Tak wspominają najgorsze momenty ze spowiedzi. "Zareagował tak, jakbym przyznała się do gwałtu"

- Ksiądz zaczął dopytywać: co mam konkretnie na myśli? Gdzie to było i dlaczego? To było potwornie wstydliwe. - Zasugerował, że jak będę potrzebowała pomocy, to Bóg się ode mnie odwróci - wspominają nasze rozmówczynie. Niektóre z nich całkiem zrezygnowały z przystępowania do spowiedzi.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Sekielski: Chciałem, żeby po naszym filmie zaczęła się dyskusja. I tak się stało, i to w samym Kościele

Niedawno Robert Biedroń opublikował w swoich mediach społecznościowych fragment wyznania Marty Śliwickiej, którą na Instagramie śledzi ponad 49 tysięcy osób. Blogerka kulinarna opisała swoje doświadczenia z czasów, kiedy miała 15 lat i uczęszczała do szkoły katolickiej. Podczas spowiedzi usłyszała od księdza skandaliczne pytanie.

'A jak tam twoje stosunki z chłopcami Marta?', odpowiedziałam: 'Dobrze, dziękuję'. On: 'Ale nie rozumiesz... Jak tam twoje STOSUNKI z chłopcami!' " - brzmiała treść udostępnionego przez nią wspomnienia.

Marta Śliwicka podzieliła się tym wyznaniem po tym, jak dowiedziała się, że ksiądz, który ją spowiadał (i był jednocześnie dyrektorem w jej szkole), miał podglądać, fotografować i dotykać dziewczęta podczas pracy w Kopenhadze.

"Ta wymiana zdań oburza sama w sobie, a odbyła się w konfesjonale między księdzem a 15-letnią dziewczyną! Spowiedź? Tylko dla pełnoletnich" - skomentował polityk Lewicy.

Post wywołał falę reakcji ze strony internautów, a szczególne poruszenie wzbudził komentarz jednej z kobiet, która także przywołała swoje wspomnienia z młodości.

"Miałam 16 lat gdy podczas spowiedzi ksiądz (paulin na Jasnej Górze) zbliżył twarz do kraty i powiedział: 'Nie odsuwaj się dziecko, bo chciałbym zobaczyć Twoje śliczne cycuszki'. Wstałam i wyszłam. Od tamtej pory, a minęło już 60 lat, do kościoła chodzę tylko wtedy gdy mnie przymuszają okoliczności typu śluby, chrzty, ewentualnie pogrzeby i czuję się z tym bardzo dobrze" - napisała kobieta.

"Zareagował tak, jakbym co najmniej przyznała się do gwałtu"

Opisane wyżej doświadczenia nie są wyjątkiem. Zapytałyśmy o nie kilka kobiet, każda z nich opowiedziała o swoich przeżyciach i refleksjach. Na szczęście, nie każda doświadczyła tak radykalnego przekroczenia granic. Mimo wszystko incydenty, które miały miejsce w konfesjonale, na stałe zapisały się w ich pamięci.

- Zacznę od tego, że kiedyś regularnie chodziłam do spowiedzi. Nawet raz na miesiąc. Bo w czasach, gdy nie miałam zdiagnozowanej depresji, szukałam wsparcia w takiej ekstremalnej duchowości. I brałam te wszystkie zasady religijne bardzo na poważnie. Dzisiaj jestem wierząca, ale nie praktykuję. U spowiedzi byłam ostatnio sześć lat temu - mówi nam Klaudia.

Co mnie zniechęciło? Moja ostatnia spowiedź miała miejsce, gdy byłam 24-latką. Wyznałam wówczas, że się z kim pocałowałam po pijaku na imprezie. Teraz wydaje mi się to śmieszne, że w ogóle się z tego spowiadałam. Mój spowiednik bardzo się oburzył. Zareagował tak, jakbym co najmniej przyznała mu się do gwałtu czy molestowania jakiejś innej osoby

- kontynuuje. Potem duchowny zaczął wypytywać ją o szczegóły, co było bardzo niezręczne.  - Po tym jak na mnie nakrzyczał, kazał mi przyjść do siebie następnego dnia na parafię na "konsultację". Oczywiście nie poszłam. Z obecnej perspektywy cała ta sytuacja wydaje mi się absurdalna - ocenia nasza rozmówczyni.

I dodaje:

Wiem, że są gdzieś na świecie pewnie normalni spowiednicy. Ale ja mam z tym jeszcze inny problem. Bo Kościół nakłania nas do spowiadania się z rzeczy, które np. wg mnie grzechem nie są. I po co miałabym o nich mówić, skoro nie zamierzam zmienić swojego postępowania?

"Bałam się chodzić do spowiedzi"

Matylda była wtedy nastolatką we wczesnym etapie dorastania i jej historia niestety przypomina tę opisaną przez blogerkę Martę Śliwicką. Była też bardzo wierząca i zastanawiała się, jak powiedzieć księdzu o masturbacji - była wówczas przekonana, że jest ona grzechem. - Stresowałam się i wymyślałam różne wyrażenia, za pomocą których mogę to opisać tak, żeby nie mówić wprost - wspomina.

- W końcu wyznałam prawdę, a ksiądz zaczął dopytywać: co mam konkretnie na myśli? Nic nie odpowiedziałam, dalej klęczałam w ciszy. Dopytywał, co dokładnie robiłam. Pamiętam, że totalnie mnie zamurowało. Spłynęła na mnie taka fala zażenowania i wstydu. On jeszcze trochę drążył - gdzie to było i dlaczego. Cisza z mojej strony trwała ze dwie minuty. W końcu odpuścił, udzielił jakiegoś tam rozgrzeszenia i to było tyle. 

To było potwornie wstydliwe. Potem już nigdy nie poszłam do niego do spowiedzi, widząc go w kościele - omijałam go. Przez kilka następnych miesięcy czułam się absolutnie zawstydzona. Bałam się też chodzić do spowiedzi, a byłam bardzo wierząca

- wspomina. Ostatni raz spowiadała się przy okazji bierzmowania.

- Spowiedź zawsze kojarzy mi się ze wstydem, ze stresem, ale też - i z ulgą. Nie wiem, czy poczucie ulgi po spowiedzi wynika z realnego zrzucenia z siebie jakiegoś ciężaru, czy po prostu z katolickiego wychowania, jakim nas otoczono. Nie chcę być też taka zero-jedynkowa i tak bardzo tę spowied ponieważ wiem, że wielu osobom pomaga. Ale jednocześnie uważam, że przesłanki, które za nią stoją, nie są do końca najlepsze i najczystsze - podkreśla.

Spowiedź według mnie nakręca wstyd i strach. Zrźesztą sam pomysł spowiadania się obcemu człowiekowi ze swoich grzechów uważam za absurdalny

- zauważa.

"Ksiądz zasugerował, że Bóg się ode mnie odwróci"

Edyta z kolei jest osobą wierzącą i praktykującą. Uważa, że "choć za popełnione grzechy powinno się żałować, to czasami odchodząc od konfesjonału, wcale się tego nie robi". - Przykładem jest seks przedmałżeński. Jestem z narzeczonym w ponad siedmioletnim związku. Bardzo dobrze się znamy. Ksiądz na każdej spowiedzi rozgrzeszał mnie z seksu, mimo że nie jesteśmy małżeństwem. Nie pytał, czy żałuję, jednak zawsze bardzo namawiał do zalegalizowania związku przez Bogiem - wspomina.

Zawsze spowiadam się z tego, że nie chodzę co tydzień do kościoła, a ksiądz praktycznie zawsze pyta dlaczego. Kiedyś powiedziałam, że miałam inne obowiązki i bardzo mu się ta odpowiedź nie spodobała. Zasugerował, że jak ja będę potrzebowała pomocy, to Bóg się ode mnie odwróci

- mówi.

Wspomina, że kiedyś przystępowała do sakramentu pokuty dość często, później częstotliwość ta spadła do dwóch razy w roku - na czas świąt.

Po tym, jak zamieszkałam ze swoim narzeczonym, to ksiądz odmówił mi rozgrzeszenia, pytając, czy żałuję. Odpowiedziałam, że nie, bo za rok wychodzę za mąż za tego mężczyznę i szczerze wyznałam, że nie żałuję. Rozgrzeszenia nie dostałam. Wiem, że inne moje koleżanki są w podobnej sytuacji i rozgrzeszania również nie dostały. Taka polityka Kościoła

- wskazuje.

"To absurd"

- Jestem za spowiedzią powszechną. To absurd, że chodzimy do konfesjonału i mówimy swoje grzechy kapłanowi, który sam decyduje, czy nas rozgrzesza, czy nie. Zaraz po wyjściu z konfesjonału i tak popełniamy te same błędy i tak to koło się kręci - ocenia Edyta.

- Nie jest mi dobrze, z tym że nie zostałam rozgrzeszona. Nie zrobiłam nikomu krzywdy. Od razu zapewniłam, że niedługo będziemy małżeństwem i dopiero potem będziemy starać się o dziecko, które wychowamy w wierze katolickiej. To nie był jednak wystarczający argument. Do spowiedzi mam przystąpić dzień przed ślubem, kiedy każdy z nas będzie spał już we własnym domu - podsumowuje nasza rozmówczyni.

*Imiona rozmówczyń zostały zmienione

Więcej o: