Martynika Ł. pracowała jako dziennikarka we wrocławskim oddziale Telewizji Polskiej. Uchodziła za wesołą i pełną pasji dziewczynę. W pracy poznała swoją wielką miłość – starszego o 13 lat realizatora Jana Sz. i choć oboje byli wówczas w związkach małżeńskich, nie stanęło to na przeszkodzie do płomiennego romansu.
W pracy nie kryli się ze swoim uczuciem i o ich relacji wiedzieli niemal wszyscy. Martynika zakochała się bez pamięci. Zapewniała, że jest gotowa wziąć rozwód i związać się z Janem. Mężczyzna również przekonywał, że zamierza odejść od żony. Martynika zaszła w ciążę, gdy Jan był w trakcie rozwodu. Planowali wspólną przyszłość i wynajęli mieszkanie przy ulicy Macedońskiej we Wrocławiu. Dziewczyna w listach do przyjaciółki miała pisać, że nie może doczekać się wspólnego życia.
Była pewna, że Jan jest tym jedynym i czuła, że uczucie jest odwzajemnione. 28 lipca Martynika wyjechała na weekend do koleżanki. Jan był ostatnią osobą, która widziała dziewczynę żywą, ponieważ przed wyjazdem przyniosła mu do pracy drugie śniadanie. Nikt nie podejrzewał, że mogłoby się stać coś złego, jednak gdy Martynika nie wraca z wyjazdu, Jan poinformował o tym jej rodziców. Przekonywał, że zaczął się martwić, bo dziewczyna się do niego nie odezwała. Wspólnie z rodzicami udał się do mieszkania na Macedońskiej. Gdy nikt im nie otworzył, wyłamał zamek. Kiedy wszyscy weszli do środka, przeżyli szok.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Pierwszy niepokój wzbudziła leżąca w korytarzu splądrowana torebka. Jan zaczął przeszukiwać mieszkanie. Ciało ukochanej znalazł w wannie. Była pobita, a na jej twarzy leżała dziecięca kołderka. Na widok martwej córki matka miała powiedzieć Janowi, że to on ją zabił. Rodzice od początku byli przekonani, że za śmiercią Martyniki stoi jej kochanek. Jan został głównym podejrzanym. Po sekcji zwłok okazało się, że Martynika nie żyła od kilku dni. Sprawca pobił ją, a potem poddusił i nieprzytomną zaniósł do wanny wypełnionej wodą i utopił. Jan Sz. wielokrotnie zmieniał zeznania. Stwierdził, że w dniu wyjazdu Martyniki był pod drzwiami mieszkania i znalazł karteczkę z prośbą o kontakt pozostawioną przez jej koleżankę. Śledczym nasuwało się wiele pytań. Dlaczego mężczyzna nie wszedł do środka, skoro miał klucze? I po co tam poszedł, wiedząc, że dziewczyny nie będzie w domu?
W toku śledztwa okazało się, że okłamywał Martynikę w sprawie rozwodu, a jego żona nie miała pojęcia o romansie. Policjanci podejrzewali, że dziewczyna mogła dowiedzieć się o kłamstwach kochanka, w wyniku czego mogło dojść do awantury. Jan został uznany za winnego śmierci Martyniki Ł, a 13 marca 1992 roku sąd skazał go na karę 25 lat więzienia. Motywem zbrodni miał być strach przed ujawnieniem romansu przed żoną. Wyszedł na wolność po 11 latach, gdy w 2001 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski go ułaskawił.