Zamordowano jej syna, później sama zaczęła zabijać. Mówiła, że duch kazał jej to zrobić

Elżbieta M. nade wszystko kochała syna, którego zamordowano, gdy miał zaledwie 11 lat. Kobieta już się po tym nie pozbierała, a kilka tygodni później sama dokonała morderstwa. Gdy wyszła z więzienia, brutalnie udusiła zaledwie 8-letnią Magdę. Twierdziła, że kazał je to zrobić duch zmarłego syna.

Elżbieta M. nade wszystko kochała swojego synka. Pod koniec lat 90. wraz z nim postanowiła przeprowadzić się do Tarnowa. Tam planowała rozpocząć nowe życie po tym, gdy mąż przez lata znęcał się nad nią i chłopcem. Choć na początku wydawało się, że decyzja jest słuszna i życie matki i dziecka zmierza ku lepszemu, już dwa lata później doszło do tragedii, która na zawsze odmieniła Elżbietę M. W październiku 2000 r. zaledwie 11-letni Amadeusz został zamordowany. W toku postępowania ustalono, że chłopiec wracał do domu wieczorem i spotkał bezdomnego Roberta N. Ten udusił chłopca, a jego ciało porzucił w zsypie na śmieci w okolicznym budynku. Twierdził, że nie chciał tego zrobić, a do morderstwa doszło przypadkiem. Mężczyznę skazano na 12 lat więzienia.

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Zobacz wideo Najgłośniejsze zaginięcia w Polsce. Nie wszystkie zostały wyjaśnione, nie wszystkich sprawców ukarano

Elżbieta M. nie mogła pogodzić się ze śmiercią Amadeusza. Próba nawiązania relacji z kolegą z pracy skończyła się tragicznie

Każdy, kto znał Elżbietę M., zdawał sobie sprawę, jak silna więź łączyła ją ze zmarłym chłopcem. Kobieta miała nie dogadywać się z rodziną, z którą zerwała kontakty, więc Amadeusz był dla niej najbliższy. Gdy zmarł, nie odwiedzała go często na cmentarzu, co bardzo dziwiło jej znajomych. Kilka tygodni po śmierci syna Elżbieta postanowiła znaleźć bliską osobę, z którą mogła dalej iść przez życie. Zadurzyła się w koledze z pracy, który pocieszał ją po śmierci chłopca, jednak ten był już w związku z 21-letnią Katarzyną O. Nie wiadomo, czy nawiązali romans, czy kobieta podkochiwała się w nim w tajemnicy. Pewnego dnia nawiązała kontakt z młodą Katarzyną i namówiła ją na spotkanie w swoim mieszkaniu. Na miejscu kobiety pokłóciły się. Elżbieta pobiła kobietę na śmierć, a po trzech dniach przeniosła jej ciało do windy i podpaliła. Ustalenie, kto był sprawcą czynu nie było trudne, ponieważ sąsiedzi kilka dni wcześniej słyszeli krzyki Katarzyny O., a w wysprzątanym mieszkaniu technicy znaleźli włosy ofiary, które znajdowały się w odkurzaczu. Elżbieta M. trafiła do aresztu, po czym skazano ją na 11 lat pozbawienia wolności.

Kobieta uskarżała się na problemy ze zdrowiem, dlatego już w 2006 r. podjęto decyzję o warunkowym wypuszczeniu jej z więzienia. Zamieszkała w wynajętym mieszkaniu wraz z koleżanką Krystyną i przez pewien czas prowadziła w miarę spokojne, normalne życie. Nic nie zwiastowało, że zaledwie rok później dokona kolejnego strasznego czynu.

Zwabiła ośmiolatkę do mieszkania i udusiła. Morderstwo wyglądało podobnie do zbrodni popełnionej na jej synu

W marcu 2006 r. Elżbieta planowała udać się na cmentarz, by odwiedzić grób syna, czego nie robiła często. Nie wiadomo, czy tam dotarła, jednak pewne jest, że udała się z wizytą do jednej z tarnowskich podstawówek. Tam wypatrzyła 8-letnią Madzię, którą zaczepiła pod budynkiem i zachęciła, by poszła razem z nią. Zaprowadziła dziecko do mieszkania, które wynajmowała wraz z koleżanką Krystyną, zanim przeprowadziły się w inne miejsce. Okazuje się, że wciąż miała do niego klucze. Elżbieta udusiła dziewczynkę. Do czynu kobieta wykorzystała pocięty na kawałki bandaż. Po wszystkim porzuciła szkolny plecak dziecka i ukradła sąsiadom wózek, by przenieść ciało Madzi w pobliskie krzaki, celem zakopania jej w prowizorycznej mogile. 

Plan się nie udał, ponieważ po drodze spotkała grupkę mężczyzn. Ci szybko zwrócili uwagę na kobietę i wózek, z którego wystawały nogi Madzi. Wtedy wieści o zaginięciu dziewczynki już się rozniosły i prawdopodobnie byli jednymi z tych, którzy jej szukali. Zaczepiona 36-letnia Elżbieta z podenerwowaniem powiedziała, że udaje się z dzieckiem do przychodni, ponieważ zachorowało na anginę, jednak jeden z mężczyzn zauważył, że idzie w zupełnie innym kierunku. Wtedy poprosiła, by przypilnowali dziecko. Wyjaśniła, że chce zadzwonić po karetkę. Gdy mężczyźni odsłonili twarz Madzi, okazało się, że jest zupełnie sina i nie żyje. Szybko pojęli, co się stało i ruszyli w pościg za uciekającą Elżbietą M. Gdy ją schwytali, powiadomili policję i przytrzymali kobietę aż do przyjazdu władz.

Elżbieta M. próbowała wyjaśnić, dlaczego zamordowała 8-letnią Madzię. Powiedziała, że nakazał jej to zmarły syn

Elżbieta M. od początku gubiła się w zeznaniach i co chwilę zmieniała wersję zdarzeń. Najpierw mówiła, że znalazła chore dziecko przy szkole i chciała mu pomóc, a później twierdziła, że cierpi na zaniki pamięci. Mówiła też, że chciała zaprowadzić dziewczynkę do jej domu, oraz że mocno ją przytuliła i więcej już nie pamięta. Gdy wreszcie przyznała się do winy, zaszokowała jeszcze innym zeznaniem. Stwierdziła, że jest nawiedzana przez ducha zmarłego syna, który miał przychodzić do niej w różnych sytuacjach i niezależnie od jej woli. Chłopiec miał podsuwać jej propozycje i plany kolejnych morderstw. Miał też domagać się sprowadzenia dziecka, które byłoby dla niego przyjacielem i towarzyszem zabaw. Wyznanie kobiety wzbudziło czujność śledczych, którzy postanowili sprawdzić, czy Elżbieta M. była poczytalna w trakcie dokonania zabójstwa. Kilkukrotna obserwacja psychiatryczna nie przyniosła jednoznacznych wyników. Niektórzy lekarze twierdzili, że kobieta może symulować, podczas gdy inni wysnuwali opinię, że jest chora.

Elżbieta M. była poczytalna w momencie dokonywania przestępstwa. Skazano ją na dożywocie

Po pewnym czasie uznano, że kobieta doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co robiła. Zauważono, że prawdopodobnie chciała zostać uznana za niepoczytalną, by, zamiast do więzienia, trafić do zakładu psychiatrycznego. Elżbieta M. kilka razy prosiła prokuratora o zwrócenie uwagi na to, że cierpi na choroby psychiczne. Po apelacjach i próbach złagodzenia kary uznano, że nie było żadnych okoliczności łagodzących, dlatego tym razem Elżbietę O. skazano na dożywotnie pozbawienie wolności.

Więcej o: