczucina mija blisko 25 lat.

Przed zabójstwem Iwona zaczęła się przyjaźnić z Renatą G. To zmieniło jej życie

Monika Góra, dziennikarka śledcza i autorka książki pt. "Miasteczko Zbrodni. Dlaczego zginęła Iwona Cygan?" spędziła wiele czasu, gromadząc dokumenty, relacje świadków, zeznania i podążając drogą tragicznych wydarzeń z końca lat 90. Reporterka rozmawiała z bliskimi ofiary, mieszkańcami miasteczka, przejrzała część akt i weryfikowała działania prokuratury oraz Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

- Iwona była sympatyczną, inteligentną dziewczyną. Uczyła się w liceum w Dąbrowie Tarnowskiej. Miała kochających rodziców i siostry, z którymi była bardzo związana. Pochodziła z normalnej, ciepłej rodziny. Jak normalna nastolatka lubiła czasem spotkać się ze znajomymi i posiedzieć przy soku w lokalnym barze. W Szczucinie nie było zbyt wiele atrakcji dla młodzieży. Wszyscy spotykali się na dyskotece albo chodzili do miejscowych restauracji na frytki i coś do picia. Niestety, mniej więcej dwa lata przed zabójstwem Iwona zaczęła się przyjaźnić z Renatą G., koleżanką z podstawówki, której siostra wyjeżdżała do Austrii i miała bliski kontakt z grupą "Austriaków". To zmieniło jej spokojne życie - mówi dziennikarka w rozmowie z kobieta.gazeta.pl.

Iwona zginęła, bo usłyszała albo zobaczyła coś, czego nie powinna

Reporterka zastrzega, że na razie nie można z całą pewnością stwierdzić, kto zamordował Iwonę, ponieważ sprawa toczy się w sądzie. -  Natomiast na podstawie aktu oskarżenia i moich własnych rozmów z rodziną Iwony i mieszkańcami Szczucina możemy pospekulować, dlaczego Iwona zginęła. Moim zdaniem Iwona, kolegując się z Renatą, niechcący zetknęła się z dość nieciekawym towarzystwem ludzi pracujących w Austrii, zwanych w Szczucinie "Austriakami". Niektórzy członkowie tej grupy - zgodnie z ustaleniami prokuratury - zajmowali się różnymi przestępczymi interesami, między innymi handlem kobietami i narkotykami - kontynuuje nasza rozmówczyni.

Moim zdaniem nie robili tego na własną rękę, byli z całą pewnością lokalnymi pionkami jakiejś większej grupy, ale śledczy nie ustalili jakiej. Wydaje mi się, że Iwona zginęła, bo usłyszała albo zobaczyła coś, czego nie powinna była widzieć i słyszeć. Być może była świadkiem jakiegoś nielegalnego procederu i zagroziła, że o nim opowie - mówi.

Snuje hipotezę, że Iwona mogła być zmuszana do spędzenia nocy z jakimś ważnym politykiem, który był wtedy w Szczucinie. - Nie zgodziła się, dlatego została pobita do nieprzytomności, a następnie zamordowana. Te dwie teorie zresztą mogą się łączyć, bo mam przeczucie, że niektórzy wysoko postawieni politycy osłaniali nielegalne interesy "Austriaków" w Szczucinie - dodaje Góra.

Ludzie w Szczucinie do dzisiaj się boją

Przyznaje, że podczas pracy nad książką napotkała na swojej drodze wiele przeszkód. 

Ludzie w Szczucinie do dzisiaj się boją. Tym bardziej że wszyscy oskarżeni są na wolności. Bardzo trudno było nakłonić kogokolwiek do mówienia, raz nawet zostałam poszczuta psem - opowiada.

 - Ale chyba nie możemy używać stwierdzenia "zmowa milczenia", bo to sugeruje, że mieszkańcy Szczucina się zmówili, aby nie powiedzieć prawdy. Moim zdaniem ci, którzy coś wiedzieli, bali się. Dlatego milczeli. I był to strach uzasadniony, bo w Szczucinie panowało przekonanie, że Tadeusz D. zginął, bo chciał powiedzieć, co na ten temat wie - wskazuje.

Tadeusz D., który zaginął nagle w styczniu 1999 roku, miał twierdzić, że wie, kto zabił Iwonę. Jak podkreśla Monika Góra, miał powiedzieć o tym tylko policjantowi Leszkowi W., ale ten nawet nie sporządził z tego notatki służbowej.

Kilka miesięcy po zaginięciu ciało Tadeusza D. wyłowiono z Wisły.

O świcie wiedzieli, że Iwona leży na wałach

Zdaniem Moniki Góry, śledztwo ws. morderstwa nastolatki "było utrącane, i to od dnia zabójstwa".

- Jest świadek, który mówił, że widział policjantów pochylających się nad ciałem Iwony już rankiem, kilka godzin przed odkryciem jej zwłok. Inny policjant zeznał, że rano, gdy wszedł na komisariat w Szczucinie, toczyła się dyskusja o tym, że ciało młodej dziewczyny leży nad Wisłą. Może to dowodzić, że szczucińscy funkcjonariusze już o świcie wiedzieli, że Iwona leży na wałach. Ale nic nie zrobili, czekali. "Oficjalnie" ciało nastolatki zostało odnalezione dopiero po drugiej po południu. Możliwe, że na tym etapie lokalni policjanci, być może uwikłani w osłanianie nielegalnych interesów grupy "Austriaków", działali z własnej inicjatywy - uważa dziennikarka.

Monika Góra zwraca jednak uwagę na to, że jakiś czas później postępowanie przejęła policja w Dąbrowie Tarnowskiej, a nadzór nad nim - najpierw komenda w Tarnowie, a od stycznia 1999 roku komenda wojewódzka w Krakowie.

Nie ponieśli żadnych konsekwencji

- Wiem, że Marek A., wtedy funkcjonariusz wydziału kryminalnego krakowskiej komendy przyjeżdżał do Szczucina, był na bieżąco ze sprawą. W 2014 roku został naczelnikiem jej wydziału kryminalnego. Poza tym śledztwo prowadził prokurator, i to nie jeden. Oni wszyscy musieli wiedzieć o nieprawidłowościach. Jednak nie ponieśli żadnych konsekwencji, nie są oskarżeni. Zarzuty dostali tylko lokalni policjanci - zaznacza.

Jej zdaniem należy wspomnieć, że oskarżeni funkcjonariusze zeznali przed rzeszowskim sądem, że Paweł K., jego ojciec Józef K. i nieżyjący już Robert K. byli podejrzewani przez nich od samego początku. Prowadzono też rozpoznanie operacyjne o kryptonimie "Bestia", w którym sprawdzano te osoby.

Rozkaz szedł z góry

- Potwierdził mi to w rozmowie ówczesny naczelnik wydziału dochodzeniowego z Dąbrowy Tarnowskiej, Bogdan M. Mówił, że pewne działania zastopowała krakowska komenda wojewódzka. Powiedzieli mu, żeby dał sobie z tym spokój. Moim zdaniem rozkaz szedł z góry - kwituje.

Dlaczego przez blisko 20 lat organy ścigania nie były w stanie jednoznacznie wskazać głównych sprawców zbrodni? 

Myślę, że to śledztwo było przez te wszystkie lata celowo tak prowadzone, żeby sprawa nie wyszła. Musiał istnieć jakiś układ polityczno - towarzyski, który to umożliwiał. Bo przecież tym zabójstwem zajmowała się też Prokuratura Okręgowa w Tarnowie, a nawet Prokuratura Apelacyjna w Krakowie. I one też nie były w stanie nic wyjaśnić - podkreśla Monika Góra.

Kto postanowił, że Iwona musi zostać uciszona?

Autorka książki "Miasteczko zbrodni", pytana o to, które wątki w sprawie zostały niedostatecznie zbadane, odpowiada, że przede wszystkim nie odpowiedziano na pytanie, na czyje zlecenie działali "Austriacy"? Którzy politycy i dlaczego ich osłaniali? - Kto postanowił, że Iwona musi zostać uciszona? Kto wyżej zadecydował, że śledztwo w sprawie jej śmierci zostanie umorzone? Na te pytania powinna odpowiedzieć prokuratura prowadząca śledztwo, ale nie odpowiedziała. Choć myślę, że śledczy znają odpowiedzi - podkreśla.

Czy Iwona mogła zostać zamordowana, bo nie chciała wyjechać za granicę do pracy w domu publicznym? Teoretycznie istnieje taka możliwość, ale wraz z upływem czasu wydaje mi się coraz mniej prawdopodobna. Iwona nie była taką osobą, którą można było do takiej pracy zmusić. Trudno mi uwierzyć, że ktoś mógłby mieć taki plan - podsumowuje dziennikarka.
Więcej o: