Był 1997 rok, kiedy warszawscy maturzyści spotkali się przy ognisku. Chcieli spędzić miło czas i pożegnać się z kolegami z klasy, jednak na polanie pojawiła się grupa rozwścieczonych dresiarzy, a piątkowy wieczór nie potoczył się tak, jakby tego oczekiwali. Grupa zaatakowała maturzystów. Bili kijami bejsbolowymi i pięściami. Gdy młodzi zaczęli uciekać, Tomasz skrył się w krzakach. Został porwany i przetrzymywany w jednym z mieszkań. Grupie miała przewodzić 24-letnia Monika Sz.
Tomasz zdał maturę i planował studia architektoniczne na Politechnice Warszawskiej. W piątek 13 czerwca razem ze znajomymi rozpalił ognisko na polanie w warszawskim Parku Młocińskim. Na imprezie było 30 osób. Około północy na polanie pojawiła się grupa pijanych i uzbrojonych w kije bejsbolowe dresiarzy z Łomianek. Szybko wszczęli awanturę, wyganiając nastolatków z parku. Uważali, że to "ich miejsce", a maturzyści nie mają prawa tutaj przebywać.
Napastnicy wypytywali nastolatków o to, kto siedział za kierownicą forda stojącego na pobliskim parkingu. Kierowca miał wjechać w ich samochód. Młodzi nie mieli pojęcia, kto prowadził auto i widząc coraz większą eskalację agresji, zaczęli uciekać. Tomasz Jaworski ukrył się w krzakach, lecz napastnicy go zauważyli. Zaczęli bić. Jeden z nich rozbił na głowie chłopaka kij bejsbolowy. Potem zaciągnęli go do auta. Głowę i rękę przytrzasnęli mu klapą od bagażnika, a potem zabrali Tomasza do mieszkania Moniki Sz.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
W mieszkaniu dresiarze wspólnie z Moniką przywiązali chłopaka do kaloryfera i przez 20 godzin kopali go, bili i przypalali papierosami. Pomiędzy aktami przemocy jedli i spożywali alkohol. Oprawcy chcieli dowiedzieć się, czyj samochód stał na parkingu, a kiedy dotarło do nich, że Tomasz nie ma pojęcia, o czym mówią, postanowili go zamordować. Wiedzieli, że jeśli puszczą go wolno, chłopak ich rozpozna i wskaże policji. Otrzymał 4 ciosy nożem prosto w serce. Jego ciało wrzucili do dołu przy Kanale Żerańskim, podpalili, a potem zakopali. Po zatrzymaniu sprawców opinia publiczna domagała się kary śmierci za tak bestialską zbrodnię. Jeden z oprawców współpracował z policją i otrzymał wyrok 15 lat więzienia. Monika Sz. i drugi z jej wspólników otrzymali karę dożywocia.