Kasia Domeracka na pozór była zwyczajną licealistką. 17-latka miała sporo znajomych, a nauka nie sprawiała jej problemów. Od jakiegoś czasu spotykała się z dwudziestokilkuletnim Łukaszem. Jednak jej bliscy nie akceptowali tej relacji. Kilka dni przed swoim zaginięciem Kasia zamieszkała wraz z dziadkami w Warszawie na Mokotowie. Przyczyniły się do tego złe relacje dziewczyny z matką i ojczymem.
9 maja 2000 roku Kasia pojechała ze znajomymi nad Zegrze. Opuściła ich jednak po tym, jak otrzymała SMS-a. Nie powiedziała, z kim zamierza się spotkać. To wtedy znajomi widzieli ją po raz ostatni. Gdy Kasia nie wróciła do domu, bliscy zgłosili zaginięcie dziewczyny.
W czasie śledztwa okazało się, że nastolatka pisała pamiętnik. Poza tym jej chłopak Łukasz zdradził, że dziewczyna prosiła go o pomoc w zakończeniu pewnej toksycznej relacji. Z pamiętnika nastolatki wynikało, że chodziło o znajomość z pewnym prawnikiem, który był równolatkiem jej zmarłego ojca. Miał on wspierać rodzinę po śmierci mężczyzny. Śledczy dowiedzieli się także, że prawnik uwiódł dziewczynę i wykorzystał seksualnie.
Jak wynika z relacji jednej z koleżanek nastolatki, Kasia powiedziała jej, że całowała się z mecenasem. Jakiś czas później zdradziła, że doszło między nimi do współżycia. Śledczym udało się także ustalić, że prawnik założył dziewczynie subkonto, na które przelewał drobne kwoty. Co więcej, później wynajął mieszkanie, w którym spotykał się z nastolatką.
W czasie śledztwa okazało się, że przesłuchiwana wcześniej koleżanka ukrywała inny notes Kasi. I co ważne, znajdowało się w nim znacznie więcej zapisków na temat relacji nastolatki z mecenasem. Śledczy natrafili między innymi na daty i adresy hoteli, w których się spotykali. Zeznania obsługi hotelowej potwierdziły, że mężczyzna był w tych miejscach z dziewczyną.
Kasia w notatniku zdradziła także, że chciała, by prawnik zostawił dla niej żonę. Nastolatka wysłała do ich domu kartki z prowokacyjnymi wiadomościami. Z tego powodu miała być kilkukrotnie uderzona przez mężczyznę.
Śledczy odkryli także, że tuż po zaginięciu Kasi mecenas oddał swoje auto do specjalistycznej myjni. Zamówił w niej pranie tapicerki. Później w bagażniku samochodu znaleziono kilka włosów, które należały do nastolatki. Natomiast w domu prawnika znajdował się but z zaschniętą krwią. Co ciekawe, mężczyzna stwierdził, że to krew sarny.
- Powiedziałem mu, że to bardzo ciekawe. Tym bardziej że nie jest członkiem Związku Łowieckiego. Wtedy zamilkł
- zdradził w rozmowie z crime.com jeden z policjantów, który zajmował się sprawą.
Niestety nie udało się potwierdzić, że krew należała do Kasi. Prokuratura wysłała do go do cywilnej uczelni w Gdańsku. Było to wówczas jedyne miejsce, w którym wykonywano badania porównawcze DNA. But zaginął jednak w niewyjaśnionych okolicznościach. Z tego powodu nie można było postawić mężczyźnie zarzutu zabójstwa.
Ciała Kasi nigdy nie odnaleziono. Jak podaje Onet.pl, znany prawnik nigdy nie przyznał się do utrzymywania kontaktów seksualnych z dziewczyną. Jak twierdził, spotkał się z nią po raz ostatni 5 maja 2000 roku. Jednak bilingi telefoniczne wykazały, że dzwonił do Kasi zarówno 9, jak i 10 maja.
Robert Koniuszy z Komendy Rejonowej Policji dla Mokotowa w 2021 poinformował media, że sprawa uległa przedawnieniu i została zawieszona. - Aktualnie akta figurują jako poufne - powiedział Koniuszy.